Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańszczanin walczy o mistrzostwo świata w... siedzeniu na słupie

(wrób)
Wyczyn Daniela został także odnotowany na specjalnej stronie internetowej http://www.pfahlsitzen.de/
Wyczyn Daniela został także odnotowany na specjalnej stronie internetowej http://www.pfahlsitzen.de/
Siedzi już 69 dni. Żeby zdobyć mistrzowską koronę, pobić rekord Guinnessa i zainkasować 20 tysięcy euro nagrody musi przesiedzieć kolejne 123 doby. Cena, którą płaci za przygodę życia, jest bardzo wysoka: nuda, bezsenne ...

Siedzi już 69 dni. Żeby zdobyć mistrzowską koronę, pobić rekord Guinnessa i zainkasować 20 tysięcy euro nagrody musi przesiedzieć kolejne 123 doby. Cena, którą płaci za przygodę życia, jest bardzo wysoka: nuda, bezsenne noce i przede wszystkim - nieznośny ból siedzenia.

Mistrzostwa świata w jednej z najbardziej ekstremalnych dyscyplin sportu odbywają się w miejscowości Soltau koło Hamburga (północne Niemcy). Wystartowało w nich 9 śmiałków, w tej chwili na słupach pozostało dwóch : 25-letni Polak - Daniel Baraniuk i 44-letni Niemiec Hermann Kümmerlehn. Zasady gry są proste. Trzeba siedzieć dzień i noc na platformie o wymiarach 40 na 60 cm. Każde oderwanie tyłka od drewnianej powierzchni sygnalizują elektroniczne czujniki. Karą jest dyskwalifikacja.

- Daniel to wschodząca gwiazda naszego sportu. Jest debiutantem, a osiągnął już tak wiele - chwali gdańszczanina Klaus Mueller, jeden z organizatorów maratonu.
- Walczę o zwycięstwo. Jestem w świetnej formie, z dnia na dzień coraz bardziej wierzę w to, że uda mi się wysiedzieć rekord - powiedział nam wczoraj Daniel Baraniuk.

To nie jest takie proste, jak się wszystkim wydaje. Siedzenie wymaga żelaznej kondycji, odpowiedniej taktyki, samodyscypliny. Zresztą, wszystko panu wyjaśnię. Mam mnóstwo wolnego czasu - rozpoczyna rozmowę z reporterem "Dziennika" Daniel Baraniuk, nasz gdański kandydat do tytułu mistrza świata w siedzeniu na słupie.

Malowniczy Heide-Park w Soltau koło Hamburga gości słupników po raz szósty. Pfahlsitzen Maraton to najbardziej prestiżowa impreza dla zawodników uprawiających ten... sport. Bo, że siedzenie na słupie jest dyscypliną sportową można łatwo udowodnić.
- Są przejrzyste, spisane reguły. Są sędziowie, są zwycięzcy i pokonani. Dla wtajemniczonych oglądanie zmagań słupników to prawdzwie pasjonująca rozrywka - przekonuje Klaus Mueller, jeden z ogranizatorów tegorocznego maratonu. - Niektórzy sądzą, że faceci, którzy siedzą dzień i noc na słupach to wariaci. Ja uważam ich za sportowców. Ekstremalnych.

Arena rywalizacji to 9 słupów o wysokości 2,5 metra. Siedzi się na desce o powierzni 40 na 60 centymetrów. Wszystkie ruchy zawodników rejestrują elektroniczne czujniki.
- Podniesiesz na chwilę tyłek i koniec. Dyskwalifikacja - mówi Daniel.
Jego dzień zaczyna się bladym świtem. Lekkie śniadanie i pierwsza przerwa w siedzeniu. Co dwie godziny zawodnicy dostają bowiem 10 minut luzu. Mogą wtedy zejść ze słupa, iść do toalety, przebrać się.
- Trzeba bardzo rozsądnie gospodarować tym czasem - wyjaśnia Baraniuk. - Obok załatwiania potrzeb fizjologicznych konieczna jest gimnastyka, rozciąganie i masaż obolałych mięśni. To właśnie taktyka siedzenia na słupie - znaleźć na wszystko czas.

W ciągu dnia Daniel robi wszystko, aby odegnać nudę. Na desce służącej jako podnóżek ma zamontowane małe radio i telewizor. Może korzystać z laptopa.
- Najwięcej czasu poświęcam jednak na naukę niemieckiego. Siedzenie na słupie służy koncentracji. Liczę na to, że kiedy już wygram, będę mógł się swobodnie porozumiewać w tym języku - mówi gdański słupnik.
Obiad, kolacja a potem już tylko oczekiwanie na najgorsze. Podczas pierwszych trzech nocy na słupie Daniel nie zmrużył oka. Bo w nocy też trzeba siedzieć.
- Nie wolno nam się w żaden sposób zabezpieczyć przed spadnięciem ze słupa podczas snu. Żadnego przywiązywania się, przyczepiania itd. Początkowo w ogóle nie wyobrażałem sobie, że w takich warunkach można zasnąć - wspomina nasz zawodnik. - Potem podpatrzyłem rywali i mam już patent na sen. Owijam się kocem, kładę na kolana poduszkę, zwieszam ręce i śpię. Z nocy na noc coraz dłużej i spokojniej.

Daniel trafił na słup przypadkowo. Po ukończeniu technikum miał problemy z pracą, raz szło dobrze, innym razem gorzej. Pojechał więc do kuzynów mieszkających w Niemczech. Ci opowiedzieli mu o szalonych zawodach w Soltau. Zgłosił się, pomyślnie przeszedł testy. Wskoczył na ostatnie wolne miejsce w stawce.
- Miałem duże szczęście - mówi dzisiaj.
Inni startujący w tegorocznym maratonie to doświadczeni weterani siedzenia na słupie, jednak kroku Danielowi dotrzymał tylko jeden. Pierwszy z rywali odpadł już po 16 godzinach siedzenia. Drugi po 36 godzinach. Potem co kilka dni wykruszali się kolejni zawodnicy. Dramat przeżył mistrz świata z ubiegłego roku Roland Maier. Niespełna tydzień temu musiał zejść ze słupa, bo jego szef zagroził, że wyrzuci go, jeśli natychmiast nie pojawi się w pracy.
- Najczęściej jednak przyczyną klęski jest nic innego, jak nieznośny ból siedzenia - opowiada Daniel. - Po dwóch dniach na słupie ta część ciała bolała mnie jak diabli, już prawie schodziłem. Potem miałem jeszcze jeden kryzys. Przeziębiłem się, miałem gorączkę, ale jakoś dałem radę.

Dla jakiej sprawy słupnicy cierpią takie męczarnie?
- Mogę mówić za siebie. Na pewno dla kasy, bo 20 tysięcy euro za rekord to nie byle grosz. Ale jeszcze bardziej kręci mnie to, że będę mógł swoim dzieciakom pokazać Księgę rekordów Guinnessa z moim nazwiskiem. Dzięki takiej motywacji udało mi się przetrwać te 69 dni na słupie - odpowiada Daniel Baraniuk.
Aby trafić do księgi gdańszczanin musi wysiedzieć jeszcze 123 dni i noce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto