Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kres wędrówki bibliofila

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
418 lat temu statek, którym przypłynął do Gdańska Bernardo Bonifacio i jego biblioteka, zatonął u wejścia do portu.

Wszystko zaczęło się pod koniec XV w., kiedy nad Europą panowała jesień. Jesień średniowiecza. Coś odchodziło w przeszłość, nowe stało u progu. A spora rola w przyjściu "nowego" przypadła sprytnemu chińskiemu wynalazkowi, który wówczas właśnie dotarł do Europy, by zrewolucjonizować świadomość jej mieszkańców. Mowa oczywiście o druku i to nie druku w ogóle, ale druku ruchomą czcionką, którą w zależności od potrzeb można układać w dowolny tekst.

Intelektualna rewolucja

Nie jest prawdą, że druk wynalazł niejaki Johannes Gensfleisch, lepiej znany jako Jan Gutenberg. Nie jest również prawdą to, że to on był pierwszym w Europie drukarzem, stosującym tę rewolucyjną metodę. Ale często bywa tak, że nie ten kto wynalazł, a ten kto sprawnie zastosował wynalazek chodzi później w glorii odkrywcy. To właśnie Gutenberg bowiem pierwszy rozpoczął seryjną produkcję książek, był zatem pierwszym w Europie wydawcą, stosującym przemysłowe metody druku.

I tak się zaczęło. Książki przestały być dobrem elitarnym i luksusowym (co nie znaczy oczywiście, że trafiły natychmiast pod przysłowiowe "strzechy"). Czytelnictwo, a zaraz za nim bibliofilstwo, przestały być niezwykle kosztownym hobby wielkich tego świata. Książka, mimo że ciągle dość kosztowna, zaczęła być dostępna dla średniozamożnych Europejczyków. Wielu wówczas zaraziło się miłością do ksiąg. Zaraza ta, która spowodowała błyskawiczne rozprzestrzenienie się po starym, spokojnym (pozornie) świecie potwornych, nowych idei, miała zburzyć dotychczasowy porządek. Oczywiście to nie książki zniszczyły to co było, a ich treść. Te drukowane, bajecznie tanie, w porównaniu ze swoimi ręcznie dziubdzianymi poprzedniczkami, dały ludziom możliwość dowiedzenia się o rzeczach, o których nie mieli dotychczas pojęcia.

W Gdańsku biblioteki istniały już od początku XV w. Słynna była, na przykład, biblioteka Kościoła Mariackiego, a później biblioteki przy kościołach Św. Jana, czy przy Gimnazjum w dawnym klasztorze Franciszkanów. Ta ostatnia właśnie, w dość nieoczekiwany sposób, miała się pod koniec XVI w. wzbogacić o sporą ilość książek, ale by mogło do tego dojść, musiała wydarzyć się tragedia.

Katastrofa

W sierpniu 1591 r. na redzie gdańskiego portu pojawił się statek, który przy okazji rejsu do Gdańska, zabrał z Anglii człowieka niezwykłego. Był nim pan Giovanni Bernardino Bonifacio, markiz d'Oria, człowiek beznadziejnie chory. Chory na miłość do ksiąg. Choroba ta, a właściwie jej intelektualne skutki, wypędziły go z rodzinnych stron w Italii i skazała na wieloletnią tułaczkę po świecie. Wędrówka ta spowodowana była po części obawą prześladowania, na jakie, jako sympatyk idei reformacji, mógł być narażony w swojej ojczyźnie. Ale decyzję o emigracji ułatwiła mu z pewnością wizja wielkiego świata, w którym czekało na niego... pełno książek!

Przez lata jeździł z miejsca w miejsce, nigdzie na dłużej nie osiadł, nie ożenił się, a jego jedyną rodziną stały się setki książek, które, w specjalnie w tym celu przygotowanych skrzyniach, towarzyszyły mu w ciągu 30 lat pielgrzymki do wiedzy. Był właściwie wszędzie. Spotykał podobnych sobie maniaków literatury, ale także filozofów i reformatorów. Szlak ostatniej wędrówki przyprowadził go do Gdańska.

Tak się nieszczęśliwie dla Bonifacia, a szczęśliwie dla Gdańska złożyło, że statek, którym przybył w nasze strony, został 25 sierpnia 1591 r. zatopiony przez sztorm u wejścia do portu gdańskiego. W tej katastrofie, mimo sprawnej, podobno, akcji ratowniczej, Bonifacio stracił część swoich ukochanych dzieci - ale większość z nich, trochę tylko przemoczonych, udało się uratować. Być może rozpacz z powodu utraty licznych ksiąg spowodowała utratę wzroku przez markiza, możliwym jest jednak, że straszne przeżycie dopełniło tylko dzieła zniszczenia, którego prawdziwą przyczyną było wieloletnie wytężanie wzroku przy czytaniu. Łatwo bowiem sobie wyobrazić, że markiz nie przejmował się takimi drobiazgami jak złe oświetlenie, kiedy pożerał oczami ciągi czarnych znaczków na kartach swoich książek.

Tak czy owak, rozbitek trafił do Miasta praktycznie jako ślepiec. Szybko zrozumiał, że tu właśnie, we wspaniałym mieście nad Motławą, którego wspaniałości nie mógł niestety obejrzeć, kończy się jego wielka wędrówka. Nie mógł wiedzieć ile czasu przyjdzie mu żyć w Gdańsku, ale rozumiał dobrze, że pomoc udzielona ofierze katastrofy ma charakter bardzo tymczasowy. Przyszłości nie widział, ani dosłownie, ani w przenośni. Oczywistym było, że w jakiś sposób musi sobie zapewnić dożywotni byt w miejscu, które wyznaczył mu los.

Wybawienie

Sposób, który zastosował był tyle dobry, co piękny. Postanowił bowiem, że ponad tysiąc uratowanych z katastrofy statku książek przekaże Miastu w zamian za dożywotnią rentę. Zawarto umowę, która satysfakcjonowała wszystkich. Gdańsk wzbogacił się nieoczekiwanie o wspaniałą kolekcję unikalnych niejednokrotnie dzieł, markiz natomiast odetchnął z ulgą. Po pierwsze dlatego, że nie musiał bać się, że skona w przytułku dla ubogich, a po drugie dlatego, że znalazł opiekunów dla swojej książkowej rodziny. Zamieszkał w dawnym klasztorze Franciszkanów, siedzibie Gimnazjum. W tym samym budynku znalazły nowe mieszkanie jego dzieci. Jedyne zastrzeżenie, jakie zrobił, przekazując księgi Miastu, to zakaz ich udostępniania kiedykolwiek jezuitom, których serdecznie nienawidził.

Tak zaczęła się długa i bogata historia Biblioteki Rady, z czasem nazwanej też Biblioteką Senatu, a obecnie noszącą nazwę Biblioteki Gdańskiej PAN. Książki markiza do dziś stanowią część najcenniejszych zbiorów tej wspaniałej biblioteki, która mogłaby być nieco bardziej przyjazna czytelnikom, ale może, w związku prowadzonymi obecnie pracami modernizacyjnymi, coś się w tym zakresie zmieni. Ale to już całkiem inna historia.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto