Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kot-kaskader i niedźwiedź sprzed 150 lat

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Biedny "kot-kaskader", nad którego losem zapłakały tysiące internautów, sprowokował mnie do zastanowienia się nad nękaniem zwierząt w ujęciu gdańskim i historycznym zarazem.

Historia rzadko zajmowała się problemem dręczenia zwierząt, bowiem w ogromie cierpień ludzkich, których w żadnym w zasadzie swoim momencie dziejów nie brakowało, cierpienia zwierząt traktowano jako coś naturalnego. Mało tego, szczególne okrucieństwo względem nich uchodziło (i w wśród co bardziej prymitywnych społeczeństw nadal uchodzi) za formę widowiska, zapewniającego rozrywkę "koronie stworzenia".

Całkiem niedawno, najwyżej sto, czy sto pięćdziesiąt lat temu, zaczęto zauważać problem, a z czasem nawet podejmować działania przeciwdziałające bezmyślnemu zadawaniu cierpień i okrutnemu traktowaniu zwierząt. Nie ma zatem zbyt wielu historycznych relacji na temat przypadków maltretowania zwierząt. Z gdańskiego podwórka przychodzi mi do głowy tylko jedna taka historia, która wydarzyła się około połowy XIX w. u ujścia Wisły.

Polowanie na niedźwiedzia

Poczynając od lat 30. XIX w zaczyna się organizacja kąpieliska na Westerplatte. Postacią zaliczaną do prekursorów tego procesu jest niewątpliwie Martin Krüger. On to uzyskał pozwolenie władz na założenie pierwszych urządzeń kąpielowych i restauracji na półwyspie. Restauracja, która z czasem rozrosła się do kompleksu Kurhausu, znajdowała się tuż obok dzisiejszej lokalizacji Wartowni nr 1.

Krüger bardzo dbał o rozrywki swoich gości, urządzał przeto koncerty i występy, by w końcu wpaść na pomysł urządzenia zwierzyńca. Zwierzyniec ów miał tylko jednego mieszkańca, a był nim niedźwiedź. Podobno dostał go za jakąś przysługę od jednego ze swoich kontrahentów – kapitana rosyjskiego statku. Przez czas jakiś niedźwiedź bawił gości samą swoją obecnością w klatce ogrodu Kurhausu, ale jak wiadomo w rozrywce niewiele jest wskazanym bardziej niż nowe pomysły, lepsze, bo nowsze od starych. I na taki pomysł wpadł właśnie pan Krüger, zamyśliwszy sobie organizację polowania.

Mimo, że słabo zamieszkanych i zalesionych terenów było w okolicy na wschód od Wisłoujścia wystarczająco dużo, Krüger wolał nie ryzykować "prawdziwego" polowania. Wymyślił formułę na miarę swoich i swoich gości możliwości. Dał więc w gazecie Danziger Intelligenzblatt ogłoszenie treści następującej:

"W przyszłą niedzielę odbędzie się na Westerplatte, na lodzie, niedaleko łazienek damskich, wielkie polowanie na niedźwiedzia. Strzał kosztuje 1 srebrny grosz. Uprasza się szanowną publiczność, by niedźwiedzia nie ranić ani nie zabijać, by jeszcze długo służyć mógł rozrywce drogich Gdańszczan".*

Myślę, że czytelnicy przyznają mi rację, że pomysł polowania, w ramach którego uprasza się myśliwych, by nie trafiali przypadkiem w biedne zwierzę, jest dość obłędny.

Niedźwiedź wraz z klatką został przewieziony na lód w miejscu, którego szukać należałoby gdzieś w okolicy dzisiejszego parkingu u wjazdu na półwysep. Do wkopanego w wydmę pala przywiązano niedźwiedzia łańcuchami. Widowisko cieszyło się nadzwyczajną popularnością, a o to właśnie chodziło jego inicjatorowi. Liczne tłumy przybyły by oglądać "polowanie", a mężczyźni przywieźli z sobą prawdziwy arsenał broni myśliwskiej. Wpłaciwszy po 1 srebrnym groszu za strzał (podróż parowcem na trasie Gdańsk – Nowy Port kosztował w I klasie 2,5 srebrnego grosza), około trzeciej po południu zaczęto ostrzeliwać przykutego do pala skazańca.

Przy dziesiątym strzale niedźwiedź został trafiony, na szczęście dla siebie od razu śmiertelnie. Wśród wiwatów widzów i dzielnych myśliwych, niedźwiedź został odtransportowany do kuchni Kurhausu. W tym momencie zjawiła się policja z Nowego Portu w sile jednego funkcjonariusza, który spisał raport, skonfiskował broń myśliwym, a że były jej znaczne ilości, kazał jej byłym właścicielom odnieść ją do rewiru. Za dręczenie zwierzęcia pan Krüger został podobno ukarany, ale forma tej kary nie jest mi znana. W każdym razie o podobnych imprezach na Westerplatte nigdy już więcej nie słyszano.

Towarzystwo opieki nad zwierzętami

Warto dodać, że już w końcu XIX w. istniało w Gdańsku towarzystwo opieki nad zwierzętami (Thierschutz-Verein), zarządzane przez osoby ogólnie szanowane i sprawujące publiczne urzędy, które prowadziło azyl dla bezdomnych zwierząt na Starych Szkotach. Dla sprawności działania towarzystwo miało dwie skrzynki na listy umieszczone na Zielonej Bramie i na Wieży Więziennej, do których należało wrzucać zawiadomienia o przypadkach znęcania się nad zwierzętami. Sygnały były przez funkcjonariuszy towarzystwa sprawdzane, a w razie konieczności zawiadamiano organy ścigania. Mimo braku osobnej ustawy o ochronie zwierząt bazowano przy tym na jednym prostym przepisie kodeksu karnego. Groził on karą grzywny do 150 marek lub aresztu temu "kto jawnie, lub w sposób budzący oburzenie złośliwie dręczy lub okrutnie traktuje zwierzę" (Reichsstrafgesetzbuch z 15 maja 1871 r. § 360 pkt 13).

Kara grożąca zwyrodnialcom 100 lat temu była wprawdzie dość banalna w porównaniu z tymi, jakie obiecują współczesne przepisy. Problem polega jednak chyba nie na surowszym czy łagodniejszym prawie, a na jego nadzwyczaj łagodnym względem dręczycieli zwierząt stosowaniu. Znęcanie się nad zwierzętami to jednak sprawa nie tylko natury prawnej, ale również światopoglądowej. Tak długo jak tolerować będzie się głoszenie przez niektóre grupy opiniotwórcze (w tym teologów chrześcijańskich) tezy o tym, że zwierze nie cierpi, bo nie ma duszy, wielu łotrów będzie nadal zwierzęta maltretowało, tym bardziej, że szansa na poniesienie odpowiedzialności karnej jest ciągle dość iluzoryczna.

* cytat za: M.Kiesewetter, Dawno temu w Nowym Porcie, Gdańsk 2010

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto