Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie jesteś Iwono? Po miesiącu poszukiwań do finału ciągle daleko

Artur S. Górski
Dla Krzysztofa Rutkowskiego sprawa stała się okazją do poprawy wizerunku, ale mimo buńczucznych obietnic, nie udało mu się odnaleźć zaginionej
Dla Krzysztofa Rutkowskiego sprawa stała się okazją do poprawy wizerunku, ale mimo buńczucznych obietnic, nie udało mu się odnaleźć zaginionej fot. anna arent-mendyk
Iwona Wieczorek od miesiąca jest bohaterką pomorskich mediów, bohaterką zabiegającego o popularność detektywa, który pracę opiera na pokazowych akcjach, bohaterką kampanii wyborczej urzędującego prezydenta, ale też setek internautów oraz uczestników marszy i poszukiwań. Tylko że ani na jotę nie przybliżamy się do rozwiązania zagadki

Od kilku tygodni dociera do nas mętlik informacji. Brak punktu zaczepienia, motywu, a nawet odpowiedzi na podstawowe pytania: jaka była, kim była, dlaczego szła sama, kim się otaczała? Blondynka, 165 cm wzrostu, oczy koloru piwnego, filigranowa, ubrana w ołówkową granatową minispódniczkę, bluzeczkę w niebiesko-białe paski i buty na wysokim obcasie. Szuka jej rodzina, policja, wynajęty detektyw, jasnowidz, różdżkarze, znajomi i zupełnie przypadkowi ludzie. Mnożą się tropy, fałszywe ślady, bzdurne opinie. Czas płynie.

Pokój uczennicy

Jak najkrócej określić to miejsce? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to "skromny pokoik maturzystki". Ciasno, choć w dobrej lokalizacji. Za oknem widok na sąsiedni budynek. Na parapecie lektury szkolne i ustawione w piramidkę podręczniki. Przydały się - w październiku Iwona miała... przepraszam, ma zacząć studia na Akademii Marynarki Wojennej. Mocno sfatygowane encyklopedie i książki lat dziecinnych. Obok fotografia dziewczynki w stroju góralki - pamiątka z przedszkola. Stary telewizor i komputer. Z biblioteczki spogląda zafrasowana figurka Matki Boskiej.
Na wersalce torba ze szpargałami, kosmetyki, zwyczajne, takie ze średniej półki. Tysiące dziewcząt takich używa, chcąc podkreślić swoją rozkwitającą kobiecość: tusz do rzęs, błyszczyk do warg, kreska, cień do powiek, róż, puder.
- Przepraszam za bałagan, ale córka tak to zostawiła, kiedy wychodziła na imprezę ze znajomymi. Nie sprzątam. Wróci i sama posprząta - tłumaczy matka Iwony.
Świadomie mówi "znajomi", nie przyjaciele.
Widać, że ten pokój żył jej życiem do 16 lipca. Do tamtej upalnej nocy. Wyjątkowo upalnej. Ojczym Piotr kupił nawet wiatraczek - na te upały - jak mówi. Cała prawda o klimatyzowanym apartamencie. I zaraz dodaje:
- Wolałbym by lało, by burza była. Nie wyszłaby, nie wracała pieszo.

Pępowina

Wyszła na imprezę. Wychodziła też wcześniej. Matka twierdzi, że zawsze się meldowała.
Rodzina zadaje pytanie, dlaczego poszła sama? Chciała ochłonąć, coś przemyśleć? Pech, że ten telefon się rozładował. Do domu nie dotarła...
- Byłam pewna, że nocuje u koleżanki - mówi matka.
Iwona nie była... nie jest wymagająca. Wychodząc, prosiła o 30, czasem 40 zł. W piątek pożyczyła kilkadziesiąt złotych od koleżanki.
Nosiła wyzywający strój? Nonsens. Wąska mini na zgrabnej figurze i bluzeczka w paski. Pensjonarka. No może te buty. Giulio Santoro. Kupiła je matka. Była nawet zła, że tamtego wieczoru zniknęły z szafeczki w przedpokoju. Były nienoszone. Iwona pierwszy raz w życiu miała takie buty na nogach.
- Iwona nie odcięła nigdy pępowiny. Nawet po dowód osobisty jeździłyśmy razem. Zawiozłam z nią dokumenty na uczelnię. Może była trochę rozpieszczona. Plotka żyje swoim życiem. Sporo ich się pojawiło. Bolało. Nawet te dygresje na temat butów.
Matka nie miewa snów. Nie śpi. Może na pięć minut. I budzi się. Z uczuciem, że przespała całą noc. To złudzenie. Iwona jej się nie śniła. Aha, jednak - tak. Na miesiąc przed zniknięciem. To był koszmar: ciemny pokój, noc, potwornie duszno, w ciemności mężczyzna brutalnie krzywdzi jej dziecko. Od takich snów można umrzeć.

Powrót detektywa

Sprawa zaginięcia Iwony stała się głośna, kiedy do akcji wkroczył wynajęty przez jej matkę detektyw Krzysztof Rutkowski. Wraca do gry po tym, jak spędził w areszcie kilka miesięcy w sprawie tzw. mafii paliwowej. Ma też zarzut bezprawnego pozbawienia wolności, a rodzina Olewników obwinia go o wyłudzenie znacznej sumy pieniędzy. Po wyjściu z aresztu łaknie sukcesu, błysku fleszy. Brakuje mu otoczenia kamer, spektakularnych akcji.
Zaczyna od konferencji prasowej i ataku na policję. Policja nic nie robi, nie dotarła nawet do monitoringu. Patrol Rutkowskiego dotarł.
Policja początkowo sama się podkłada: nie sprawdziła monitoringu, nie ujawnia nagrań, nie prosi o pomoc, traktuje sprawę rutynowo, ale czy profesjonalnie? Dopiero 2 sierpnia zabezpieczyli istotny dowód - twardy dysk z komputera Iwony. Nie wpadli na to wcześniej? Najwyraźniej sprawę traktowali wakacyjnie - dyskotekowy latawiec się urwał.
Rutkowski pokaże im, jak to się robi. Daje sobie i rodzinie 10 dni na odnalezienie dziewczyny. Szukają patrole ze szkolonymi psami, ochotnicy, nawet motolotniarze. Efekt tamtych poszukiwań: odnaleziony w krzakach stary ręcznik. Bez związku ze sprawą Iwony.
Po miesiącu do jakiegokolwiek finału ciągle daleko. Twardziel nie liczy już na happy end. Przeszukania, marsz w koszulkach ze znakiem zapytania, nie dają efektów, ale mobilizują ludzi i dobrze wyglądają na filmach i zdjęciach.
Na zdjęciu z pochodu widać też Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, który właśnie rozpoczął walkę wyborczą o następną kadencję. Twierdzi, że wcześniej nie interesował się zaginionymi, bo po prostu o nich nie wiedział, a policji zarzuca, że zaczęła działać dopiero, gdy zaginięciem 19-latki zainteresowały się media. Mówi, że on sam o sprawie Iwony dowiedział się dopiero sześć dni po zdarzeniu.

Szum szkodzi

Hipotezę, że Iwona uciekła z domu, można chyba wykluczyć. Nie ta dziewczyna - była zbyt wygodna. To nie ten arsenał środków. Gdzie się kryje tajemnica? Może kryje się za tym jakiś zadawniony konflikt? Może dawne rachunki kogoś z familii. Najbliżsi zaprzeczają.
Stoję wieczorem przy jezdni, przez którą Iwona musiała przejść w drodze do domu. Co stało się między wyjściem 63 z plaży a blokiem przy Jelitkowskim Dworze? Kogo spotkała? Bo spotkać kogoś musiała. Faceta z ręcznikiem? A może kogoś, kogo znała, komu ufała. Musiała, by się z nim oddalić. Gdzie by ją ukrył? W ręczniku? Kto spaceruje po bulwarze z łopatą do zakopania zwłok na plaży. Nonsens. Wsiadła do auta? Może czekał ten jej znajomy policjant? Nie, ma alibi.
A może było tak? Nadmorską aleją "drogą zieloną" pędzi auto, za kierownicą podpity gość wraca z melanżu. Obok towarzysz lub może raczej towarzyszka, oboje w świetnym humorze. Śmiech, łapie partnerkę za kolano. Zamyślona dziewczyna wchodzi na łuku drogi na jezdnię. Odbija się od auta. Szybko. Ładujemy ją. Do bagażnika. Nikt nie widział. Pięć sekund.
Czy śledczy brali pod uwagę tę hipotezę? Prokuratura milczy. Nie chce odpowiadać na pytania o zakładane warianty zdarzenia. Po tygodniach, kiedy przeczesywali teren, wszelkie ślady były zadeptane, zajeżdżone. Odpryski lakieru rozniesione, odłamki szkła z reflektora - wymiecione. Ktoś sprawdzał jezdnię tamtego feralnego dnia? Nie.
- Nie wiemy, co robi policja. Na szczęście. Te działania powinny być utajnione - mówił "Dziennikowi" Konrad Kornatowski, były komendant główny policji.
Zdaniem Kornatowskiego Rutkowski, krytykując policję, zawsze tak robił, bo "z tego żyje".
- Nadmierny szum tylko szkodzi śledztwu, a ofierze porwania pomocy nie przynosi - mówi mi emerytowany naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego w jednej z komend wojewódzkich. Mój rozmówca zna się na rzeczy, kiedyś prowadził nadzór nad śledztwami w sprawach seryjnych zabójców, nad dochodzeniami w sprawach napadów na jubilerów. - Nadmierny rozgłos, jaki nadaje się poszukiwaniom, w przypadku porwania może wystraszyć sprawcę. Może on poczuć się osaczony i w panice czy przypływie złości może skrzywdzić ofiarę. Ponadto powoduje to, że do prowadzących śledztwo zwraca się dużo osób "nawiedzonych", które coś jakoby widziały lub wiedzą, a najczęściej po prostu konfabulują, mylą tropy. A policja tylko traci czas na ich przesłuchiwanie.

Milion działa na wyobraźnię

Za wskazanie miejsca pobytu Iwony oferowana jest nagroda - milion złotych. Podobno złożyli się na nią anonimowi biznesmeni. Tak twierdzi Krzysztof Rutkowski. Gdzie jest zdeponowana taka kwota? U notariusza, w banku, a może to tylko kolejny wybieg kontrowersyjnego detektywa?
Ten milion rozpala wyobraźnię. Także tę chorą. Ktoś rzuca w rozmowie telefonicznej: sprawdźcie, czy jej nie porwali na organy.
- Nie wiemy nawet, jaką miała grupę krwi. To może dziwne, ale nie było okazji, nie chorowała, nie przechodziła badań - mówią jej rodzice.
Wokół zaginięcia Iwony zaczął tworzyć się pewien fenomen, czyniąc z niej ikonę wszystkich zaginionych. Z jej rodziną solidaryzują się ludzie dotknięci podobnymi zdarzeniami, chcący pomóc i podzielić się podejrzeniami.
Jeden wątek stale przewija się wklejany na różne fora. Osoba o nicku Meduza pisze o kontaktach Iwony z osobami z sopockiego półświatka. Namierzona - przyznaje się, że to wszystko wymyśliła.
- Nie bagatelizujemy żadnych sygnałów. Także tych pochodzących z internetu - zapewnia prokurator Wojciech Szelągowski.
Kilka dni po zniknięciu Iwony jej matka odebrała telefon. W tle rozpaczliwy głos młodej dziewczyny: Mamo ratuj!
Policja namierzyła numer telefonu. Brygada z bronią wpadła do domu w okolicach Gniewa. Okazało się, że to jakaś nastolatka się nudziła i zrobiła głupi kawał.
"Temat nie umrze, dopóki my żyjemy, Iwona musi się odnaleźć, jakkolwiek to rozumieć, a winni muszą zostać ukarani" - pisze internauta Haker na forum gp24.pl.

Czytaj więcej o poszukiwaniach Iwony Wieczorek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto