Gdańsk, jako miasto portowe, nie mógł się obejść bez wielu przybytków, w których można było zażyć rozmaitych uciech cielesnych. Były zatem portowe karczmy, w których szeroką strugą lał się alkohol, a nieodłącznymi towarzyszkami mężczyzn je odwiedzających były prostytutki. W dokumentach miejskich z czasów "złotego wieku" Gdańska znaleźć można liczne informacje i odniesienia do kobiet tzw. "lekkich obyczajów".
Prostytucja była dyskretnie tolerowana przez miejskie władze. Czasami nawet działalność pań reprezentujących tę profesję poddawana była regulacjom prawnym. I tak "córy Wenery" zobowiązane były w Gdańsku do... gaszenia pożarów. Zabraniano im także noszenia kosztownych ubiorów i ozdób, ale ten zakaz dotyczył również pozostałych kobiet nie należących do patrycjatu. Próbowano nawet przymusić prostytutki do noszenia specjalnych strojów w celu wyraźnego ich odróżnienia od "uczciwych kobiet".
Jeśli idzie o lokalizację domów rozpusty, to źródła podają ich kilka. Zazwyczaj mieściły się one w pobliżu miejskich murów. Jednym z takich miejsc była oczywiście ulica, która nosi dziś ostrożną nazwę "Zbytki", a przed wojną nazywana "Ketterhagergasse". Nazwę Ketterhagen należy odczytywać jako "miejsce gdzie mieszkają grzesznice". Również sąsiedni "Żabi Kruk", nosił do 1945 r. nazwę, w której dopatrzeć można się odniesień do "najstarszego zawodu świata". Przedwojenna nazwa - Poggenpfuhl - dosłownie oznaczająca "ropusze bajoro", w istocie oznacza również miejsce, gdzie uprawiany jest nierząd.
Innymi lokalizacjami przybytków uciech cielesnych miały być ulice Różana i Panieńska. Dla tej drugiej, ukuto z czasem cnotliwą etymologię, nawiązującą do zamieszkujących pobliski klasztor sióstr Brygidek, bardziej przekonująca wydaje się jednak wersja mówiąca o zlokalizowaniu tam krzyżackiej jeszcze łaźni, w której załoga gdańskiego zamku, nie wyłączając podobno braci zakonnych, zażywać miała nie tylko kąpieli, ale i wdzięków panien w łaźni zatrudnionych. Jeśli więc nazwa ulicy nawiązywać miałaby do okolicznych żeńskich zgromadzeń, to prędzej do sióstr pokutnic św. Magdaleny, niż ich następczyń - Brygidek.
Z usług gdańskich prostytutek korzystali, rzecz jasna, przede wszystkim licznie odwiedzający nadmotławski port marynarze i inni przybysze. Miejscowi rzadko korzystali z płatnej miłości. Mężczyźni żonaci, jeśli już zdarzało im się odwiedzać tego typu przybytki, ryzykowali wiele, bowiem tolerancja miejskich władz dla prostytucji jako takiej kończyła się gwałtownie, jeśli chodziło o naruszenie jednej z największych świętości gdańskiego systemu prawnego – trwałości i stabilności rodziny.
Usługi ulicznic, czy też zatrudnionych w odpowiednich zakładach kobiet zbędne były natomiast zupełnie patrycjatowi. W tej warstwie społecznej potrzeby tego rodzaju zaspokajały zastępy panien służących. Niepisanym prawem pana domu było korzystanie z wdzięków pokojówek i służących. Małżonka patrycjusza mogła oczywiście mieć różne zastrzeżenia względem wykonywania tego prawa, jednakże w większości wypadków patrzyła na tego typu wybryki męża przez palce, ciesząc się, nawet, że odbywają się w domowym zaciszu, nie narażając przez to dobrego imienia rodziny.
Jeśli zdarzyło się, że służąca zachodziła w ciążę, jej pan, o ile był "przyzwoitym człowiekiem", czuł się zwykle moralnie zobowiązany do finansowego wyposażenia jej w taki sposób, by znalazł się odpowiadający jej stanem mężczyzna chętny do zastępczego ojcostwa. Takie zjawisko wśród członków uprzywilejowanych warstw społecznych nie było niczym wyjątkowym w żadnych czasach i w żadnym miejscu na ziemi.
Prostytucja, jako zjawisko społeczne i element miejskiego krajobrazu istniała zawsze, istnieje i będzie istnieć nadal. Poszczególne czasy różnią się jedynie stopniem hipokryzji objawianej w postawach i ocenach formułowanych względem "cór Koryntu". W efekcie mamy więc okresy, w których źródła mówią o prostytucji otwarcie, mamy też takie, gdzie jest ona traktowana jako społeczny problem i umieszczana w tej kategorii wraz z przejawami autentycznej patologii.
Dzisiejszy Gdańsk nie ma dzielnicy uciech podobnej do tych w Hamburgu, czy Amsterdamie. Nie powinno nas to jednak umacniać w przekonaniu, że wraz z bezruchem w gdańskim porcie, płatna miłość w Gdańsku nie istnieje.
Czytaj też pozostałe części cyklu: Kobieta w dawnym Gdańsku |
Piłkarska Ekstraklasa | Kino w Trójmieście | Open'er 2009 | Baltic Arena | Matura 2009 |
1 lipca. Dzień Psa w Polsce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?