Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolosy: Samotny marsz przez Amerykę Południową. Przez 181 dni [zdjęcia]

Redakcja
Damian Wolf, zwany Wagabundą, z dnia na dzień stwierdził, że w życiu zaczyna mu być niebezpiecznie wygodnie. Wziął więc oszczędności, plecak i ruszył w drogę po dżungli.

A droga była długa. Trwała pół roku i wiodła przez wielką część kontynentu Ameryki Południowej. Żeby nie było zbyt łatwo, Damian postanowił wyruszyć samotnie. Jak mówi, "żeby sprawdzić siebie, zdać maturę z życia". Podczas wędrówki nagrał bezpretensjonalny dokument o podróży z Korsz na Mazurach na drugi koniec świata. Zobaczył Ziemię Ognistą, Karaiby, Chile, Argentynę, Boliwię, Ekwador, Peru, Kolumbię i Wenezuelę. Opowiada nam o tej wyprawie.

Czytaj też: Rozpoczęły się Kolosy. Trzy dni niezwykłych opowieści o dalekich i bliskich podróżach [zdjęcia]

MMTrójmiasto: Co było przed podróżą?

Damian Wolf: Pochodzę z Korsz, po ogólniaku postanowiłem wyjechać do Warszawy i uczyć się fotografii. Pracowałem w sekretariacie szkoły, w której się uczyłem, a później łapałem wiele zleceń fotograficznych. Dzięki temu udało mi się zgromadzić środki na podróż. Zarabiałem pierwsze duże pieniądze, ale stwierdziłem, że jeszcze chwila i zasiedzę się w fotelu, zacznę myśleć o tym, żeby było na opłaty. Zaczęło mi być zbyt wygodnie po prostu, chciałem coś zmienić, sprawdzić się, ruszyć w nieznane, mieć przygody. To był najlepszy moment. Ciągnęło mnie do życia, które nie jest zbyt łatwe. Czasami trzeba zrezygnować z wielu rzeczy - pracy, kariery, bezpieczeństwa, po to by odnaleźć wolność. Potem się nagle okazuje, że nie potrzebujemy tego wszystkiego, że wcale nie lubiliśmy naszej pracy na przykład. Ja nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy męczą się w pracy, a później zauważyłem, że sam się męczę. Dlatego wyruszyłem.

Nigdy nie żałowałeś? Jednak zostawienie wszystkiego, pracy, bliskich, stabilizacji to trudna decyzja. Potem można nie mieć do czego wracać...

Nie myślę o tym w ten sposób. Najtrudniej jest podjąć decyzję, zrobić ten pierwszy krok. Ja zawsze byłem taki trochę inny, pozytywny wariat. Myślałem sobie, że jutro mogę już nie żyć. Dlaczego nie spełnić marzenia tylko dlatego, że boimy się tego, co będzie po powrocie? Najważniejsze jest to, co się dzieje dzisiaj. Po co przejmować się jutrem, które nie wiadomo czy w ogóle będzie? Za bardzo jesteśmy przywiązani do tego, co jest na miejscu.

Czyli carpe diem pełną parą?

Dokładnie tak. Chcę podróżować. Już myślę o wyprawie na wschód, do Azji. Pewnie, że są pewne koszty, które się ponosi. Teraz wróciłem do Korsz, mieszkam z rodzicami, próbuję sprzedać mój film, żyję z oszczędności, ale nie żałuję ani chwili. Już mnie ciągnie w dalszą drogę.

A pieniądze?

Środki się znajdą. Myślałem o jachtstopie - taka forma morskiego autostopu w zamian za pracę. Ludzie, których spotyka się na trasie, chociaż sami niewiele mają, chętnie się dzielą, proponują nocleg, posiłek. Myślę też o pracy w trakcie podróży - w zamian za gościnę. Zresztą zastanówmy się, czy gdyby nie było pieniędzy robilibyśmy w życiu to samo co teraz?

Zobacz pełną galerię zdjęć

Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżowaniu?

Sprawdzenie siebie. I przede wszystkim podróże to wspaniała lekcja pokory. Przez pół roku byłem w drodze, nie miałem domu, do którego można wrócić na ciepłą herbatę, kiedy padał deszcz. Ciągle trzeba się uniżać - prosić o podwiezienie, o nocleg, o jedzenie, o wskazanie drogi. Wiem, że następnym razem będę odważniejszy, będę śmielej prosił ludzi o pomoc, bo ludzie są otwarci. Najważniejsze jest samo bycie w drodze, wędrówka, poszukiwanie ale niekoniecznie znalezienie czegoś konkretnego. Nigdy nie mam planu dnia, sprecyzowanych oczekiwań, to daje wolność i chroni przed rozczarowaniem. Podczas podróży miewałem czasem doły - nie udało mi się złapać stopa i dotrzeć do miejsca, które sobie założyłem, stres, deszcz, samotność - ale potem zauważyłem, że moje niezadowolenie wynika z tego, że na coś konkretnego się nastawiłem, a nie o to w wędrówce chodzi.

Czyli doły podczas podróży wynikały z Twojego wnętrza, a nie z przyczyn obiektywnych, z miejsca, w którym się znalazłeś?

Tak. Głownie doskwierała samotność, czasem bywało zimno albo mokro. Założyłem sobie, że zawsze chcę spać w miejscu, które będzie bezpieczne, a nagle w Rio Grande żadnego noclegu, wszystkie hostele i hotele zajęte, musiałem po północy rozbijać namiot na kamienistej plaży... Myślałem sobie, po co mi to wszystko? Ale to szybko mija, ogląda się wschód słońca w górach w Ekwadorze, namiot nad urwiskiem, wschód słońca, chmury, dookoła niebo, czuję się wtedy jak ktoś bardzo wyjątkowy.

Film Damiana Wolfa to dokument o samotności, zmaganiach z samym sobą, z przeciwnościami losu. Film o przemyśleniach nad sensem życia. Ale przede wszystkim to film o pięknie świata, cudownej dzikiej naturze, życzliwych ludziach i szczęściu odnalezionym w szukaniu szczęścia. To ważna lekcja bycia tylko z samym sobą i z Bogiem, który był ważnym towarzyszem Damiana na trasie. Relacja z tej podróży daje mocne przekonanie, że każdą daną chwilę trzeba przeżyć naprawdę w pełni.

Kliknij w zdjęcie, żeby rozpocząć przeglądanie galerii:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto