Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jolanta Szczypińska. Zakochana nieustannie i jednostronnie

Ryszarda Wojciechowska
Rozmowa z posłanką Jolantą Szczypińską. - Kopciuszek albo Królowa Śniegu. Podobają się pani te określenia? - Bardzo ładne. Zresztą ja w dzieciństwie obie te bajki lubiłam. - Tak nazywają panią posłowie.

Rozmowa z posłanką Jolantą Szczypińską.

- Kopciuszek albo Królowa Śniegu. Podobają się pani te określenia?

- Bardzo ładne. Zresztą ja w dzieciństwie obie te bajki lubiłam.

- Tak nazywają panią posłowie. Kopciuszek dlatego, że w tle jest książę i pantofelki, które pani od niego dostała. A Królowa Śniegu, ponieważ ma pani władzę z pierwszej parlamentarnej ławki i miłą powierzchowność, pod którą jednak się kryje twarde, partyjne serce. Co jest pani bliższe?

- Myślę, że jednak Kopciuszek. Królowa Śniegu miała rzeczywiście twarde, lodowate serce. A moje takie nie jest.

- Mówimy o sercu partyjnym.

- Ale serce mamy jedno. I nie da się go podzielić na partyjne i prywatne. Moje emocje i uczucia są takie same w działalności partyjnej i poza partyjnej. Bo inaczej byłaby to hipokryzja i obłuda. Więc jeśli mam już wybierać, to pewnie jestem Kopciuszkiem. Ale jeszcze można by poszukać w innych bajkach (śmieje się).

- Na pewno nie jest pani Czerwonym Kapturkiem.

- No nie, chociaż w moim życiu były wilki.

- Jest pani najważniejszą kobietą w PiS. Najbardziej znaną twarzą. Jak się robi tak błyskawiczną karierę?

- To nie jest błyskawiczna kariera, a 27 lat w polityce. Nie dostałam gwiazdki z nieba. Ciężko na to pracowałam. A to, że jestem, jak pani mówi, jedną z najbardziej znanych kobiet w PiS to z jednej strony jest sympatyczne. Ale z drugiej mnie peszy. Bo ja jestem osobą naprawdę dość skrytą i nieśmiałą.

- A ja w tę nieśmiałość nie wierzę. To pani potrafi powiedzieć publicznie - zamykam oczy i widzę premiera. Kocham premiera. Czy tak mówi kobieta nieśmiała?

- To była odpowiedź na prowokacje dziennikarskie. Jeżeli mnie pytają, czy Przemysław Gosiewski kocha premiera, to ja odpowiadam, że nie on jeden. Tylko jest bardzo wiele osób, które premiera kochają.

- A co to znaczy kochać premiera? Pytam jak kobieta kobietę.

- To szerokie pojęcie. W tym mieści się szacunek, uznanie dla jego działalności i zdolności przywódczych, politycznych.

- Ale chyba nie trzeba od razu kochać tego, kogo się szanuje.

- Oczywiście. Ale jeżeli się kocha, to w tym mieści się szacunek.

- A ja mam wrażenie, że pani sama prowokuje media sugerując, że coś między panią, a premierem jest na rzeczy.

- Ale przypomnę, jak to się stało. A stało się bez mojej inspiracji czy woli. Spontaniczny gest, podarowanie wiązanki kwiatów zresztą w imieniu klubu PiS, wywołało tak wielką sensację i tytuł w tabloidzie: Posłanka miłości, Całus wagi państwowej... Postąpiłam spontanicznie, a media rozdmuchały ten temat. Było lato, sezon ogórkowy. Dementowałam to potem raz, drugi i trzeci. Ale widziałam, że to nie dociera.

- A ja mam wrażenie, że pani jednak prowadzi z mediami grę.

- Nigdy nie ukrywałam tego, że mam emocjonalny stosunek do premiera. Że cieszę się jego życzliwością. Znamy się od wielu lat. I łączy nas przyjaźń. Ale z tego wyciągnięto daleko idące wnioski. Ostatnio w telewizji - na pytanie czy będzie ślub, wyraźnie jednak powiedziałam - nie, ślubu z premierem nie będzie.

- Powiedziała pani tylko, że ślubu nie będzie w lipcu. Znowu otwierając furtkę do spekulacji.

- Ta dociekliwość dziennikarzy zaczęła mnie jednocześnie drażnić i bawić. W wielu rozmowach nie chciano słyszeć, że o ślubie nie ma mowy. Mimo, iż powtarzałam, że cenię sobie swój wolny stan. Pan premier również się w tej sprawie wypowiadał, chwaląc także swój wolny stan. Ile razy można to powtarzać?

- Nie boi się pani jednak, że już na zawsze zostanie tylko posłanką miłości?

- Posłanka miłości to pewnie ładne określenie. Ale mnie denerwuje, bo przesłania moją poważną działalność. Ale z drugiej strony widzę, że to jednak budzi u ludzi sympatię. U tych, którzy mnie zaczepiają na ulicy, u wyborców. Chociaż nie pytają mnie tak wprost jak dziennikarze - czy będzie ślub.

- No więc czy będzie ślub?

- Pani chce ode mnie gotowej odpowiedzi. A ja powiem tak, że wszystko może się w życiu zdarzyć. Kiedyś już myślałam, że nic mnie nie spotka interesującego, zarówno w sferze prywatnej jak i zawodowej. I się myliłam. Życie to niespodzianki. Ja się nie zamykam na nie.

- Po Słupsku krąży informacja, że pani poseł stara się o rozwód kościelny, z myślą o kolejnym ślubie kościelnym....

- Bzdury. Bezsensowna plotka. Nawet nie chcę się domyślać, kto je rozpuszcza. Nie mam zamiaru starać się o rozwód kościelny. I tyle.

- Stała się pani ostatnio tak popularna jak Doda. Tyle, że w jej przypadku piszą o rozwodzie, a w pani o rychłym ślubie z premierem.

- No nie, z całym szacunkiem dla wszystkich gwiazd show-biznesu, ale proszę mnie nie porównywać. Bo jednak ta pani jest bohaterką z okazji innego wydarzenia. Gwiazdy show-biznesu nieustannie starają się, żeby istnieć medialnie.

- Ale na panią też już polują paparazzi...

- To jest męczące. Podam przykład z wczorajszego dnia. Do mojego mieszkania próbowali wtargnąć dziennikarz z fotoreporterem. Chcieli rozmawiać z moją mamą, osobą starszą, schorowaną, wcześniej nie uprzedzając mnie o tym. Takie zachowanie budzi we mnie gniew. Bo każdy z nas ma prawo do odrobiny prywatności. Ja się nie muszę godzić z tym, żeby mnie tak namierzano, polowano na mnie. Są granice, których nie wolno przekraczać. Chciałaby pani takich gości, których pani nie zaprasza? Zwłaszcza, że dla mojej mamy taka "wizyta" to stres. Więc prosiłabym o szacunek. A jeżeli to by się powtarzało, podejmę inne kroki. Zawiadomię marszałka Sejmu. Jeszcze przed rokiem moje życie nikogo nie interesowało. Ale kiedy o sobie opowiedziałam, kiedy w tej historii pojawił się premier, zwrócono na mnie uwagę. Ale to nie była moja inicjatywa.

- Eryk Mistewicz, spec od wizerunku mówi, że to jest pani kampania wizerunkowa. Najlepsza w Polsce, w ciągu ostatnich paru lat. Ten Kopciuszek z premierem w tle.

- Nigdy nie miałam do czynienia z czymś, co się nazywa PR. Długo nie wiedziałam, co to określenie znaczy. Dopiero znalazłam wyjaśnienie w internecie. Gdybym miała o dwadzieścia lat mniej, to bym może się zdecydowała na takie lekcje wizerunku. Ja jednak jestem na tyle dojrzała, że się ze mnie nie ulepi innej Szczypińskiej. Przed wyborami sugerowano, że wszyscy z tego korzystają, więc może spróbuję. A ja od razu powiedziałam, że mam 50 lat i nie będę się zmieniać. Albo się mnie zaakceptuje taką, jaka jestem, albo nie. A co do pana Mistewicza... Dostałam od niego esemesa. Widocznie ktoś go poinformował, że się z nim nie zgadzam. Napisał mi: ja bez złośliwości pani poseł naprawdę uważam, że pani bardzo wyprzedza wszystkich kolegów. Powodzenia w polityce.

- A jednak dziennikarze zauważyli zmianę w pani wyglądzie. Niektórzy mówią, że tak kwitnie tylko kobieta zakochana.

- Ja jestem zadowolona z życia. I cały czas od niepamiętnych czasów zakochana. Nie wyobrażam sobie, żeby bez tego uczucia funkcjonować.

- Ale to jeden i ten sam mężczyzna od niepamiętnych czasów?

- Nie. Każdy z nas jest zakochany albo był lub będzie. A ja jestem zakochana nieustannie, bo taki mam charakter. I niekoniecznie z wzajemnością. Tej nigdy od mężczyzny nie oczekiwałam.

- Ale taka miłość bez wzajemności musi boleć.

- Dlaczego? To jest prawdziwa miłość (śmieje się). Pani w to nie wierzy? To zależy jak się do tego podchodzi. Jeżeli człowiek jest zdolny do kochania, to bardzo dobrze. To znaczy, że jest jeszcze w pełni człowiekiem. A jeżeli się nie oczekuje niczego w zamian, to świadczy właśnie o prawdziwej miłości. Co to za sztuka kochać i żądać tego samego dla siebie. Mnie to jednostronne kochanie zupełnie nie przeszkadza. Nie mam wielkich wymagań. A dodaje mi skrzydeł. Sama świadomość, że mogę być mężczyzną zauroczona lub w nim zakochana - wystarczy.

- Przyznam, że jestem skołowana. Nic z tego nie rozumiem.

- Rozumie pani, na pewno.

- Widzę, że telenowela brazylijska - kocha nie kocha, wyjdzie nie wyjdzie za mąż będzie trwać.

- Będzie trwać. Ale jeszcze raz powtarzam, to nie ja piszę ten scenariusz i nie ja jestem reżyserem tej telenoweli. A główną aktorką zostałam pewnie z uwagi na premiera.

- Złośliwi mówią, że ta historia ociepla wizerunek premiera.

- Tak mówią. Ja jednak nie myślałam o tym w kategorii, że mam tutaj jakąś rolę do spełnienia. Żeby w jakiś sposób ocieplić wizerunek premiera.

- Zakochana kobieta zrobi wszystko.

- Ale pan premier Jarosław Kaczyński jest osobą bardzo ciepłą, wrażliwą i ocieplanie wizerunku już nie jest potrzebne. Niestety w mediach nie ma takiej woli, żeby pana premiera pokazać z tej innej, lepszej strony. Ale jak się zna człowieka osiemnaście lat, to się go zna z wielu stron. Poznałam w swoim życiu wielu mężczyzn. Ale czy bardziej wrażliwego od pana premiera? Musiałbym się zastanowić

- Czy jako kobieta może pani powiedzieć, że premier jest przystojny?

- Każda kobieta ma inne oczekiwania. Ja uważam, że premier jest przystojny.

- A to nie jest tak, że władza jest afrodyzjakiem?

- Tak mówią, że mężczyźni z władzą pociągają prawdziwe kobiety. Jeśli tak, to ja chyba nie należę do prawdziwych kobiet. Bo dla mnie to nie jest afrodyzjak. Jestem kobietą dojrzałą. I mnie pociąga w mężczyznach stosunek do drugiego człowieka. To czy jest się dobrym.

- Czyli uroda nie jest najważniejsza?

- Jest mylna. Bo ci przystojniacy, macho, mięśniaki jak by ich tam jeszcze nazwać, to są osoby często bardzo płytkie. Nie będę oryginalna mówiąc, że cenię w mężczyźnie mądrość i to tę życiową, nie książkową. I ze smutasem bym nie wytrzymała.

- Premier i poczucie humoru?

- Pani się śmieje, a pan premier naprawdę jest dowcipny, potrafi wspaniale żartować.

- Ulubiony tygodnik premiera czyli "Wprost" napisał, że jest pani kobietą luksusową. A z oświadczenia majątkowego wynika, że ma pani 36 metrowe mieszkanko i 30 tysięcy oszczędności.

- No więc, czy tak żyje kobieta luksusowa?

- Może rozrzutna.

- Gdyby iść pani tokiem myślenia, to nie mieszkałabym w 36-metrowym mieszkaniu, nie dojeżdżałabym do pracy taksówkami albo autobusami, bo mi się też to zdarza. Miałabym lokatę w banku, działkę rekreacyjną i daczę. Wyjeżdżałabym pewnie do ciepłych krajów cztery razy w roku na wakacje.

- Ale poseł nie zarabia mało.

- Zarabia sporo, w porównaniu na przykład do pensji pielęgniarki, którą byłam. I pewnie z tego można wyciągnąć wniosek, że jestem teraz utracjuszką. Ale jest inna sprawa, o której nie lubię mówić. Ja nie wszystko co zarabiam, zostawiam sobie. Uważam, że można to podzielić. Podzielić się z tymi, którzy są w potrzebie. Mam grono osób, które znam i wspieram w jakiś sposób. Uważam, że tak trzeba. Ja też kiedyś byłam w ciężkiej sytuacji. I pamiętam, że wtedy nie miałam się do kogo zwrócić.

- A ta torebka od Chanel, o której pisał tygodnik?

- To mnie bardzo rozbawiło. Ja chyba rzeczywiście jestem mało trendy, bo nie wiedziałam, że to torebka od Chanel. Te znaki nic mi nie mówią. A torebkę kupiłam na bazarze, podczas wizyty poselskiej w Wietnamie. Bardzo się przyzwyczajam do przedmiotów, w tym do torebek. I noszę je dopóty, dopóki mi nie spadną z ramienia albo się nie rozwalą. A w Wietnamie zepsuła mi się torebka. I kupiłam nową. W przeliczeniu na złotówki kosztowała 50 złotych. Mnie byłoby stać na oryginalną Chanel. Ale dla mnie marka nie jest ważna. To ma być funkcjonalne. I tyle.

- Koleżanki z partii nie są zazdrosne o pani pozycję w partii?

- Nie spotkałam się z nieżyczliwością czy zawiścią. Nie czuję złych emocji wokół siebie. Ale ja mam bardzo dobry kontakt z kolegami i koleżankami partyjnymi. Oni mnie znają. I wiedzą jaka jestem.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto