Od samego początku wtorkowego (23 kwietnia) koncertu miałem dziwne wrażenie, że widzę przed sobą jakaś dziwną reaktywację dinozaurów blues-rockowego zespołu, taką przynajmniej po 20 latach.
Jakby nie było świetni muzycy, którzy prócz Gienka tworzą jego band czyli: perkusista Grzegorz Schneider (Dżem, Pudelsi, Chłopcy z Placu Broni), basista Tomek Setlak (współpracował z Dżem), klawiszowiec Marcin Młynarczyk (Blues Obsession, Soul Finger), nie byli w stanie poderwać sopockiej publiczności z miejsc. Nawet wyróżniający się tego dnia gitarzysta Andrzej Makarewicz nie doprowadził atmosfery sopockiego Pick&Roll do wrzenia.
Gienek Loska, pomimo charyzmatycznego wokalu, wyglądał na zmęczonego, a kontakt z publicznością ograniczył praktycznie do minimum. Brakowało energii, pozytywnego przekazu i dla mnie koncert był po prostu artystyczną formalnością - wyjść, zagrać i zapomnieć. Szkoda.
By nie pozostać gołosłownym przytoczę tu może koncerty innych dinozaurów bluesa, którzy grają już bardzo długo, a mianowicie Nocną Zmianę Bluesa z liderem Sławkiem Wierzcholskim. Tam gra studyjna, umówmy się, jest taka sobie w odbiorze, natomiast koncerty nadal, po tylu latach są porażające i energetyczne.
Szacunek dla Gienka jako człowieka, ale na następny jego koncert się nie wybiorę.
Zobacz też zdjęcia z innych koncertów i imprez w Trójmieście:
Kliknij w zdjęcie, żeby zobaczyć fotogalerię:
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?