Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Komercjalizacja nie musi być zła

Adam Witkowski - plastyk, muzyk
Adam Witkowski
Adam Witkowski fot. Michał Szlaga
W nieunikniony sposób cała dyskusja ciąży ku narzekaniu. Najwyraźniej sytuacja panująca w Trójmieście nie zachwyca mieszkających w nim twórców. Kultura to szeroki temat i na potrzeby tego tekstu, zajmę stanowisko jedynie w sprawie sztuk wizualnych.

Całkowicie zgadzam się z tym co napisał wcześniej Maciej Salamon - Gdańsk nie jest drugim Londynem, Berlinem a otwartość i poczucie humoru Polaków jest dalekie od czeskiej. Mam nadzieję, że to oczywiste stwierdzenie nikogo nie szokuje i nie rozczarowuje. Polska inauguruje swoją prezydencję w Unii Europejskiej przerażającym filmem Tomasza Bagińskiego, Czesi wystawą Dawida Czernego. Sądzę, że zaakceptowanie takich realiów jest pierwszy krokiem do tego, aby coś zmienić.

Warto przyjrzeć się jednak Gdańskowi w kontekście reszty naszego kraju, bo o ile można spokojnie usprawiedliwić zaściankowość Trójmiasta w odniesieniu do wymienionych wcześniej stolic, o tyle trudno pogodzić się z faktem, że wypadamy blado przy polskich miastach o podobnej wielkości, choćby tych, które rywalizowały z Gdańskiem o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

Wszelkie nieszczęście można oczywiście zwalić na brak państwowych pieniędzy, na niekompetencje urzędników, ich niewłaściwe decyzje i resztę powodów jakie zwykło się wymieniać przy takich okazjach. Powtarzanie tej mantry jest wyjątkowo nudne i niczego nowego nie wnosi.

Chciałbym więc podzielić się innym spostrzeżeniem - czymś co zastanawia mnie już od kilku lat. Jak to możliwe, że w mieście takiej wielkości nie ma nawet zalążka rynku sztuki najnowszej. Niestety, odpowiedź jest wciąż tak sama - tutejsza „klasa średnia”, o ile w ogóle istnieje, nie interesuje się sztuką najnowszą w ogóle. Na wystawach i pokazach nie spotkamy nikogo, kto byłby spoza środowiska artystycznego. Fakt, że sam nie jestem stałym bywalcem wszystkich tych miejsc i imprez, więc być może coś umyka mojej uwadze, ale to, że nie ma w Trójmieście ani jednej komercyjnej galerii zajmującej się sztuką aktualną nie jest kwestią mojej subiektywnej obserwacji.

Prawo podaży i popytu działa bezlitośnie. Nie mamy w Trójmieście nowoczesnej klasy średniej, która chciała by snobować się na „sztukę” i która mogła by stać się nie tylko jej odbiorcą, ale również nabywcą. Nie mamy tu również ludzi bardzo bogatych, gromadzących własne zbiory i udostępniających je publiczności. Podobny brak prawdopodobnie odczuwają mieszkańcy wielu innych wsi i miast w Polsce, ale proszę pamiętać, że Trójmiasto jest jednym z większych skupisk ludzkich w naszym kraju, z ambicjami bycia ważną metropolią.

Wiele osób uzna pewnie, że komercjalizacja sztuki to zło. Moim zdaniem takie myślenie jest jednak błędne. W systemie społeczny i gospodarczym, w którym żyjemy, stymulacją rozwoju niemal wszystkich dziedzin życia jest rynek. Chociaż kultura i sztuka nie powinny całkowicie się poddawać temu porządkowi, to jednak nie są na tyle oderwane od rzeczywistości, aby nie obowiązywały je podobne prawidła.

Artyście, który chce utrzymać się przy życiu ze sztuki i równocześnie nie malować pejzażyków i portretów, pozostaje wejść w romans z państwowymi lub unijnymi wnioskami i instytucjami, je obsługującymi. Niestety, tego typu fundusze formatują dzieło i wypowiedź artystyczną, zanim ta jeszcze zaistnieje. Powstaje cała masa imprez i artefaktów „sztukopodobnych”, spełniających prospołeczne kryteria. Najłatwiej jest oczywiście postawić na sprawdzone „wartości” i w takim właśnie kontekście na scenie pojawia się figura Solidarności lub jej zliftingowana wersja - Wolność.

Jest dla mnie zrozumiałe, że potrzebna jest jakaś wizytówka Gdańska, tak jak Warszawa ma Syrenkę, Kraków - Lajkonika, ale ani Syrenka, ani Lajkonik nie domagają się transformacji tamtych miast w skanseny.

Dodając do tego jeszcze jeden element, który chyba znakomicie wygląda wyłącznie na papierze - „sztuka w przestrzeni publicznej” otrzymujemy takie „niby nowoczesne” wesołe miasteczko z atrakcjami historyzującymi, w którym zmieści się nawet, cytowany przez Piotra Czerskiego, zespół Zielone Żabki, bo przecież punk-rock to ciekawy ruch młodzieżowy z okresu przemian ustrojowych.

Jest wielką Unijną utopią, że sztuką i kulturą można kierować odgórnie lub, co chyba jeszcze gorsze, demokratycznie. Tak się zwyczajnie nie da. Artysta ma pewną genetyczną skazę uniemożliwiającą mu w pełni kreatywne działanie w sytuacji nadzoru.

Tego czego życzyłbym trójmiejskiej sztuce, to uwolnienia się od państwowego budżetu, jako wyłącznego źródła finansowania oraz pojawienia się tu wykształconych i zamożnych mieszkańców, gotowych przeznaczyć swoje pieniądze nie tylko na platynowe klamki i obrazy w złotych ramach.

Pamiętajmy, że rynek to nie tylko artyści i nabywcy ich dzieł, to również kuratorzy, marszandzi, osoby piszące o sztuce i o nowych zjawiskach społecznych. Konkurencja wolnorynkowa wymusza od nich wszystkich zachowanie aktywności. Chociaż sztuka staje się wówczas towarem, to jednak bilans zysków i strat wychodzi dla niej na plus.

Czytaj także:
- Edukacja artystyczna w Gdańsku kuleje
- Gdańsk nigdy nie był wpływowym ośrodkiem kulturalnym
- Gdańsk wydaje mi się odcięty od świata
- Zależność kultury od finansowania
- Mniej fajerwerków i reklam
- Kluczem jest dystrybucja informacji
- Logo Solidarności
- Jak wam się żyje w Trójmieście?
- Gdańsk w sosie słodko-kwaśnym
- Gdański projekt ESK miał służyć mieszkańcom miasta

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto