Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joanna Muszkowska-Penson: "Byłam lekarzem Wałęsy..."

Jolanta Gromadzka- Anzelewicz
Przyszli rano prosto do szpitala. Nawet się nie zawahali, choć widok esbeków dobijających się do lekarskiego gabinetu wzbudził wśród chorych przerażenie. Wywrócili pokój do góry nogami. Znaleźli tylko kilka ulotek.

Przyszli rano prosto do szpitala. Nawet się nie zawahali, choć widok esbeków dobijających się do lekarskiego gabinetu wzbudził wśród chorych przerażenie. Wywrócili pokój do góry nogami. Znaleźli tylko kilka ulotek. Zapakowali panią profesor do ciemnego poloneza i pojechali do jej mieszkania na ulicę Tuwima.
Akurat nikt się w nim nie ukrywał. Anka, jej jedyna córka, również lekarka, była już wtedy poza granicami kraju.
- Nagle zaskrzypiały schody - uśmiecha się na to wspomnienie Joanna Muszkowska-Penson. W oczach esbeków pojawił się błysk triumfu.
- Byli niemal pewni, że zaraz złapią któregoś z poszukiwanych działaczy „Solidarności”. Tymczasem czekało ich rozczarowanie; to był tylko stróż. Miał klucze do mojego domu. Przychodził, by napalić w piecu.
Złożyli na kupkę książki z drugiego obiegu. Zabrali ulubione taśmy z nagraniami Edith Piaff. Z Tuwima zawieźli ją na Okopową. Posadzili w celi z dwiema kobietami. Jedna z nich zabiła męża siekierą, drugą zatrzymano za olbrzymie manko.
***

Aresztowanie w stanie wojennym wybitnego lekarza, profesora Akademii Medycznej w Gdańsku oburzyło środowisko trójmiejskiej służby zdrowia.
- Przelała się kropla goryczy - kwituje dr Anna Budny-Liberek, wówczas zastępca ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku - prawa ręka profesor Pensonowej i jej najbliższa przyjaciółka. Zaprotestowali lekarze, pielęgniarki, pacjenci, inteligencja Wybrzeża. Pod petycją do władz, którą do dziś pani profesor przechowuje jak najdroższą relikwię, podpisało się kilka tysięcy osób. W obronie prof. Pensonowej wystąpiła nawet rektor AMG, Barbara Krupa-Wojciechowska, członek KC.
- Nie mogłam postąpić inaczej - tłumaczy dziś była rektor.- Choć różniłyśmy się poglądami politycznymi Pensonowa była przede wszystkim znakomitym specjalistą i świetnym wykładowcą, wspaniale szkoliła lekarzy. Była też wdową po wybitnym profesorze interny, Jakubie Pensonie, jednym z pierwszych rektorów AMG, który zmarł kilkanaście lat wcześniej. I - moim nauczycielu.
Nieco inaczej swoje rychłe uwolnienie tłumaczy sama pani profesor: mój obrońca Jacek Taylor znalazł przepis, który mówił, że kobiety, które skończyły 60 lat można aresztować tylko z tego powodu, że kogoś zabiły. Przesłuchiwał mnie młody prokurator. Podobno, gdy dowiedział się, że aresztowano mnie za posiadanie kilku zakazanych książek, zrezygnował z zawodu.
***

Czy bałam się SB? - Zupełnie się nimi nie przejmowałam. Choć cela na Okopowej była niemal identyczna jak ta na Gestapo, to aresztowanie było śmiechu warte w porównaniu do tego, które przeżyłam w 1941 roku.
Na zdjęciu z tamtych lat młoda kobieta ma włosy ułożone w fale.
- Wojna zaskoczyła mnie jako świeżo upieczoną maturzystkę Państwowego Liceum Ogólnokształcącego im. Królowej Jadwigi w Warszawie - opowiada w książce Urszuli Wińskiej „Zwyciężyły wartości” Joanna Muszkowska - jedna z więźniarek Ravensbruck, oznaczona liczbą 96. - Odebrałam patriotyczne wychowanie przepełnione entuzjazmem i uwielbieniem dla bohaterów narodowych. Poczucie koleżeństwa, przyjaźni i chęć robienia dobrych uczynków wyniosłam z drużyny harcerskiej. Dom wyrobił we mnie właściwą postawę moralną i zainteresowania intelektualne.
Początkowo Joanna przekonana, że wojna potrwa niedługo, a Polsce potrzebni będą ludzie z wyższym wykształceniem, uczestniczyła tylko w tajnych kompletach uniwersyteckich. Szybko jednak zrozumiała, że to nie czas na spokojną naukę. W Warszawie wrzało - organizowała się praca konspiracyjna. Joanna wstąpiła do Związku Walki Zbrojnej, w 1940 roku złożyła przysięgę, została łączniczką. Rok później, w konspiracyjnym lokalu komórki „Album” przy Mokotowskiej aresztowano ją wraz z czterema koleżankami. Z Pawiaka trafiła do celi dla małoletnich, gdzie przebywały więźniarki polityczne, które nie ukończyły 21 lat. We wrześniu 1941 roku, pierwszym transportem wywieziono je do Ravensbruck, kobiecego obozu pod Berlinem, w bliskim sąsiedztwie majątku Himmlera.
- Wychowywały mnie współwięźniarki. Kodeks właściwego, moralnego postepowania był prosty i jednoznaczny. Ile z tej nauki zdołałyśmy wcielić w nasze życie na wolności, zależało już od nas samych.
W Ravensbruck, gdzie patrzyła na choroby i śmierć a sama pokonała dur plamisty i ciężką żółtaczkę, przysięgła sobie, że jeżeli przeżyje, to na pewno zostanie lekarzem.
- Tam zrozumiałam, że to jedyny fach, który przydaje się w każdych okolicznościach.
Gdy skończyła się wojna i otworzyły się bramy obozu, piechotą poszły do Polski. Joanna odnalazła rodziców. Z Warszawy przenieśli się do Łodzi, gdzie jej ojciec, profesor, znany bibliofil, organizował Uniwersytet. Ukończyła medycynę, dostała nakaz pracy do Gdańska. W tutejszej uczelni przeszła wszystkie stopnie medycznego wtajemniczenia. Specjalizowała się w chorobach wewnętrznych, zajmowała się naukowo chorobami nerek. Została belwederskim profesorem. Po śmierci męża, nie tracąc kontaktu z uczelnią, jako tzw. detaszowany pracownik naukowy AMG, została ordynatorem oddziału interny w Szpitalu Wojewódzkim.
- Była dociekliwym diagnostą i miała serce dla chorych - mówi dr Budny-Liberek. Nic dziwnego, że ją za to uwielbiali.
***

Miała 60 lat, gdy nastała "Solidarność". W jej życiu rozpoczął się zupełnie nowy rozdział.
— Jak zaczęła powstawać opozycja demokratyczna, od razu wiedziałam, co mam robić. To była dla mnie powtórka z walki o niepodległość.
Do NZZS zapisała się od razu, w sierpniu 1980 roku, nie czekając- jak inni z jej środowiska- co z tego wyniknie. Zafascynował ją Lech Wałęsa.
— Może i "Solidarność" powstałaby bez Wałęsy, ale absolutnie by bez niego nie zwyciężyła - przekonuje pani profesor, gdy dzwonię do niej do Glasgow. - Wałęsa jest niekwestionowanym autorem jej sukcesu i popularności na świecie. Gdy tu ktoś mówi: Polska, Szkoci natychmiast dodają; Wałęsa. Podobnie reagują ludzie na wszystkich kontynentach. Bez jego charyzmy, w mrocznych czasach stanu wojennego, nikt nie pomagałby naszemu krajowi.
A dzięki darom, które płynęły szerokim strumieniem, lekarze mieli dla chorych leki, aparaturę medyczną, jednorazowy sprzęt.
— Pani profesor biegle władała francuskim, często więc pomagała jako tłumacz- opowiada dr Budny-Liberek. Darczyńcy chcieli mieć kontakt z kimś z podziemia, pani profesor w tym pośredniczyła. Dzięki dobrym układom z księdzem Jankowskim, spotykali się w wieżyczce kościóła sw. Brygidy. Kłuć w oczy esbeków zaczął jednak Szpital Wojewódzki i oddział na najwyższym piętrze. Wydawało się mało prawdopodobne, by ośmielili się przekroczyć jego próg.
— W to, że pani profesor kładzie tam osoby, którym grozi aresztowanie, wtajemniczony był tylko doktor Ryszard Wyszomorski i ja - przyznaje dr Budny-Liberek. Również ze względu na bezpieczeństwo pozostałego personelu.
W różnych okresach bywał tu m. in. Wałęsa, Gwiazda, Alinka Pienkowska. Profesor Pensonowa zaprzecza jednak, by kiedykolwiek jej pacjentem był aktualny prezydent Lech Kaczyński. Być może zaświadczenie o chorobie wieńcowej wystawiła mu na prośbę kogoś z opozycji.
W tym czasach obcy ludzie stawali się sobie bliscy. Skupiał ich wokół siebie kapelan Akademii Medycznej, ksiądz Eugeniusz Dutkiewicz.
— Medycyna oficjalna nie odczytała wówczas jeszcze właściwie przysięgi Hipokratesa, mówiącej, że chorych nie wolno opuścić aż do śmierci - uważa profesor Joanna Muszkowska-Penson. - Umierali więc w samotności na zatłoczonych szpitalnych korytarzach, odgrodzeni parawanem od reszty żyjących. Tak zwani "beznadziejnych" chorych wypisywano ze szpitali, by zrobić miejsce dla lepiej rokujących.
Widział to ksiądz Dutkiewicz. Początkowo sam odwiedzał ich w domach, z czasem uznał, że nie da rady bez pomocników. W 1983 roku grupa wolontariuszy; lekarzy, pielęgniarek, studentów, wykładowców, aktorów, dziennikarzy, nauczycieli, gospodyń domowych, kierowców- była już tak duża, że ksiądz Eudeniusz mógł już założyć pierwsze w Polsce domowe Hospicjum Pallotinum. Joanna Muszkowska-Penson niestrudzenie mu w tym pomagała. Spotkanie zespołu organizowali w domu zakonnym przy ul. Curie-Skłodowskiej.- Znowu byliśmy na celowniku SB a to dla wielu z nas oznaczało to inwigilacje, rewizje, aresztowania. Ksiądz - pseudonim „Chudy” - pełnił bowiem w tym czasie w strukturach "Solidarności"funkcje łącznika między ukrywającymi się a Komisją Krajową.
Kilka ulic dalej, w swoim mieszkaniu przy ul. Tuwima, przez rok prof. Pensonowa ukrywała między innymi pierwszego lekarza Lecha Wałęsy, doktora Piotra Dyka.
- Piotr, związany z Młodą Polską, znał się z Lechem jeszcze z czasów wolnych związków zawodowych- przypomina sobie pani profesor. SB od dawna deptało mu po piętach. Młody, zdolny lekarz nigdzie nie mógł znaleźć pracy. W końcu wyjechał z Polski do Stanów Zjednoczonych.
— Po nim ja zostałam oficjalnie lekarzem Lecha Wałęsy - porządkuje wspomnienia prof. Muszkowska-Penson. Gdy został prezydentem, zastąpił ją na tym stanowisku lekarz generała Jaruzelskiego. Pani profesor dała się nawet namówić na podróż do Belwederu, by zobaczyć, jak nowy doktor opiekuje się jej pacjentem.
***

Ten tydzień w Belwederze pełen był wzruszających momentów.
- Dla mnie, wychowanej w kulcie Piłsudskiego, sam fakt, że mogę przysiąść na kanapce na której kiedyś siadał wielki wódz ze swoimi córkami, był bardzo ważnym wydarzeniem. Po powrocie z Warszawy pani profesor oznajmiła; lekarz Lechowi krzywdy nie zrobi, ale dobrze by zmienić kucharza.
— Na tym moja rola się skończyła. Byłam przecież lekarzem a nie politykiem. Nie marzył mi się ani fotem ministra zdrowia, ani inne zaszczyty.
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
* Prof. Joanna Penson po przejściu na emeryturę w 19991 roku wyjechała na stałe do Glasgow, gdzie mieszka jej najbliżsi; córka Anna z mężem i synem Piotrem. Anna również została profesorem, szczególnie zajmuje się genetyką nadciśnienia tętniczego. Na uroczystym otwarciu Centrum Badań Sercowo-Naczyniowych, które stworzyła przy Uniwersytecie w Glasgow obecna była najstarsza córka królowej Elżbiety- księżniczka Anna. Jej mama, Joanna - jest z córki bardzo dumna

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Joanna Muszkowska-Penson: "Byłam lekarzem Wałęsy..." - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto