Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaki los czeka w Trójmieście turystę nieznającego języka polskiego

(AT)
Nasz francuski był na tyle dobry, że Patrycja Merchel-Bielska z Bałtyckiej Informacji Turystycznej nie odkryła mistyfikacji.
Nasz francuski był na tyle dobry, że Patrycja Merchel-Bielska z Bałtyckiej Informacji Turystycznej nie odkryła mistyfikacji.
Jaki los czeka w Trójmieście turystę nieznającego języka polskiego? Nieciekawy... Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Przez kilka godzin wędrowaliśmy po Sopocie i Gdyni udając francuskich turystów.

Jaki los czeka w Trójmieście turystę nieznającego języka polskiego? Nieciekawy... Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Przez kilka godzin wędrowaliśmy po Sopocie i Gdyni udając francuskich turystów. W Gdańsku "przebraliśmy się" za Szwedów.

Sopot. Przystanek SKM. Kiosk z gazetami. Po drugiej stronie okienka przemiła pani. Prosimy o papierosy - oczywiście po francusku. Na twarzy pani rysuje się zakłopotanie.

- SZEEŚŚĆĆ! - odpowiada widząc plik banknotów.

Postanawiamy dostać się do Grand Hotelu i na molo.

Starsze małżeństwo wygląda na biegle władających językami obcymi. - Idźcie na "monciak" - powtarzają wolno wskazując na usta. Na ulicy robi się zamieszanie. Podchodzi student.

- pyta grupkę zainteresowanych, którzy już zdążyli otoczyć nas szczelnym wianuszkiem. Na "Do you speek English? Sprechen sie Deutsch? Goworitie po russkij?" rzucamy krótkie "non!". Student nie załamuje się. Ma przecież w zanadrzu ręce i kilka włoskich słów, ponoć bardzo do francuskich podobnych.

Policjant i strażnik miejski znali języki. Głównie migowe.

- Ou est le Grand Hotel? - pytamy.

- Panie, prosto i 100 meter w prawo - tłumaczy policjant przebogato gestykulując.
Dwóch starszych panów siedzących na przystanku autobusowym wzbogaca wyjaśnienia o nowe słowa i nowe gesty. Słowiańska gościnność przybiera postać poklepywania po plecach... - Panie, ten biały o tam!

Jeszcze bardziej wylewny okazuje się mechanik na parkingu Grand Hotelu. - W to białe, o tam, wejdźcie w to białe! France O.K.! Good! - wykrzykuje z uniesionym kciukiem dodając - Oui! Oui!

Droga, która zwykle zabiera 15 minut, ,Francuzom" pochłonęła ponad godzinę.

Następnym punktem na naszej trasie jest informacja turystyczna. Po drodze zahaczamy o knajpkę na Monte Cassino. Zamawiamy kawę. "White", bo "au lait", czyli z mlekiem to już zbyt duży lingwistyczny wysiłek dla kelnerki.

Wychodząc przeskakujemy przez płotek. - Dziewczyna była lepsza - rzuca w naszym kierunku jeden z klientów pewny, że nic nie rozumiemy.

- Do Sopotu Francuzi nie przyjeżdżają. Większość turystów to Niemcy i Skandynawowie - mówi Katarzyna Choczaj z punktu informacji turystycznej w Sopocie. - Znam niemiecki, angielski i włoski i nie mam trudności z ,dogadaniem" się z obcokrajowcami. Ale francuski - wybaczcie - jest za mało popularny.

Gdynia mile nas zaskakuje. Wojciech Drobiński, barman w hotelu Nadmorskim, błyskawicznie podaje "cafe au lait" i ,avec sucre". - Płynnie nie odpowiem, ale rozumiem - śmieje się odkrywając mistyfikację.

Po drodze do ,Kurzej Stopki", czyli Bałtyckiej Informacji Turystycznej przy Skwerze Kościuszki, znowu oglądamy pokaz pantomimy. ,Wijące się" dłonie mieszkańców Gdyni zapytanych o informację zatrzymują się na głowie, biodrach, zastygają w powietrzu. Z ust płynie: ,Eeeee! aaaaaa? uuuuuu... chyba gdzieś tam, ale zapytajcie kogoś innego".

- Si, si Kamienna Góra to tam - Patrycja Merchel-Bielska z ,Kurzej Stopki" z trudem wskazuje punkt widokowy w Gdyni. Przedstawiamy się. - Raczej nie nauczę się francuskiego. Turyści znad Sekwany w te zakątki Europy się nie zapuszczają. Znam niemiecki, angielski i rosyjski. Wystarczy.

Sprawdzamy więc jak się u nas mówi po angielsku.

Tuż po godzinie 15 wchodzimy na Dworzec Główny PKP w Gdańsku. Jeden z nas udaje turystę ze Szwecji, który oprócz swojego ojczystego języka zna tylko angielski. Podchodzimy do informacji kolejowej.

- Jestem Joachim Petersen - mówi po angielsku reporter. - Chcę dojechać do Warszawy. Kiedy jest najbliższy pociąg?

Co robi pani w informacji? Nic. Najpierw nie reaguje, bo... rozmawia z koleżanką. Reporter ponawia swoje prośby. Po dobrych paru minutach kobieta znajduje czas dla turysty.

Nie rozumiem - mówi tylko do reportera i macha ręką, pokazując pobliski punkt informacji turystycznej.
Tam - na szczęście - pracuje tego dnia fachowiec. Andrzej Kovacs dokładnie odpowiedział na wszystkie pytania reportera. Oczywiście, po angielsku.

- Znam jeszcze biegle węgierski, a umiem się też dogadać po niemiecku - mówi pan Andrzej. - Zapewniam, że z naszej informacji nikogo nie odeślemy bez pomocy...

Tego samego nie można powiedzieć o funkcjonariuszach Straży Ochrony Kolei, którzy mają swój punkt na gdańskim dworcu. Wchodzi do niego nasz reporter. Tym razem udaje Niemca, który przedstawia się i też próbuje się dogadać z sokistami po angielsku.

- Zgubiłem portfel i wszystkie dokumenty - mówi. - Czy możecie mi powiedzieć, jak dojechać do niemieckiego konsulatu?

Sokiści, a przez okienko dyżurki widać kilku z nich plus strażników miejskich, są kompletnie zaskoczeni.
- Ty, patrz, zagraniczny - mówi jeden z funkcjonariuszy SOK do kolegi. - Gada ktoś z was po niemiecku albo angielsku...

Widać, że sokiści zrozumieli tylko, że "turysta" chce dojechać do niemieckiego konsulatu. Nie umieją wytłumaczyć, jak to zrobić. Powtarzają: "Gdańsk Wrzeszcz", "Gdańsk Wrzeszcz" i to wszystko. Żaden z nich nie wpadł na pomysł, aby zaprowadzić "Niemca" do pobliskiej informacji turystycznej. Ulgę na twarzach sokistów widać wyraźnie, gdy drugi z reporterów wchodzi do środka i udaje człowieka, który chce pomóc "turyście". Kłopot z głowy.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto