Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazdy zamknięte w lochach Instytutu B61

Anna Dobrzańska
Anna Dobrzańska
Jeżeli ktoś wybierał się na Ewolucję Gwiazd jak na koncert lub w celach wyłącznie naukowych, mógł wyjść zawiedziony.

Przebieżka po schodach dworca, po schodach prowadzących do fortu i schodami z powrotem w dół - miejsce rozpoczęcia wędrówki ciężko odnaleźć bez map, łatwo się pogubić - i popędzani, w kombinezonach, znów w górę. Ewolucja Gwiazd rozpoczyna się jak fantazja kolonijnego wychowawcy-sadysty.

Wycieczka po Instytucie B61, oryginalnie z Torunia, teraz wyjątkowo mieszczącym się w Centrum Hewelianum, odbywa się w przedziwnej atmosferze - migające światła przyprawiają o zawrót głowy, gęsty dym nie pozwala spojrzeć dalej niż na wyciągnięcie ręki. Naukowość wycieczki jest raczej absurdalna i stanowi tylko tło dla aranżacji występów - Instytut raczej bawi, niż uczy.

Występy gwiazd to raczej krótkie przedstawienia - kto wybrał się na koncert, może być zawiedziony, lecz kto zawsze grzeje miejsce pod samą sceną powinien być zachwycony - nie ma ani sceny, ani barierek, a gwiazdy występują niemalże pomiędzy publiką.

Występy rozpoczyna Katarzyna Groniec, gwiazda dopiero ożywiona przez dwójkę naukowców. Ledwo powołana do życia, leżąc pod prześcieradłem w bardzo nietypowej aranżacji scenicznej (nie śledzę za bardzo poczynań pani Lady Gagi, ale zapewne byłaby zainteresowana tą kosmiczno - naukową scenerią rodem z Frankensteina) wyszeptuje słowa "Oferty specjalnej". Jest kameralnie, teatralnie.

Wilgotnymi korytarzami fortów przechodzimy dalej, do bardzo niewielkiego pomieszczenia, które ledwie mieści naszą niewielką grupę. Ciśnienie rośnie, a na scenie (jedynej tego wieczoru) napędzana oklaskami rozbrzmiewa Sofa z przedpremierowym kawałkiem o hardkorowych chłopcach. Skoczne i żwawe jest życie tej gwiazdy, jednak - jak to bywa z gwiazdami - także krótkie. Na dłuższe życie w tym pomieszczeniu i tak nie wystarczyłoby powietrza.

Wychodzimy na dwór, gdzie czeka na nas przedziwne show audiowizualne z gardłem śpiewaka w roli głównej. Jakiś niezbyt naukowy naukowiec rodem z westernu nawija watę cukrową znaną jako mgławica planetarna i rozdaje ją chętnym. Wydawałoby się, że to koniec atrakcji na dziedzińcu, przewodnicy naszej wycieczki zbierają grupę do dalszej drogi, gdy nagle rodzi się Błękitny Maruder, czyli Mariusz Lubomski. Jego donośny głos niesie się po całym dziedzińcu i w tym momencie żałuję, że to nie koncert, a tylko krótki występ. Nagłośnienie jest świetne.

Wracamy do fortów, tam czeka na nas zamaskowany - jak się okazuje - Emade. Po chwili dołącza do niego Fisz, wywołując chyba największy tego wieczoru entuzjazm publiczności. Wycieczkę kończy występ L.U.C.'a, niestety nie wykorzystujący potencjału muzyka, degeneracji gwiazd towarzyszy bowiem tylko nieznośny hałas. Zapędzeni w czarną dziurę znajdujemy się - dość niespodziewanie, czas zgodnie z zapowiedzią został chyba zakrzywiony - na zewnątrz fortów i kończymy wycieczkę.

Kliknij w zdjęcie, żeby zobaczyć fotogalerię:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto