Powieść "Idąc Rakiem", na której postawie został wystawiony spektakl, to historia tragedi niemieckiego statku pasażerskiego Wilhelm Gustloff, która wydarzyła się na Bałtyku 30 stycznia 1945 roku. Na pokładzie znajdowali się przede wszystkim cywile, ale także ranni żołnierze, SS-mani, wysocy nazistowscy dygnitarze, dziewczęta ze służby pomocniczej Marynarki Wojennej oraz uczniowie Oficerskiej Szkoły Okrętów Podwodnych.
Statek był straszliwie przeładowany. Obliczono, że na statku tłoczyło się około 6-7 tysięcy osób. Około dziewiątej wieczorem trzy radzieckie torpedy trafiły statek - "Wilhelm Gustloff" zatonął. Historia nie miała litości nad niemieckimi okupantami i na długie lata wymazała to wydarzenie z zbiorowej pamięci.
"Idąc Rakiem" to kilka przestrzeni czasowych równocześnie, a wszystko dzieje się w głowie pisarza, który opisuje wydarzenia od początku. Cofamy się do lat 30-tych i 40-tych XX wieku, towarzyszymy historii pasażerowca "Wilhelma Gustloffa". Jednocześnie biorąc udział w wydarzeniach współczesnych, gdzie neonazista Konrad, opentany mitem słuszności działań Adolfa Hitlera, podjudzany przez babkę Tullę Pokriefke, toczy słowny pojedynek na czacie z Dawidem Frankfurterem, sympatyzującym z żydowskim zabójcą nazisty Wilhelma Gustloffa, po którym imię otrzymał zatopiony pasażerowiec. Chłopcy siedząc przed swoimi komputerami odkrywają historię wielowymiarowej tragedii.
Dzięki reżyserowi Krzysztofowi Babickkiemu, oraz zabiegowi przeniesienia sceny teatralnej na statek, mamy wrażenie, że jesteśmy naocznymi świadkami historii. Jesteśmy na morzu, czujemy zimno, strzał, huk, światło gaśnie, bujają falę, statek tonie. Akcja stop, siedzimy z Konradem przed komputerem, czujemy oddech babki za plecami, jej opowieści o "dzieciaczkach pływających główkami w dół, nóżkami do góry" sprawiają, że zaczynamy współczuć Niemcom. Akcja stop, rozprawa w sądzie, rozpacz babki, rodziców, Konrad skazany za zabójstwo swojego kolegi pseudo-żyda, historia zakreśla krąg, wynosząc puentę, która w spektaklu Babickiego brzmi niezwykle gorzko - "to się nie kończy. To się nigdy nie skończy".
O realności wydarzeń przekonuje nas również bardzo dobra gra aktorska każdego z bohaterów. Nie wyobrażam sobie kogoś innego w roli dojrzałej Tuli niż Doroty Lulki. Wrażliwa, dostojna, klastyczna pani w starszym wieku o dwóch twarzach. Ta druga strona jest przerażająca, fanatyczna... w obronie hołdu Hitlera i wnuka Konrada zrobi wszystko. Temu ostatniemu kupi nawet broń, by zabił podstępnego "żydka". Gdybym miała sobie wyobrazić młodą Tulę to wyglądała by ona jak Agata Moszumańska, przepiękna, pełna erotyzmu, odwagi, charyzmy i pewności siebie.
Spektaklowi "Idąc rakiem" Teatru Miejskiego nic nie można zarzucić. Miejsce, scenografia, opowieść, aktorzy, nawet zimno, które panowało na statku, wszystko było bardzo spójne i kompletne, a w swojej wymowie bardzo realistyczne. To porządnie przedstawiona lekcja historii, z której należy czerpać garściami.
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?