Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Głowacki o pisaniu i o sobie

Spisał: Tadeusz Skutnik
Janusz Głowacki: - Znam wielu pisarzy polskich, którzy są dumni z tego, że ich nikt nie czyta, bo uważają, że to jest dowód na ich wielkość, wspaniałość właśnie. A ja bardzo lubię kiedy mnie się czyta.	Fot. Adam Warżawa
Janusz Głowacki: - Znam wielu pisarzy polskich, którzy są dumni z tego, że ich nikt nie czyta, bo uważają, że to jest dowód na ich wielkość, wspaniałość właśnie. A ja bardzo lubię kiedy mnie się czyta. Fot. Adam Warżawa
W Trójmieście bawił ostatnio Janusz Głowacki, z powodu najnowszego tomiku swoich felietonów "Jak być kochanym". Z tym, że felietonów nie było, bo zabrakło w hurtowniach, więc spotkania z pisarzem były prowadzone w ...

W Trójmieście bawił ostatnio Janusz Głowacki, z powodu najnowszego tomiku swoich felietonów "Jak być kochanym".

Z tym, że felietonów nie było, bo zabrakło w hurtowniach, więc spotkania z pisarzem były prowadzone w duchu biograficznym, tj. poprzedniej książki, zatytułowanej "Z głowy". Poniżej fragmenty jednego z nich.

- Jak napisałem w tej książce, upokorzenia dobrze robią, pod warunkiem, że się dobrze kończą. Niektórzy pisarze są w związku z tym strasznie sfrustrowani. Znam wielu pisarzy polskich, którzy są dumni z tego, że ich nikt nie czyta, bo uważają, że to jest dowód na ich wielkość, wspaniałość właśnie. A ja bardzo lubię kiedy mnie się czyta, wystawia i w ogóle.
Nieprzygotowany
- Wyjechałem z Polski jako dość znany pisarz tutaj, naprawdę. Przez zupełny przypadek. Wyjechałem tuż przed stanem wojennym na premierę sztuki, miałem przy sobie pięć dolarów, bo tyle było wolno wywozić legalnie i nielegalnie gdzieś jeszcze schowane dwadzieścia pięć, no i myślałem, że wrócę na święta. Nagle zrobił się stan wojenny w Polsce, pomyślałem: zostanę, spróbuję. Poza tym miałem opinię kawiarnianego pisarza, który naprawdę to umie pisać o Spatifie, "warszawce", a za granicą polegnie, bo tego nikt nie będzie czytał i nie będzie wiedział, o co chodzi. Ja natomiast miałem pewne podejrzenia, że może jest inaczej.
- W Londynie poszło mi bardzo dobrze, a potem pojechałem do tego Nowego Jorku z powodu tej właśnie ślepej i beznadziejnej miłości, jaką wszyscy Polacy mają do USA, nieodwzajemnionej całkowicie, w co ciągle nie możemy uwierzyć, uważając, że my razem z Ameryką robimy politykę na świecie. Pomyślałem, że jak, to już: do Nowego Jorku właśnie. Bo Arthur Miller, bo Tennessee Williams, Kaczor Donald... generał Patton, Statua Wolności. I to było strasznie dramatyczne, bo ja tam przyjechałem i zobaczyłem, że nikt mnie właściwie nie chce. Miałem świetne recenzje z Londynu, ale tych nich nie chciał czytać. W Ameryce jest coś takiego, jak nieufność do sukcesu europejskiego. Jeśli o kimś się mówi, że jest "very europeen" - to wcale nie jest komplement. Bardzo europejski, ale może nie dla nas. Tak, że przez dwa lata właściwie się obijałem. W Ameryce, jeżeli przez dwa lata zrobisz jakiś sukces, znaczy, że na to zasługujesz, a jeśli nie - to znaczy, że się nie nadajesz. No i mnie to zajęło dokładnie dwa lata. Od przyjazdu do momentu, kiedy najlepszy nowojorski teatr wystawił "Kopciucha".
- Dwa lata temu byłem na premierze "Czwartej siostry" w Paryżu. Koszmarne przedstawienie, w bardzo dobrym teatrze zresztą, zrobione na zupełną groteskę. Kłopot z moimi sztukami i z moim pisaniem w ogóle polega na tym, że ja staram się pisać zabawnie o rzeczach bardzo poważnych, że staram się ironizować na tematy tragiczne, obawiając się, że ironia jest dziś najlepszym sposobem, żeby mówić o rzeczach ważnych. A więc w moich przedstawieniach jest zawsze balans między tragedią i komedią. I od czasu do czasu to się robi albo na zupełną tragedię, albo na zupełną farsę i wtedy jest okropnie. To są te ciężkie chwile, które przeżywa dramaturg, jak przyjedzie na premierę i jest proszony potem na scenę. Ja się potwornie tego wstydzę i w Paryżu właśnie uciekłem. Powiedziałem, że muszę wyjść do toalety i wyszedłem. A potem się to bardzo podobało krytyce, co mnie ostatecznie utwierdziło w mojej wierze we Francję.
- Co znaczy sukces? Ja za swój sukces uważam to, że żyję z pisania i że nie muszę robić nic innego niż to, że piszę. I nie muszę uczyć nawet. Ja bardzo nie lubię uczyć - przez jakiś czas uczyłem w Nowym Jorku w Uniwersytecie of Columbia pisania sztuk teatralnych i było to straszliwie męczące - poza tym jestem egoistą i nie lubię uczyć czegoś, co sam wymyśliłem.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto