Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia. Tańczyłam z doktorem Żywago

Beata Jajkowska
W moim życiu było trochę jak w książce "W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza. Bywało, że czułam się jak Nel, bohaterka powieści, a nasze losy jakby splatały się ze sobą. Wszystko zaczęło się w 1957 roku.

W moim życiu było trochę jak w książce "W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza. Bywało, że czułam się jak Nel, bohaterka powieści, a nasze losy jakby splatały się ze sobą. Wszystko zaczęło się w 1957 roku. Tata wpadł do naszego mieszkania w Gdyni, wywijając od progu jakimś papierkiem. Był kapitanem żeglugi wielkiej, a propozycja wyjazdu w charakterze pilota do Egiptu, do pracy w Kanale Sueskim, była nęcąca, choć mocno ryzykowna. Podobne propozycje dostało jeszcze 11 polskich kapitanów. To w okresie kiedy prezydentem Egiptu został Gamal Abdel Naserł. Wydał on dekret o nacjonalizacji Kanału Suezkiego, który wcześniej znajdował się pod kontrolą Brytyjczyków i Francuzów. Doprowadziło to do wojny z udziałem Wielkiej Brytanii, Francji i Izraela. Wprawdzie na polu militarnym Egipt poniósl kleskę, jednak udało mu się zachować kontrolę nad kanałem, do obsługi którego zaprosił m. in. nawigatorów z Polski, Jugosławii, Niemiec, Grecji, Włoch, Związku Sowieckiego i USA.
Podjęcie decyzji wyjazdu nie była łatwe. To był wówczas bardzo niespokojny rejon świata. W dodatku na podjęcie decyzji tata miał jedno popołudnie. Na początek więc pojechał sam i... wszelki słuch po nim zaginął. Żyliśmy w nerwach, słysząc o toczących się tam krwawych walkach i buntach. Pewnego dnia mamie puściły nerwy. Pojechała do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie i wyprosiła dla siebie, dla mnie i mojego dwuletniego brata paszporty! Wyobraża sobie pani! W 1957 roku, gdy poza Polskę prawie nikt nie wystawiał nosa, kobieta z dwójką małych dzieci jechała w rejon pełen konfliktów. To wtedy mama przysięgła sobie, że jeśli tata żyje i uda nam się odnaleźć, rzuci palenie. A paliła jak smok! Gdy cała nasza rodzina szczęśliwie spotkała się w Kairze w komplecie na Wigilię, 24 grudnia 1957 roku zgasiła ostatniego papierosa.
Zamieszkaliśmy w Port Fouad, dzielnicy Port Saidu, w pięknej, służbowej wilii, która wydawała się olbrzymia, po naszym dwupokojowym gdyńskim mieszkaniu. Miałam osiem lat. Nie znając ani słowa w żadnym obcym języku, zaczęłam naukę we francuskiej szkole klasztornej belgijskich zakonnic. Francuski "chwyciłam" w trzy tygodnie, kłócąc się o miejsce na huśtawce. Mój brat, Marek, wówczas dwulatek, chodził do francuskiego przedszkola. Tata miał zostać w Egipcie dwa lata - zostaliśmy wszyscy lat dwanaście. W 1958 roku przenieśliśmy się do Ismailli, do wielkiego domu z basenem. Wkrótce poszłam do angielskiej szkoły z internatem w Kairze, ponieważ belgijskie zakonnice zostały "wyproszone" z Egiptu w związku z konfliktem w Kongo, które starało się uniezależnić od Belgii. Tu zmieniłam język wykładowy z francuskiego na angielski, ale opłaciło się. Dziś mówię biegle pięcioma językami: angielskim, francuskim, arabskim, polskim i włoskim.
To w tej szkole w Kairze poznałam Nadię Zulfikar, moją przyjaciółkę. Nadia, która dziś nadal mieszka w Kairze, jest córką znanego aktora egipskiego Omara Sharifa i najpopularniejszej wówczas w Egipcie aktorki, Faten Hamamy. W tamtym czasie to ona zresztą była slawniejsza w tej aktorskiej parze. Niektórzy zresztą twierdzili, że to małżeństwo, które rozpadło się w 1974 roku, było dla Omara przepustką do wielkiej kariery. W każdym razie zaprzyjaźniłyśmy się z Nadią. Razem się uczyłyśmy, razem spędzałyśmy czas wolny. Najwspanialsze były weekendy. Wtedy przed wejściem do naszej szkoły parkowała piękna limuzyna Omara Sharifa. Kierowca zabierał Nadię i mnie do Agami, miejscowości pod Aleksandrią, gdzie Omar miał swoją posiadłość - piękną willę na samej plaży, nad turkusowym morzem. Agami było miejscem, gdzie przyjeżdżała elita Kairu - dzieci biznesmenów, modelki, aktorzy. Dobrze pamiętam Omara. Kiedyś zaprosił mnie do tańca. Było to jeszcze zanim zagrał w "Dokotorze Żywago" i wszystkich tych innych słynnych hollywoodzkich produkcjach. Ale już wtedy był niezwykle szarmancki i zabójczo wręcz przystojny.
W Agami poznałam też w 1964 roku Eliota, Włocha, mojego przyszłego męża, który miał swój dom niedaleko Omara. Byli sąsiadami - Eliot, podobnie jak ja, bywał często w domu Omara. Studiował wtedy na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze. Nadia, gdy spotkałyśmy się po latach nie mogła uwierzyć, że wyszłam za Eliota, który też jej się bardzo podobał! A potem przyszedł rok 1967. W Egipcie wybuchła sześciodniowa wojna. Zaczęło być niebezpiecznie. Zmobilizowałam rodzinę do powrotu do kraju. A znowu nie była to łatwa decyzja. Studiowałam już ekonomię na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze, a mamie było ciężko rozstać się z pięknym domem, pełnym chińskiej porcelany. Jednak przyjechaliśmy do Gdyni. Gdy tylko uspokoiło się nieco razem z ojcem wróciliśmy do Egiptu, bym mogła skończyć studia. Z dyplomem amerykańskiej uczelni przyjechałam do Gdyni, po to by rozpocząć kolejne studia, tym razem w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie. Oba dyplomy zabrałam do USA, gdzie wyjechałam na stałe w 1973 roku. W tym samym roku pobraliśmy się z Eliotem, który osiedlił się w Stanach cztery lata wcześniej.
Razem z naszymi dziećmi - 26-letnią Valerie i 29-letnim Alexandrem - mieszkamy od ponad 30 lat w Kalifornii, w rezydencji na wyspie Alameda. Na uniwersytecie w San Francisco skończyłam trzecie studia ekonomiczne. Od 29 lat wykładam na uniwersytetach, aktualnie jestem dziekanem na wydziale ekonomii w Diablo Valley College w Kalifornii. Eliot jest wiceprezydentem Banku Federalnego w San Francisco. Alexander (od Aleksandrii, w której poznaliśmy się z Eliotem) skończył informatykę z ekonomią na uniwersytecie UCLA w Los Angeles i pracuje dla kompanii VISA. Valerie, po studiach informatycznych na uniwersytecie w San Diego, pracuje jak web designer w sieci radiostacji Clear Channel w San Francisco.
Nadal mam olbrzymi sentyment do Gdyni, a szczególnie do "Daru Pomorza". Na tym wspaniałym żaglowcu mój ojciec, Roman Tomaszewski opłynął wokół świat w 1934 roku. Miał wtedy 19 lat. Dlatego, gdy odwiedzam Polskę, a przyjeżdżam tu co roku, nigdy nie odmówię sobie spojrzenia na dumną sylwetkę zacumowanej przy Skwerze Kościuszki białej fregaty.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto