Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia. Skrzydło w skrzydło z orłem

Agata Grzegorczyk
Paralotniarstwo to pasja, która pochłania bez reszty. Jest jak choroba. Kiedy nie lata się przez tydzień czy dwa, szybowanie w powietrzu śni się co noc, a w dzień nie można przestać o nim myśleć - twierdzą paralotniarze.

Paralotniarstwo to pasja, która pochłania bez reszty. Jest jak choroba. Kiedy nie lata się przez tydzień czy dwa, szybowanie w powietrzu śni się co noc, a w dzień nie można przestać o nim myśleć - twierdzą paralotniarze.
- Lot skrzydło w skrzydło z orłem to przeżycie, jakiego nie da się z niczym porównać. Chyba, że z lataniem z kondorami, które są prawie tak wielkie jak sama paralotnia - mówi Maciej Bejm, były mistrz Polski w paralotniowych przelotach tandemowych, czyli z pasażerem. - No, może jak pół paralotni, ale to ogromne ptaki. Ja sam miałem okazję doświadczyć tylko lotów w towarzystwie orłów. Tylko, albo raczej aż. W Alpach. Ptaki, tam w górze, człowieka z paralotnią nie traktują jak intruza. Często w lotach korzystamy z ich doświadczenia w poszukiwaniu prądów wznoszących.
W odpowiednich warunkach paralotnia może wznieść się aż pod chmury i wyżej, nawet na wysokość kilku kilometrów. Ale latanie w chmurach nie zawsze kończy się dobrze. Maciek Bejm przekonał się o tym kiedyś na własnej skórze.
Nielegalny lot na Słowację
- To miał być nie za długi lot z Kasprowego. Wstałem rano, zjadłem śniadanie i pojechałem kolejką na Kasprowy. Czekałem tam kilka godzin na odpowiedni wiatr i poleciałem. Po jakimś czasie wleciałem w chmurę i ...niestety wyleciałem nie z tej strony. Zamiast pięknie wylądować gdzieś koło Czarnego Stawu na przykład, znalazłem się na Słowacji, w miasteczku leżącym u stóp Rys. To było kilka lat temu, kiedy nie wolno było przekraczać granicy omijając kontrole. A ja nie miałem nawet ze sobą paszportu. Gdybym spotkał patrol słowackiej straży granicznej, najprawdopodobniej skonfiskowałby mi sprzęt i jeszcze musiałbym zapłacić grzywnę. Ale to nie był jedyny problem, bo było już późno, a miasteczko było jak wymarłe. Nie znalazłem nikogo z kim mógłbym zabrać się do granicy - opowiada Maciej. - Skończyło się to tak, że przespałem się w lesie owinięty w paralotnię, bo temperatura była minusowa i rano z dwudziestokilogramowym sprzętem na plecach poszedłem szlakiem na Rysy. Po drodze zabłądziłem, bo Słowacy mają nie najlepsze oznakowania i znalazłem się na grani prowadzącej do Mięguszowickich Szczytów. Stamtąd na szczęście udało mi się złapać wiatr i poszybować w bardziej cywilizowane miejsce.
W Gdyni latają legalnie
O cywilizowanych miejscach do lądowania nie miał co marzyć Kacper Kowalski, ubiegłoroczny mistrz Polski w przelotach OLC (paralotniarze odbywają loty w ciągu całego roku i dokumentują trasy przy pomocy GPS), który latał nad Himalajami. Twierdzi jednak, że aby mieć przyjemność z lotu, nie trzeba wcale jechać do Tybetu.
- Bardzo atrakcyjne tereny do latania są na Kaszubach, na przykład w pobliżu Wdzydz Tucholskich. Niepowtarzalnych wrażeń dostarcza też lot z gdyńskiego klifu - dodaje Kacper. - Do niedawna nie bardzo wolno było to robić. Staraliśmy się nie niszczyć rezerwatu, ale strażnicy miejscy na koniach strasznie nas stamtąd przeganiali. W końcu jednak poszliśmy do prezydenta Marka Stępy, który pomógł nam ucywilizować sprawę. Miasto na swój koszt na wzgórzu za Sceną Letnią Teatru Miejskiego zrobiło nam miejsce, z którego możemy latać legalnie. Od tego czasu z klifu już nie latamy.
Lot po siedemdziesiątce
Paralotniarze zgodnie twierdzą, że sport przez nich uprawiany nie jest ani ekstremalny, ani niebezpieczny.
- Statystyki mówią same za siebie. Na szczycie listy najbardziej niebezpiecznych dziedzin sportu, czyli takich, w których zawodnicy najczęściej ulegają wypadkom jest piłka nożna. Paralotniarstwo jest dopiero na czterdziestym którymś miejscu, daleko za narciarstwem i jazdą konną - mówi Kamil Antkowiak, instruktor paralotniarstwa. - Poza tym do uprawiania paralotniarstwa nie trzeba tężyzny fizycznej. Latają nawet ludzie po siedemdziesiątce. Sam uczyłem pana, który miał 65 lat. A przecież dopiero zaczynał. Ten sport jest niebezpieczny tylko dla tych, którzy nadmiernie lubią ryzyko, latają w nieodpowiednich warunkach.
- Ten problem dotyczy głównie początkujących. Nawet nie ze względu na brak doświadczenia, tylko na to, że chcą latać bez przerwy. Ta pasja na początku pochłania bez reszty, jest jak choroba. Kiedy nie lata się przez tydzień czy dwa, szybowanie w powietrzu śni się co noc, a w dzień nie można przestać o nim myśleć. Czeka się do weekendu i jedzie na drugi koniec Polski. Wspina się na jakąś górę i czeka na odpowiedni moment. Czasem kilka godzin. Moment nie nadchodzi. A następnego dnia trzeba wrócić do domu. I czekać znowu cały tydzień. Właśnie wtedy ci młodzi zapaleńcy decydują się najczęściej na lot, który naprawdę może być niebezpieczny - mówi Maciek Bejm.

O paralotniarstwie można też poczytać na stronach internetowych:
www.gap.gda.pl
www.kamil.paralotnie.pl

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto