- Czułem się, jak bym kogoś zamordował, okradł. Koszmar. Skąd w ludziach tyle nienawiści? - pyta Jan Lisewski, kitesurfer z Gdańska, który podczas próby przepłynięcia Morza Czerwonego zaginął na dwie doby. W ten sposób sportowiec komentuje zamieszanie, jakie powstało wokół jego osoby na wieść o tym, że za wyprawę zakończoną fiaskiem z miejskiej kasy zostanie wypłacone mu 40 tysięcy zł. Jak tłumaczą miejscy urzędnicy, Lisewski wywiązał się z umowy, zawartej z Biurem Prezydenta ds. Promocji Miasta, bo używał sprzętu oraz ubrań z herbem i nazwą Gdańska.
Czytaj także: Kitesurfer Jan Lisewski otrzymał 40 tys.złotych. Radni są oburzeni
Oburza to środowisko podróżnicze, w imieniu którego z prośbą o skontrolowanie działalności biura wystąpił alpinista Michał Kochańczyk, a także miejskich radnych - zarówno tych z Platformy Obywatelskiej, jak i opozycji.
Lisewski, mimo coraz częściej pojawiających się głosów krytyki, pieniądze od miasta zamierza przyjąć. Na co chce je wydać?
- Myślę, że najlepszym celem będzie dalsze propagowanie kitesurfingu na polskich, i nie tylko, plażach, a także organizacja kursów zajawkowych dla młodzieży. Pewnie jeszcze kilka celów by się znalazło - odpowiada kitesurfer i dodaje, że organizował już wcześniej charytatywne zawody kitesurfingowe ze zbiórką na dom dziecka w Lęborku.
Czytaj także: Alpinista żąda wyjaśnień w sprawie dotacji dla Lisewskiego. W sprawie pisze radny Kamiński
- Gdzie wtedy były media?- pyta Lisewski. - Jestem człowiekiem z pasją, z wyznaczonym przez siebie celem, a nie tym z anonimowych komentarzy. Błędy są wpisane w nasze życie. Oby można z tego wyciągnąć dobre wnioski - dodaje.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: treść listu Jana Lisewskiego do Michała Kochańczyka
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?