Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kiedy ja się bezwstydnie rozmnażam, moi przyjaciele umierają. Rozmowa z Tomaszem Jasturnem

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Jastrun o późnym ojcostwie, przecinaniu pępowiny i bohaterskiej zmianie pieluch Dla takich jak pan, Sławomir Mrożek ukuł złośliwą ksywkę: „ojcodziad”. Oj, nie brzmi to dobrze. Nie brzmi.

Tomasz Jastrun o późnym ojcostwie, przecinaniu pępowiny i bohaterskiej zmianie pieluch
Dla takich jak pan, Sławomir Mrożek ukuł złośliwą ksywkę: „ojcodziad”. Oj, nie brzmi to dobrze.

Nie brzmi. Powiem więcej. Mnie się nawet nie podoba słowo dziadek. Mam wnuczkę, która jest starsza od mojego synka Antosia o rok. I nie pozwalam jej na to, żeby mówiła do mnie: dziadku.
A jak mówi?
Ustaliliśmy, że... jestem dla niej „grand father”. Co po angielsku znaczy wielki ojciec. Brzmi całkiem dobrze. Zresztą nie tylko w słowie dziadek jest coś odpychającego. Słowo baba też mnie odrzuca.
No to zostańmy przy późnym ojcu, którym pan niewątpliwie od roku jest.
I ten stan również mi się nie tak bardzo podoba. Nadal uważam, że dziecko powinno się mieć, kiedy człowiek jest stosunkowo młody. To bardziej naturalne i lepsze dla dziecka. Bo wtedy może mieć w ojcu partnera. Ale z drugiej strony, kobiety o tym wiedzą najlepiej, młodzi mężczyźni są długo niedojrzali do ojcostwa. A dziecko to wielka odpowiedzialność. Może największa. Ja pierwszego syna miałem za wcześnie, drugiego troszkę za późno. Problem w tym, że jak człowiek tak naprawdę dojrzeje, to wtedy aktualne staje się powiedzenie Boya: „Jeśliś taki rozumny, właźże do trumny”. Wcale nie jestem dumny z tego, że jestem takim późnym ojcem. Ale jak się już stało, to próbuję znaleźć dobre strony tego stanu.
Po raz drugi został pan ojcem, mając 56 lat. Pojawił się strach?
To była świadoma decyzja. A nie jakaś katastrofa. Jesteśmy z żoną razem ponad dziesięć lat.
Żona jest młodsza od pana o 21 lat...
Młodsza... odpowiednio. Ale matką nie jest ani młodą, ani starą. I to ona chciała mieć dziecko. Wiedziałem, że dla mnie to trochę za późno. Ale rozumiałem też, że to jedyna możliwość abyśmy byli razem. Gdybym się na to nie zgodził, unieszczęśliwiłbym ją. A tego nie chciałem. Wtedy myślałem, że wybieram mniejsze zło. Dzisiaj już inaczej na to patrzę.
To chyba odmieniło panu życie.
Ja miałem dość bogatą biografię. Byłem przez lata związany z opozycją. I czułem, że jestem już trochę życiem zmęczony. Chciałem spokoju...
A tu nagle...
A tu nagle okazuje się, że znowu jestem partyzantem. Że znowu muszę walczyć. O pieniądze, o to, żeby mieć dla dziecka więcej czasu.
Ale też takie późne ojcostwo odmładza. Partyzant — tyle, że młodszy... duchem.
Wszystko ma w życiu wady i zalety. Ja od urodzin Antosia mam takie poczucie, że muszę być zdrowy. Że powinienem o siebie dbać. Zawsze byłem hipochondrykiem. Nie lubiłem się badać, bo wydawało mi się, że zaraz wykryją u mnie jakąś chorobę. A teraz poddaję się takim badaniom, którym bym się nigdy w życiu nie poddał. Gdyby nie Antoś. To ze względu na niego chcę długo żyć. Jak pisała Szymborska — takich rzeczy nie robi się kotu, żeby mu umrzeć. Tym bardziej nie robi się tego dziecku. To jest najpoważniejsze w życiu zobowiązanie — żeby dla niego jak najdłużej żyć i być w jak najlepszej formie. I kiedyś, za piętnaście lat, grać z nim w tenisa. A nawet wygrywać.
Jan Englert mówił mi niedawno, że wcześniej nie bał się śmierci. Bo uważał, że to jedyny pewny kontrakt. Ale jak mu się urodziła córka w późnym wieku, pomyślał: — zaraz, zaraz ale w razie czego proszę o zmianę kontraktu, bo ja jednak muszę doprowadzić to dziecko do pełnoletności.
Agnieszka Holland zapytała mnie, czy nie mam wyrzutów sumienia. Nie zdziwiłem się. Dobre pytanie, pomyślałem. Sam miałem je nawet wcześniej. Ale teraz już nie ma na nie czasu.
Odważnie pan przeciął pępowinę podczas porodu.
Najpierw musiałem się zdecydować na chodzenie do szkoły rodzenia. To nie było łatwe. Czułem się jak w scenie z "Ferdydurke". Ja taki już mocno podstarzały, uczę się z dużo młodszymi. Było mi głupio. Ale żona powiedziała — no co ty, zostawisz mnie samą? A potem po kolejnych lekcjach szkoły rodzenia zaczęło do mnie docierać, że to niezwykłe być u źródeł życia, będąc jeszcze samemu dawcą tego życia.
Ale przy porodzie pierwszego syna nie było pana.
Bo wtedy, przed ponad trzydziestu laty, nie miałem takich możliwości. A poza tym byłem jakiś taki mocno patriarchalny. Tradycyjny. Poród wydawał mi się nieestetyczny.
Taki okrutny spektakl.
Bo to jest coś pomiędzy komunią, a rzeźnią. Coś metafizycznego i jednocześnie okrutnego. Ale to najbardziej niezwykły spektakl w jakim brałem udział. Czasami się zastanawiam, czy gdybym nie wziął w nim udziału, byłbym gorszym ojcem, niż teraz? Nie wiem. Ale mam wrażenie, że jestem bardziej dojrzały. Także poprzez to wspólne rodzenie. Że dziecko mnie mocniej fascynuje. Że je intensywniej podglądam. Zresztą jako pisarz też na tym korzystam. Mój najlepszy tomik jaki wydałem „Powitania i pożegnania” jest poświęcony właśnie Antosiowi. Wtedy poczułem paradoks naszej sytuacji. Tego, że jestem zawieszony między narodzinami i śmiercią. Nie dawała mi spokoju pewna myśl, że kiedy ja się bezwstydnie rozmnażam, moi przyjaciele umierają.
Mnie bardzo wzruszył z tego tomiku wiersz „Bokser”.
A ja go napisałem na kolanie w szpitalu, tuż po narodzinach Antosia.
Gratuluję kolana...
Tak, kolano było jakieś takie łaskawe.
Zwłaszcza podobało mi się porównanie Antosia do boksera wagi piórkowej.
Kiedy patrzyłem jak mój syn wychodzi na świat pomyślałem, że przypomina boksera. Zamiast rękawic miał takie "niedrapki". Oczy podkrążone, jakby były podbite po walce. Posadzili go w narożniku wanienki. I tak siedział w kącie. Zmęczony ale z dzielną miną. Jak wojownik, który jednak tę walkę wygrał.
No, a potem przychodzi czas na pierwszą pieluchę. Pan zresztą ma ciekawą teorię, że teraz to nie budowa domu czy polowanie jest testem na męskość, ale kupa w pieluszce.
Mój dorosły syn kpił sobie ze mnie serdecznie. Nie wierzył, że ja będę zmieniać pieluszki. Chyba wątpił, czy już dorosłem. I któregoś dnia badawczo mnie spytał: a przewinąłeś go już sam z kupy, w nocy? Bo nawet jak ci się wydaje, że jesteś bohaterem, to staniesz się nim dopiero, kiedy zmienisz dziecku w nocy pieluchę. No i dokonałem tego aktu. Poczułem, że rzeczywiście jest to trudniejsze i ważniejsze, niż zabić niedźwiedzia czy jelenia.
To dzisiaj taki sprawdzian męskości.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Pan jest synem poety Mieczysława Jastruna.
Ciekawa jestem, czy tata był dla pana w dzieciństwie wzorcem męskości?
Nie. Ja się urodziłem, kiedy tata miał 47 lat. Zresztą między moimi rodzicami była taka sama różnica wieku, jak między mną i moją żoną. I ja oczywiście pamiętam, że miałem pretensje do ojca, że jest za stary. Miałem do niego żal.
Ale żal o co, że nie gra z panem w piłkę?
O to też. Ale mój ojciec był artystą. Zamykał się w swoim pokoju i w swoich wierszach. Pracował, a ja mu głowę zawracałem. On się wściekał, że mu przeszkadzam. Dziś już nie spotyka się takich ludzi bardziej zanurzonych w sztuce, niż w życiu codziennym. On taki był i to go jeszcze bardziej postarzało. A ja miałem pretensje, że on jest bardziej prawdziwym artystą, niż prawdziwym facetem, który się bawi z dzieckiem. Ja taki nie jestem. A przynajmniej bardzo bym nie chciał powtarzać tego błędu. Chciałbym pokazać Antosiowi pewien wzorzec męskości.
Czyli jaki wzorzec?
Wzorzec, który wymaga od człowieka pewnej siły i stanowczości ale też jest podszyty pewną delikatnością i wrażliwością. Jestem wielkim zwolennikiem czułości. Uważam, że czułość to najważniejsza rzecz w życiu. Ważniejsza od miłości. Bo bardziej trwała. Mój poprzedni tomik nosił zresztą tytuł „Tylko czułość idzie do nieba”. To moja teza, którą chcę przekazać Antosiowi.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto