Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

I po strachu? Zakażenie bakteryjne a nie sepsa

Dorota Abramowicz Jakub Wielicki
Wczoraj w przedszkolu była obecna tylko połowa grupy, do której chodziły chore dzieci.
Wczoraj w przedszkolu była obecna tylko połowa grupy, do której chodziły chore dzieci.
Nie potwierdzają się informacje o możliwości wystąpienia sepsy u przedszkolaków, które trafiły do Akademii Medycznej w Gdańsku z wysoką gorączką i podejrzeniem ogólnoustrojowego zakażenia organizmu.

Nie potwierdzają się informacje o możliwości wystąpienia sepsy u przedszkolaków, które trafiły do Akademii Medycznej w Gdańsku z wysoką gorączką i podejrzeniem ogólnoustrojowego zakażenia organizmu.

Stan zdrowia dwójki 4-latków poprawił się. Podano im antybiotyki najnowszej generacji.

Lekarze uspakajają, że to nie jest sepsa, a jedynie ciężkie zakażenie bakteryjne, które dość często występuje ostatnio u małych dzieci w Pomorskiem.

Przypomnijmy, że jeszcze kilka godzin temu pisaliśmy...

Trójka maluchów, uczęszczająca do gdańskiego przedszkola, w ciężkim stanie trafiła do gdańskiej Akademii Medycznej. Na oddziale pozostało dwoje dzieci, zaś dziewczynka, której mama jest lekarzem pediatrą, znajduje się pod jej opieką w domu.
W laboratorium klinicznym trwają poszukiwania bakterii, która spowodowała poważną chorobę. Lekarze zawiadomili epidemiologów z sanepidu, którzy nakazali osobom kontaktującym się z hospitalizowanymi przedszkolakami noszenie masek i odzieży ochronnej.
- Za wcześnie, by mówić o przyczynach choroby - twierdzi prof. Anna Balcerska, kierująca Kliniką Pediatrii, Hematologii, Onkologii i Endokrynologii Akademii Medycznej w Gdańsku. - U całej trójki przebieg jest podobny, a wysoka gorączka i inne objawy sugerują, że mamy do czynienia z zakażeniem bakteryjnym o ciężkim przebiegu klinicznym.
Lekarze unikają słowa "sepsa”. Nie chcą, by powstało automatyczne skojarzenie z piorunującą sepsą wywołaną przez meningokoki, która jest bardzo zaraźliwa i może spowodować śmierć w kilkadziesiąt godzin od wystąpienia pierwszych objawów. Chorobę dzieci wywołały prawdopodobnie inne bakterie.
W najcięższym stanie jest 4-letni Antoś.
- Początkowo synek miał lekki katar - wspomina mama Antosia. - W środę lekarka przepisała mu pierwszy antybiotyk. W piątek w nocy znowu zaczął wysoko gorączkować. Temperatura skoczyła do 40 stopni.
W niedzielę po drugiej dawce antybiotyku i kolejnych badaniach wyniki były tak złe, że lekarze podjęli decyzję o pozostawieniu chłopca w szpitalu. Wczoraj dostał jeszcze silniejszy, czwarty już antybiotyk. - Leczymy bardzo drogimi lekami najnowszej generacji o szerokim spektrum działania - tłumaczy dr Jolanta Filipowicz, ordynator oddziału. - Stan dzieci jest bardzo ciężki i wymaga zdecydowanego działania.
- Całe szczęście, że lekarze są tacy cudowni i tak szybko działają pomimo strajku - mówi z wdzięcznością mama Antosia.
Wczoraj w gdańskim przedszkolu przy ul. Pachołów, w najmłodszej grupie, do której uczęszczały chore maluchy, było jedynie 11 z 21 dzieci. Ośmioro z nich choruje. Dyrekcję przedszkola o skierowaniu do szpitala trójki maluchów zawiadomiła przedwczoraj lekarka, mama jednego z nich.
- Wczoraj od rana dzwoniłam do wszystkich rodziców - mówi Elżbieta Chmura, dyrektorka przedszkola. - Rozmawiałam również z lekarzami, nikt jednak nie chciał potwierdzić, że jest to posocznica.
Przepisy sanitarne nakazują, by w razie stwierdzenia posocznicy np. w szkole lub przedszkolu zawiadomić sanepid i powołać sztab kryzysowy. - Jeśli jednak nie jest to posocznica meningokokowa, nie zachodzi potrzeba chemioprofilaktyki - wyjaśnia dr Andrzej Jagodziński, epidemiolog z WSSE w Gdańsku. - Nie stosuje się też nadzwyczajnych środków.
Według urzędników gdańskiego magistratu sytuacja nie jest na tyle poważna, żeby zwoływać sztab kryzysowy.
- Takie działa są podejmowane na wyraźny wniosek sanepidu lub placówki, w której pojawiła się sepsa - tłumaczy Antoni Pawlak, rzecznik prasowy prezydenta Gdańska. - W skład komisji wchodzą lekarze epidemiolodzy i przedstawiciele stacji epidemiologicznej. Mogą oni wnioskować o zamknięcie placówki, w której wystąpił problem. Jednak samą decyzję podejmuje Wydział Edukacji Urzędu Miejskiego.
Według pediatrów najbardziej "niebezpieczny” pod względem zakaźnym jest chory w momencie wylęgania się infekcji. Nie ma on wówczas żadnych objawów, więc trudno zachować niezbędne środki ostrożności.
- Jeśli mogę coś poradzić rodzicom innych przedszkolaków, to proponowałabym zatrzymać dziecko w domu - mówi prof. Balcerska.
Tymczasem dyrektorka przedszkola, w którym pojawiła się infekcja, już uczula rodziców.
- Nie można lekceważyć objawów infekcji u małych dzieci - mówi stanowczo Chmura. - Przynajmniej raz w miesiącu, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym tłumaczymy rodzicom, że nie można przyprowadzać chorych dzieci do przedszkola. Jednak nie zawsze to skutkuje, nie każdy może sobie pozwolić na dzień wolny w pracy. A to może się czasem źle skończyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto