Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kochać swoje miasto, to znaczy ocalić od zapomnienia. Co się stało z szafą Polańskiego?

Gabriela Pewińska
Kiedy trzeba, Sopot staje się na chwilę zupełnie innym miastem. Na przykład Krakowem albo Paryżem. Gdy chcę, Oliwa zamienia się w małe miasteczko ze wspomnień mojej matki.

Kiedy trzeba, Sopot staje się na chwilę zupełnie innym miastem. Na przykład Krakowem albo Paryżem. Gdy chcę, Oliwa zamienia się w małe miasteczko ze wspomnień mojej matki. A Kaletnicza w Gdańsku, gdy tylko sobie tak wymyślę, staje się ulicą pewnego niemieckiego miasta, w którym zdarzyły mi się różne piękne rzeczy.

I gdzie nauczyłam się pić wino. Bo każde dobre miasto ma w sobie kilka miast i kilka czasów. I szczęśliwy ten, kto wróci po latach do miasta, gdzie przyszedł na świat i odnajdzie cukiernię swojego dzieciństwa.
Kiedy istniało targowisko przy starej hali targowej przychodziło się tam po inne widoki. I do innych ludzi. Tkwili tam zawsze i stanowili o uroku tego miejsca. Nie chodzi o niemieckich turystów, ale na przykład barczystego pana, który sprzedawał kapustę kiszoną w starej beczce, albo babcię w chustce w kwiatki, co przynosiła w słoikach poziomki. Dziś nie ma już tego miejsca. Może i ludzi nie ma.
Nie ma też dawnego Sopotu. Już dawno szwedzki artysta Per Dahlberg spisał w rysunkach testament dla tego miasta.
Nie ma starego Spatifu. Zaraz zniknie budynek Teatru Kameralnego. Nie ma Kawiaretu przy Monciaku, przez którego dekadenckie witraże w oknach płynął na ulice Modern Jazz Quartet. Ci, którzy umarli przed laty, wspominali tak pewnie słynną kawiarnię z ulicy Bieruta. Ci, co dopiero się teraz urodzili, może będą tak żałować Krzywego Domku. Zniknęła cafeteria "Pod kocią i psią łapą", gdzie koty spały w szufladach kredensu. Odszedł z tego świata stały rezydent tego miejsca, kot, który, wyskakując przerażony z pojemnika na śmieci, niechcący wystąpił w filmie Zanussiego. Na ulicy Podjazd nie ma już cukierni Wileńskiej, gdzie wilniucy kupowali przed świętami makowe śleżyki. Pod nr. 34 na al. 3 Maja zniknął punkt „Pranie pierza i puchu”. Jest na szczęście, na Andersa, stara willa, gdzie balowali Cybulski i Kobiela. Ale kiedyś ta ulica nazywała się Świerczewskiego.
Zniknęła bardzo modna kiedyś Teatralna, gdzie jeden facet napluł tam kiedyś na stolik pewnej damie... Brakuje rysunku Andrzeja Dudzińskiego na ścianie jednej z kamienic. Nie wiadomo co stało się z szafą, którą nieśli dwaj ludzie po sopockiej plaży w filmie Romana Polańskiego. Zburzono też budynek przy Grunwaldzkiej gdzie kręcono kilka scen tego kultowego filmu. Nie ma już niczego, co uwiecznił wtedy Polański na filmowej taśmie. Kiedyś chciałam odnaleźć tamten świat, ale mi nie wyszło.
Każde miasto ma swoją muzykę, którą tworzy brzęk kawiarnianych filiżanek, stukot obcasów o świcie, trzask zamykanych okiennic, skrzypienie drzwi, dźwięk, jaki wydają bankomaty przy wypłacaniu gotówki, szmer wjeżdżającej na peron kolejki SKM, bicie dzwonów o szóstej nad ranem, co i raz powtarzające się: "dzień dobry", szczekanie psa, huk zamykanych drzwi od samochodu, pukanie do drzwi, wdzięczny dzwonek tramwaju, brzęk telefonów komórkowych...
Każde miasto ma też swój czas. Szczęśliwy ten, kto odnajdzie w nim siebie sprzed lat. Jeśli z okna domu, gdzie żył przed 20 laty zobaczy ten sam widok.
Szczęśliwy ten, kto może tęsknić do jakiegoś miasta.

Redakcja "Dziennika Bałtyckiego" zachęca do pisania o swoich ukochanych miejscach :
: [email protected]
redakcja "Dziennika Bałtyckiego" Gdańsk Targ Drzewny 9/11.

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto