Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak ksiądz Jarosław Wąsowicz napisał "Biało-zieloną Solidarność"

Gabriela Pewińska
Jak zaczął swoją opowieść? Od tego, że w latach 80. mieszkał na Zaspie przy ulicy Startowej 17. Że jego blok stał niedaleko bloku przy Pilotów 17, gdzie po wydarzeniach Sierpnia 80 zamieszkała rodzina Lecha Wałęsy.

Jak zaczął swoją opowieść? Od tego, że w latach 80. mieszkał na Zaspie przy ulicy Startowej 17. Że jego blok stał niedaleko bloku przy Pilotów 17, gdzie po wydarzeniach Sierpnia 80 zamieszkała rodzina Lecha Wałęsy.

"Na naszym podwórku zbierały się tłumy ludzi po ogłoszeniu wiadomości, że Wałęsa został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Palili ogniska, śpiewali patriotyczne pieśni. To z naszych bloków leciały garnki, doniczki, lał się wrzątek na zomowców pacyfikujących jedną z niezależnych 1-majowych manifestacji. Zaspa to także osiedle, na którym w 1987 roku Ojciec Święty spotkał się ze światem ludzi pracy. Przybyło do nas ponad milion ludzi "Solidarności", aby otrzymać od Papieża wsparcie. I otrzymali je. Po mszy świętej odbyła się gigantyczna manifestacja, chyba największa w skali całej Polski po 13 grudnia 1981 roku. Chociaż ludzie krzyczeli wówczas "chodźcie z nami, dziś nie biją", ZOMO w bestialski sposób rozprawiło się z manifestantami już we Wrzeszczu."

Jak mówi, w takim środowisku wzrastał, chłonąc wolnościowe klimaty na stadionie Lechii, której kibicem jest od 1982 roku. Ksiądz Jarosław Wąsowicz. Wąsal. Na pierwsze mecze biegał już w piątej klasie podstawówki. Biało-zielonego szalika nie zakłada tylko na mszę. A jak są zadymy na stadionie to się modli, żeby się nikomu nic nie stało.
Pamięta jak w trakcie studiów historycznych, podczas zajęć na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika dzielił się swoją wiedzą na temat lat 80. Powiedział wtedy, że w Gdańsku, w tamtym okresie funkcjonowały w Gdańsku trzy ważne miejsca oporu wobec komunistycznych władz: Stocznia Gdańska, kościół św. Brygidy i stadion Lechii. Pamięta oburzenie jakie wywołały jego słowa. Usłyszał, że opowiada bzdury, że Lechia to zwykli chuligani, a za "Solidarność" walczyło się na demonstracjach, w działalności konspiracyjnej i w kościołach.
To oburzenie, to zdziwienie sprawiło, że powstała ta książka.

Ks. Jarek: - Ci, którzy nigdy nie mieszkali w Gdańsku często nie mieli pojęcia, że stadion Lechii był jednym z bastionów oporu przeciw komunizmowi, miejscem, gdzie ktoś wciąż upominał się o Solidarność. A kiedy Lechia awansowała do pierwszej ligi i kibice jeździli na mecze do innych miast, ten powiew wolności, ten wiatr od morza zawitał też na inne stadiony w Polsce. Ta książka powstała, by ocalić od zapomnienia ten wątek historii gdańskiego podziemia młodzieżowego. Mówi o wszystkich momentach, które dotyczą antykomunistycznej walki przy ulicy Traugutta. Mówi o postawach solidarnościowych lechistów. Pierwsza część to typowa praca historyczna. Przebadałem dokumenty w Instytucie Pamięci Narodowej, w Komisji Krajowej "Solidarności", która gromadzi prasę podziemną. Druga część to wspomnienia kibiców Lechii.

"Jarosław Wierzbicki, ps. Wierzba: Pamiętam mecz z Juwentusem Turyn, kiedy siedzieliśmy w wielkim ścisku i człowiek się modlił, żeby nie musiał wyjść do toalety. Tej atmosfery nie da się opowiedzieć. Tylu ludzi, wielki świat i pamiętna przerwa meczu. Nagle ludzie zorientowali się, że jest między nami Lech Wałęsa. Takiej owacji i poparcia dla Wałęsy nie widziałem nigdy później. Skandowaliśmy hasła patriotyczne, antykomunistyczne, a wszystko kręciły zachodnie stacje telewizyjne. Myślę, że esbecja i milicja, także obecne na tym meczu, naprawdę były w wielkim szoku."
Ks. Jarek: - Ta książka pokazuje, że z kibicami nie jest wcale tak jak się o nich pisze, że kibicowanie to piękna przygoda. I to, co wydarzyło się w Gdańsku przed laty jest na to dowodem. My wciąż wszyscy się razem przyjaźnimy, mamy przyjaciół w różnych miejscach Polski. Spotykamy się z kibicami Śląska, Wisły. Oni w tej walce z komuną też nas wspierali. Pamiętam jak kibice z Wrocławia całymi grupami przyjeżdżali pod Brygidę. Pod Brygidę przyjeżdżali też kibice Arki. Nikt się wtedy z nikim nie szarpał, bo wszyscy byliśmy zjednoczeni we wspólnej sprawie.

"Jarosław Wierzbicki, ps. Wierzba: Często po większych demonstracjach jeździliśmy pod dom Wałęsy. Jedną taką demonstrację pamiętam bardzo dobrze. Mnie i Karola zomowcy pogonili do klatki w bloku. Ludzie otwierali drzwi mieszkań, zapraszali nas do środka. W jednym z mieszkań na Zaspie gospodarz stoczył kilkuminutową wojnę kijem z grupą zomowców, po czym zamknął drzwi. Zomowcy zdążyli jednak wrzucić petardę do mieszkania. Zaczęliśmy się dusić, a oni próbowali te drzwi wyważyć. Tak spędziliśmy około pół godziny. Później okazało się, że jakiś starszy pan, jeden z właścicieli tego mieszkania, który był trochę pod wpływem alkoholu próbował rzucać butelką z benzyną w sukę stojącą pod klatką, a nas w tym mieszkaniu było około 20 zamelinowanych osób z demonstracji. W ostatniej chwili, wyrwaliśmy mu ją i chyba dzięki temu dzisiaj żyjemy, bo by nas milicja rozniosła pewnie w tym mieszkaniu."

Ks. Jarek: - Jakby nie patrzeć, te wszystkie transparenty, które dziś wiszą na Lechii: "Lechia Gdańsk - bastion polskiej prawicy", "Precz z komuną" to są transparenty nawiązujące do tamtych czasów, do tego, co my wtedy wykrzykiwaliśmy na stadionie.
"Sławomir Tarasow, ps. Parasol: Kiedyś pojechaliśmy na mecz do Łodzi. Wysiedliśmy i zaczęliśmy śpiewać: "Solidarność - Lechia Gdańsk". Jedna babka po siedemdziesiątce uklęknęła na tym dworcu i zaczęła się modlić. Inne kobiety stały i płakały, pozdrawiały nas. Ludzie widzieli, że Solidarność jeszcze żyje."

Ks. Jarek: - "Biało-zieloną..." pisałem trzy lata. Kiedy byłem jeszcze wikarym na parafii w Szczecinie szło mi dość żwawo. Ale później zostałem kierownikiem archiwum, rozpocząłem studia doktoranckie i zacząłem prowadzić proces beatyfikacyjny męczenników II wojny światowej. Wtedy to za wiele czasu na pisanie nie miałem. Ale Tadeusz Duffek - legenda kibiców Lechii, dobra dusza całego przedsięwzięcia - mocno mnie mobilizował, bym się wreszcie za to zabrał, żebyśmy to wydali w grudniu, zeszłego roku. Ale gdy przed rocznicą Sierpnia 80 mocno podupadł na zdrowiu już nie miałem na to pisanie siły, ciężko było mi było pisać. Chciałem, żeby Tadeusz czytał to na bieżąco, nanosił swoje uwagi i postanowiłem, że dokończymy pracę, kiedy on wyzdrowieje. Pan Bóg chciał jednak inaczej. Tadeusz zmarł po ciężkiej chorobie dwa miesiące później. W tym roku wziąłem urlop i wyjechałem do Włoch, do małego miasteczka. Tam siedziałem nad tą książką cały miesiąc, od rana do wieczora, robiąc przerwy jedynie na odprawianie mszy i lekcje włoskiego. Tadeuszowi jest poświęcona ta książka.

"Jarosław Wierzbicki, ps. Wierzba: Na koniec chciałbym powiedzieć, jak bardzo Lechia kojarzyła się ludziom z Solidarnością. Kiedy chodziliśmy po mieście i śpiewaliśmy "Lechia" po zwycięskim meczu, ludzie pokazywali nam na ulicach "V" i zawsze odpowiadali na nasz śpiew tym symbolem. Lechia i "Solidarność" były w Gdańsku jednoznaczne".

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jak ksiądz Jarosław Wąsowicz napisał "Biało-zieloną Solidarność" - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto