Oburzenie policjantów to pokłosie niedzielnej pikiety, a raczej... pikietki, przed koncertem grupy Behemoth w Gdańsku. Organizatorzy - członkowie Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę - zapowiadali bowiem, że się spodziewają ponad pół tysiąca osób oburzonych występem budzącego kontrowersję zespołu. Ostatecznie przyszło ich ledwie kilkanaście. Jednak po szumnych zapowiedziach do zabezpieczenia imprezy zaangażowano około 100 policjantów.
- Organizator takiej manifestacji musi brać pod uwagę fakt, że wielu spośród tych stu funkcjonariuszy, których bez sensu zaangażowało kilkanaście osób, mogło być w tym czasie na ulicy, a mieszkańcy Gdańska mogli od nich potrzebować pomocy - podkreśla podkom. Józef Partyka, szef policyjnych związkowców na Pomorzu.- Przy tak drastycznej rozbieżności między liczbą osób, które zgłoszono, a liczbą, która faktycznie była na pikiecie, uważam, że organizator powinien za to w jakiś sposób odpowiedzieć.
Koncert Behemotha w Gdańsku. ZOBACZ zdjęcia!
Od Antoniego Pawlaka, rzecznika prezydenta Gdańska, słyszymy, że miasto przyjmuje wniosek o spodziewanej przez organizatora liczbie demonstrantów i przekazuje go policji. Urząd nie ma możliwości weryfikacji liczby osób, których obecność deklaruje organizator pikiety. Nie może też sprawdzić wiarygodności organizatorów manifestacji. W efekcie, gdy nie istnieją żadne "przeciwwskazania formalne", miasto - jak mówi Pawlak - nie może się nie zgodzić np. na wielotysięczną demonstrację, którą zgłasza przeciętny Kowalski.
- Trudno jest przewidzieć dokładną liczbę osób, które wezmą udział w pikiecie, dlatego we wniosku mówi się o szacunkach. Niemniej uważam, że można się pomylić w przewidywaniach o 20, 50, może i sto osób, ale nie o 500, jak miało to miejsce w przypadku protestu przed koncertem grupy Behemoth - mówi Pawlak. - Myślę, że organizator powinien ponosić jakąś odpowiedzialność za takie "przestrzelenie". Bo, abstrahując od proporcji, jeśli chodzi o absorbowanie policji, można to porównać z fałszywym zgłoszeniem o podłożeniu bomby.
Pawlak obawia się jednak, że każda próba zmian przy ustawie o zgromadzeniach publicznych wywołałaby falę protestów, że oto ogranicza się wolność słowa. - Mamy więc pat - kwituje.
Nic do zarzucenia nie ma sobie organizator niedzielnej pikiety.
- Do tej pory, gdy organizowaliśmy cokolwiek w Gdańsku, przychodziło na przykład 5 tysięcy osób. Nie poczuwam się do winy. Ustawa i tak zobowiązuje policję do tego, żeby obstawiała takie demonstracje. A policja była tam potrzebna, ponieważ niektóre z osób, które przychodziły na koncert, zachowywały się agresywnie - mówi Marcin Dybowski z Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę i dodaje: - Była taka potrzeba, by panowie, którzy nie byli umundurowani, odprowadzali nas do samochodu, bo mieli informację, że część tych osób postanowiła nas zaatakować.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?