18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Helska afera gruntowa przed warszawskim sądem - Wądołowski odmówił składania wyjaśnień

K. Miśdzioł, R. Kościelniak
fot. Polska Dziennik Bałtycki
W poniedziałek o godz. 9.30 przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces w słynnej "helskiej aferze gruntowej". Na ławie oskarżonych zasiedli była posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka oraz burmistrz Helu Mirosław Wądołowski. Dokładnie dwa lata i cztery dni temu funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali oboje (w różnych miejscach) na terenie Trójmiasta.

Chodzi o wzięcie łapówki od agentów Centralnego Biura Śledczego podających się za biznesmenów, którzy zainteresowani byli ustawieniem przetargu na bardzo atrakcyjną działkę komunalną w pobliżu cypla. Ówczesna parlamentarzystka wzięła od nich 100 tys. zł, samorządowiec - 150 tys. zł, ale ten drugi zaznacza, że do ofiarowanej mu teczki nie zaglądał i nie wiedział, że tam są pieniądze. A kilka minut później został już zatrzymany.

Oskarżeni zasiedli na wspólnej ławie oskarżonych, ale daleko od siebie. Podczas transmisji telewizyjnej widać było, jak w pewnym momencie Sawicka nachyla się w stronę Wądołowskiego i coś do niego mówi.

- Zapytała, czemu siedzę tak daleko, ale odpowiedziałem grzecznie, że tak wolę - zdradził nam po rozprawie Wądołowski, który we wczorajszym wydaniu "Polski Dziennika Bałtyckiego" wyjaśniał już, że nie spotkał się z byłą posłanką od czasu wybuchu afery, minęli się tylko bez słowa w poznańskiej prokuraturze, gdzie składali zeznania.

Oboje oskarżeni nie przyznali się wczoraj do winy. Wądołowski odmówił składania wyjaśnień. Na sali rozpraw odczytano jego zeznania w śledztwie.

- To nie była odmowa zeznań - zastrzega zawieszony burmistrz Helu. - Będę składał wyjaśnienia po każdym przedstawionym dowodzie procesowym.
Wyjaśnienia składała natomiast Sawicka. Stwierdziła, że niektóre wydarzenia przedstawione w akcie oskarżenia miały miejsce, ale podkreślała, że jest niewinna i w całą sprawę została wplątana. Stwierdziła m.in., że nie nakłaniała agentów CBA do przekazania burmistrzowi Helu korzyści majątkowych. Pieniądze, które dostała od "biznesmenów" - jej zdaniem - były pożyczką na prowadzenie kampanii wyborczej w nadchodzących wówczas wyborach parlamentarnych. I zamierzała je zwrócić. W akcie oskarżenia wymieniono m.in. pióro wieczne z brylantem, które Sawicka dostała od agenta. O tym wydarzeniu oskarżona powiedziała, że był to podarunek towarzyski, a ona sama miała rewanżować się podobnymi prezentami.

Tu dochodzimy do romantycznego wątku "helskiej afery gruntowej". Agent CBA podawał się za Tomasza Piotrowskiego, przedsiębiorcę. Przystojny amant - dobrze ubierający się i otaczający luksusem - poznał się z posłanką na jednym z kursów organizowanych dla parlamentarzystów. Zaczęli się spotykać, były romantyczne kolacje, bukiety kwiatów, tańce, a nawet skradzione pocałunki... Sawicka wczoraj zeznała, że prosiła Tomasza, aby nie przekraczał przyjacielskiej granicy. A on miał dawać wyrazy poważnego uczuciowego zainteresowania posłanką.

W trakcie zeznań przed sądem o zażyłej znajomości z agentem Sawicka rozpłakała się i poprosiła sąd o przerwanie składania wyjaśnień. Mają one zostać wznowione jutro.

W dalszej części zeznań Sawickiej można się spodziewać historii o tym, jak w romantycznie rozwijającej się znajomości pojawił się wątek helski, gdzie agenci mieli kupić bardzo atrakcyjną działkę. Była posłanka miała być właśnie pośredniczką, która skontaktowała "biznesmenów" z burmistrzem Mirosławem Wądołowskim.
Jak już informowaliśmy, na Helu rzekomi biznesmeni zainteresowali się bardzo atrakcyjną nieruchomością przy ul. Leśnej, którą miasto przejęło od Straży Granicznej. Dla tej działki nie został jeszcze uchwalony miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego - i tak jest zresztą do dzisiaj. Agenci pojawili się w ratuszu i w rozmowach z burmistrzem dopytywali o szczegóły, chcąc, aby ustawił on przetarg. Jego warunki miały być korzystne dla firmy reprezentowanej przez agentów, a niekorzystne dla innych podmiotów - usłyszeliśmy w akcie oskarżenia.

- Było spotkanie w moim gabinecie, owi panowie dopytywali się wówczas o zasady uchwalania planu miejscowego oraz regulaminy przetargu - opowiadał nam Wądołowski. - Powiedziałem, że sprzedaż nieruchomości odbywa się u nas wyłącznie w drodze licytacji.

W akcie oskarżenia pojawiło się również sformułowanie, że Wądołowski żądał korzyści majątkowych w postaci zarządzania przyszłym kompleksem rekreacyjno-wypoczynkowym, który mieli zbudować "biznesmeni" w Helu na kupionej działce. Zawieszony burmistrz tłumaczył nam, że podczas spotkania z biznesmenami roztaczali oni wizję, że zbudują na Helu kompleks, jakiego nikt w Polsce nie widział. Wówczas miał on rzucić coś w stylu, że zarządzanie takim ośrodkiem to jest po prostu marzenie.

Jestem czysty
W akcie oskarżenia pada także nazwisko Jarosława Pałkowskiego. Dwa lata temu był on zastępcą Wądołowskiego, przejął jego obowiązki po zawieszeniu burmistrza przez prokuraturę w czynnościach służbowych. Wądołowski miał się domagać korzyści majątkowych i dla niego.
- Spodziewałem się, że moje nazwisko może paść, byłem przecież przesłuchiwany i pracowałem w ratuszu, gdy odbywała się ta akcja - powiedział nam wczoraj Pałkowski. - Nie mam sobie oczywiście nic do zarzucenia, wymiar sprawiedliwości też nie, bo inaczej nie byłbym teraz w Helu, tylko w Warszawie. Raz spotkałem się z panem, który - jak się potem dowiedziałem - był agentem CBA. Wyjaśniałem mu procedury przetargowe.

[hr]

Beacie S. prokuratura zarzuca podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, przyjęcie korzyści majątkowej i powoływanie się na wpływy w organach władzy.

Mirosław Wądołowski oskarżony jest o przyjęcie korzyści majątkowej od podstawionych agentów CBA, podających się za biznesmenów. W zamian miał umożliwić im kupno na ustawionym przetargu bardzo atrakcyjnie położonej działki na Helu, którą miasto przejęło od Straży Granicznej.

Burmistrz Helu, który został zawieszony, ciągle powtarza, że w całej sprawie jest niewinny, stał się ofiarą manipulacji. Podtrzymuje, że w przekazanej mu przez "biznesmenów" teczce miały być firmowe gadżety, a nie pieniężna łapówka.

- Nie mam złudzeń, że proces będzie polityczny - powiedział nam Wądołowski, zanim pojechał wczoraj do stolicy na proces. - Ale w tym kraju wszystko jest polityczne, widzimy to od kilku dni.

Zawieszony burmistrz puszcza aluzję to najnowszej "afery hazardowej", także wykrytej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.

- Kiedy wstaję o piątej rano, niezależnie czy jadę na giełdę po towar, czy nie, najpierw zaglądam do internetu. I jak nie ma nowej afery, to dzień jest stracony - mówi z przekąsem samorządowiec. - Czego się spodziewam po procesie? Wolę nie myśleć, co mnie czeka na warszawskiej rozprawie, ale kto tutaj w ogóle myśli?
Po chwili jednak dodaje: - Powinienem oczekiwać, że w toku procesu przynajmniej ja zostanę szybko uniewinniony.

Dzisiaj zawieszony burmistrz, zasiadając na ławie oskarżonych, spotka się z posłanką Beatą S., która ponad dwa lata temu miała go odwiedzać, zadzwonić do niego i skontaktować z "biznesmenami".

- Nie rozmawiałem od tamtego czasu z Beatą S. - zapewnia Wądołowski. - Spotkaliśmy się raz w poznańskiej prokuraturze, gdzie składaliśmy zeznania. Minęliśmy się bez słowa.

- Nie "wygarnął" jej pan, skoro to przez nią miały pana spotkać takie kłopoty? - zapytaliśmy.

- Jestem na to za dobrze wychowany - ucina Wądołowski.

Jak ujawniło CBA, Beata S. miała przyjąć korzyści majątkowe za skontaktowanie podstawionych agentów z burmistrzem Helu, byli oni bowiem zainteresowani zakupem atrakcyjnej działki nad morzem. "Biznesmeni" spotykali się potem z Wądołowskim i pytali m.in. o sposób, w jaki miasto zbywa swoje nieruchomości. Włodarz dostał w prezencie zegarek za kilka tys. zł. Jak potem tłumaczył, sądził, że to firmowy gadżet. 1 października w restauracji przy Skwerze Kościuszki Wądołowski spotkał się z biznesmenami po raz ostatni. Przekazali mu oni teczkę. Całą Polskę obiegły zdjęcia, gdy burmistrz wychodzi z restauracji i zostaje zatrzymany przez agentów CBA. Natychmiast sprawdzono zawartość teczki - było w niej 150 tys. zł. Następnie agenci z Wądołowskim pojechali do Helu. Całą noc w ratuszu trwało szukanie, sprawdzanie i kopiowanie dokumentów. Potem burmistrz trafił do poznańskiego aresztu. Opuścił go w grudniu 2007 r. Warunkiem było m.in. wpłacenie kaucji (200 tys. zł), zakaz opuszczania kraju, cotygodniowe meldowanie się na policji. Został też przez prokuraturę zawieszony w czynnościach służbowych. Oznaczało to, że nie mógł zasiadać już na fotelu burmistrza.

Działka, która okazała się pułapką
Nieruchomość, którą mieli rzekomo kupić po ustawionym przetargu agenci CBA, leży w pobliżu samego cypla.
Miasto przejęło ją od Straży Granicznej. Dwuhektarowa nieruchomość, oddalona zaledwie kilkaset metrów od morza, jest prawdziwą chrapką dla inwestorów. A przynajmniej była dwa lata temu, gdy nie zaczął się kryzys, a sprzedawane w Helu mniejsze działki komunalne przynosiły milionowe wpływy do budżetu miasta. Jednak ówczesny wiceburmistrz Jarosław Pałkowski zapewniał nas, że sprzedaż działki nie była planowana przez miasto.
- Trudno też zrozumieć, jak można było ustawić przetarg na jej zbycie - zastanawiał się na łamach "Dziennika Bałtyckiego" Marek Dykta, sekretarz miasta w helskim magistracie. - U nas nieruchomości sprzedaje się w drodze licytacji. Po prostu kto zaoferuje na przetargu wyższą kwotę, ten wygrywa.

Jedyny publiczny występ
Zawieszony burmistrz Helu zniknął z życia publicznego, zajmując się działalnością gospodarczą w firmie zarejestrowanej na żonę.
Firma zajmuje się dostarczaniem m.in. warzyw helskim gastronomikom. Stąd burmistrz o godz. 5 rano jeździ na giełdę.
Po wyjściu z poznańskiego aresztu przyznał nam, że w ratuszu pojawiał się tylko po to, "aby nakarmić rybki w swoim gabinecie". Zapewniał, że nie chce złamać warunków kaucji i stracić wpłaconych przez rodzinę 200 tys. zł.
Na organizowanych przez miasto oficjalnych uroczystościach pojawił się tylko raz. Było to 2 maja br., gdy na bulwarze Nadmorskim przy ratuszu hucznie świętowano 50-lecie tutejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Wądołowski witał oraz przedstawiał ze sceny oficjeli i gości uroczystości. Występował jednak nie jako zawieszony burmistrz, ale jako prezes OSP Hel.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Helska afera gruntowa przed warszawskim sądem - Wądołowski odmówił składania wyjaśnień - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto