Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krokowa, moja miłość

Krzysztof Wójcicki
Odszedł Albrecht graf von Krockow, ostatni przedstawiciel jednego z najstarszych i najsławniejszych rodów na Pomorzu. Najstarsze dokumenty wskazują na pochodzenie frankońskie i wiążą protoplastów z rodziną Wickerode.

Odszedł Albrecht graf von Krockow, ostatni przedstawiciel jednego z najstarszych i najsławniejszych rodów na Pomorzu. Najstarsze dokumenty wskazują na pochodzenie frankońskie i wiążą protoplastów z rodziną Wickerode. Najstarszy ze znanych przodków - Olbracht przybył na Pomorze w pierwszej połowie XIII wieku. Jego wnuk Gneomar otrzymał Krokową jako lenno od księcia pomorskiego, Mściwoja II.

Stara legenda kaszubska opowiada o tym, jak ów dzielny lennik własnymi krokami odmierzać miał przyznane mu dobra, stąd nazwa Krokowej i nazwiska Krokowski. Dziś wiemy, że Krokowa jest nazwą toponimiczną i oznacza miejsce, „gdzie wody się rozkroczyły”, czyli rozeszły; powstało doskonałe miejsce obronne – wyspa, a na niej z czasem pojawił się zamek. Tak więc ród Krokowskich bierze nazwisko od nazwy od miejscowości. Polskie brzmienie nazwiska rodzina używała w czasach księstwa pomorskiego, a później Prus Królewskich. Za czasów krzyżackich, Królestwa Pruskiego, Cesarstwa Niemieckiego i Rzeszy zamieniano nazwisko Krokowski na von Krockow. Interpretatorzy historii oceniają ten fakt jako stawanie po stronie silniejszego. Przedstawiciele innych rodów szlacheckich tłumaczą, że taka jest cena tradycji i nieustannego ratowania rodowego gniazda przed wichrami dziejów.

***

Albrecht graf von Krockow urodził się 2 września 1913 roku w Krokowej, na zamku, który od blisko 700 lat był własnością rodową.
Po traktacie wersalskim cała rodzina von Krockow przyjęła polskie obywatelstwo. Znamienne słowa wypowiedział wówczas ojciec – Döring graf von Krockow: „zostaniemy tu i znów będziemy Polakami”. Mógł powiedzieć – „z Polakami”, bo o tym, że von Krockowowie są Niemcami wiedzieli przecież wszyscy. Ta dialektyka obywatelstwa i narodowości z niezwykłą siłą objawiała się na terenach pogranicza, nie tylko tu, w Prusach Zachodnich, ale także na Śląsku i na Mazurach. Wystarczy przypomnieć wyniki plebiscytów. A niemieckie słowo „Heimat” nie ma odpowiednika w języku polskim, bo to nie to samo, co „ojczyzna”. To o wiele więcej.
Przyjęcie polskiego obywatelstwa – powiedzmy to od razu - nie było zasługą rodziny. Wynikało z ustaw polskiego sejmu i było warunkiem pozostania w rodowym gnieździe. Znów stanęli po stronie silniejszego?
Nie, byli już wówczas dostatecznie silni, zwłaszcza gdy chodzi o tradycje rodzinne, koligacje i majątki, a więc o ziemie, które darzyli prawdziwym uczuciem, a także o oddanych im ludzi, ofiarnych w pracy, którym zapewnić potrafili ojcowską opiekę i dostatni byt.
Asymilacja gospodarcza, wzajemne przenikanie praw ekonomii, czy kulturalna osmoza nie była czymś wyrosłym na kształt blizny. Stała się autentyczną formą współistnienia na jednym terenie, o czym najlepiej świadczą języki – polski, kaszubski i niemiecki, których używano wymiennie. Pamiętać przy tym należy, że język jest nie tylko narzędziem porozumienia, ale przede wszystkim myślenia. Jedno bez drugiego nie istnieje.

***

Jak myślał Albrecht graf von Krockow?
O jego myśleniu przesądzała rodowa tradycja. Spójrzmy na jej symbole: herb i flagę.
Rodowe godło rodziło się przez trzy stulecia. Od podstawy w formie myśliwskiego rogu wspartego na nogach łowczego sokoła, aż po zwieńczenie w kształcie serca, wznoszonego przez wyciągnięte w górę ręce. I inskrypcja: In Deo spero”.
Flaga o czarnej i złotej barwie oznaczała trud pracy w uprawianiu czarnej ziemi i radość z zasłużonego zysku.
A więc „W Bogu nadzieja”, sumienna praca i dostatni żywot. To ideały nie tylko protestanckiej filozofii. Hasło: „Kto nie chce pracować, niech też nie je” pochodzi z biblijnego listu św. Pawła do Tesaloniczan.
Protestantyzm, który do rodzinnego kościoła funkcjonującego w Krokowej od 1300 roku, wprowadził w drugiej połowie XVI wieku najsłynniejszy z rodu Rajnold Krokowski okazał się per saldo filozofią pracy.
I ta właśnie filozofia, czyli myślenie według Albrechta, nakazywała mu, podobnie jak wcześniej jego przodkom, nieustannie pracować dla dobra rodziny – to rzecz jasna, ale także dla dobra należących do majątku wsi, i - co równie ważne - dla dobra ich mieszkańców. Stąd wzniesione w górę herbowe serce. Nie wielu już z nich pozostało przy życiu, ale ci, których udało się w ostatnich latach odnaleźć, wspominali Albrechta von Krockow z wielkim szacunkiem, rozrzewnieniem i czułością.
A porozumienie według hrabiego Albrechta? Wydaje się, że to słowo kluczowe w jego przed – i po - wojennych dążeniach.
Porozumienie jako zasada, jako kanon, czy norma. Często zabierał głos podczas rocznic, świąt państwowych, czy kościelnych uroczystości.
„Jako Niemiec, na ziemi mojego Heimatu, w dniu pamięci proszę pomordowanych o przebaczenie, a Was Drodzy Zebrani – o pojednanie” – mówił w 50 rocznicę zakończenia wojny. Wielokrotnie powtarzał: „Przebaczyć, ale nie zapomnieć”.
Miał świadomość ogromu krzywd, jakie Niemcy wyrządzili Polakom i dobrze wiedział, że nie tylko czas leczy rany.
Jego trzej bracia zginęli na różnych frontach drugiej wojny światowej. Najstarszy – Reinhold mobilizowany był dwukrotnie: na początku wojny jako polski oficer, pod koniec jako oficer Wehrmachtu.
Albrecht po studiach w Heidelbergu pozostał zarządcą rodowego majątku. Pomagał polskim rodzinom, wyciągał z więzienia Polaków przeznaczonych na stracenie w Piaśnicy i Stutthofie. Znane są nazwiska. I znana jest lojalność rodziny, choć niektóre fakty dopiero teraz wychodzą na jaw, jak ten opowiedziany miesiąc temu przez ostatnią pokojówkę na zamku w Krokowej, mieszkającą do dziś na Pomorzu.
Otóż ojciec Albrechta, gdy osobiście przekonał się, że esesmani przygotowują miejsca straceń polskiej ludności cywilnej na terenie jego lasów w pobliżu Piaśnicy, udał się do władz SS w Gdańsku.
To było zaraz na początku wojny. Pamiętam jak stary hrabia z Krokowej pojechał pociągiem do Gdańska. Nie życzył sobie, żeby na jego terenie montowano jakiś „lager”. No i pokazali mu parobcy Hitlera, jak się spełnia życzenia. Tak go sprali, że ledwo wrócił do Krokowej. Cały był czarny i zakrwawiony.

***

Dlatego nawet po latach trudno bez wzruszenia przyglądać się wygnaniu rodziny z krokowskiego gniazda. Przez siedemset lat udawało się nieprzerwanie bronić rodowej tradycji. Ostatecznie zmógł ją hitlerowski i stalinowski totalitaryzm.
Sam hrabia Albrecht przed wyzwoleńczą armią ratował się ucieczką. Jego ojciec otrzymał nakaz natychmiastowego opuszczenia Krokowej i „udania się na dawne miejsce zamieszkania” (można rozumieć, że do Frankonii), ukochana babcia zastrzelona została na łące przez pijanych żołnierzy radzieckich.
W marcu 1945 roku na terenie Niemiec Albrecht po raz pierwszy w życiu został zmobilizowany. Jako zwykły grenadier. Szybko dostał się do niewoli angielskiej. Z czasów, gdy opuszczał obóz jeniecki, zapamiętał strzęp rozmowy z komendantem obozu:
Wojna się skończyła. Dokąd zamierzasz się udać?
Jak to dokąd?
Mów, bo muszę coś wpisać w twoim dokumencie.
Do Krokowej, w powiecie puckim, w Prusach Zachodnich, nad morzem, koło Gdańska, tam jest mój dom...
Człowieku! To niemożliwe. Tam jest radziecka strefa okupacyjna.

Trudno było zapomnieć trzydzieści trzy lata życia. A na spotkanie z Krokową, z rodzinnym zamkiem, z mieszkańcami wioski trzeba było czekać czterdzieści długich lat. Wypełniała je początkowo ciężka, fizyczna praca w rolnictwie, na której znał się doskonale, a następnie praca samorządowa dla gminy, dla powiatu, dla regionu. Föhren, Schweich, Trewir w Palatynacie-Nadrenii stały się nową przestrzenią życiową hrabiego. Przez dwadzieścia pięć lat był wicestarostą. Zdobył niezwykłą popularność. Wzbudzał szacunek wśród rodowitych Niemców, jak i wygnańców z Polski.
Dopiero Orwellowski rok 1984 stworzył możliwość pierwszego przyjazdu do Krokowej. Zamek popadł w ruinę. W przedsionku stała krowa, po pokojach chodziły kury. W miejscu herbu – czerwona tabliczka z napisem „Państwowe Gospodarstwo Rolne - Stacja Hodowli Ziemniaka”.
Gdy wyszedł z zamku, na dziedzińcu czekała już milicyjna „nyska”. Został zatrzymany i przewieziony do aresztu w Pucku. Wszystko zgodnie z prawem. Polskie władze musiały sprawdzić, jak rodzina von Krockow zachowywała się w czasie wojny. Sprawdziły. Hrabia wyszedł na wolność.

***

Wolność jaka zawitała do Polski po 1989 roku natchnęła go i zainspirowała do nowych działań. Zamek był w tak opłakanym stanie, że należało albo go doszczętnie rozebrać (wzorem innych podobnych budowli na Pomorzu) i zaorać pole, albo podjąć zupełnie nowe wyzwanie i pomyśleć o jego odbudowie.
W tym celu została zawiązana pomiędzy rodziną von Krockow, a gminą Krokowa fundacja o pięknej i wymownej nazwie „Europejskie Spotkania Kaszubskie Centrum Kultury”.
Ideę wsparła finansowo Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej i zamek wraz z zabytkowym parkiem został odrestaurowany w rekordowym tempie od października 1992 do grudnia 1993 roku. Wcześniej, w połowie 1991 roku, kiedy został już podpisany traktat między Rzeczpospolitą Polską, a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, wojewoda gdański Maciej Płażyński przekazał fundacji w wieczyste użytkowanie grunt dawnej posiadłości ziemskiej. Natomiast zamek i zabudowania folwarczne stały się własnością fundacji. Warto pamiętać, że był to wówczas ze strony gdańskiego wojewody gest prawdziwej odwagi.
Fundacja „Europejskie Spotkania” postawiła przed sobą bardzo ambitne zadania obejmujące współpracę między gminami niemieckimi, a samorządami ziemi puckiej, w celu porozumienia i polsko-niemieckiego pojednania. W odbudowanym zamku powstał hotel i restauracja, co stanowiło jeden z pomysłów na zasilanie jej funduszy. Udało się zrealizować kolejne projekty: wyjazdy na praktyki językowe i zawodowe, wymiana młodzieży, seminaria organizowane przez Akademię Klausenhof, kształcenie kadr dla rolnictwa, administracji, turystyki, gastronomii i hotelarstwa. Ponadto budowa nowoczesnych domów szeregowych dla mieszkańców dawnego folwarku, Centrum Spotkań Młodzieży, kortów tenisowych, oczyszczalni ścieków. Sprzęt do gabinetów lekarskich, karetka pogotowia, samochód-śmieciarka, pojemniki. Przy współudziale Arbeiter Samariter Bund powołano Samarytański Związek Ziemi Puckiej. To wszystko w trosce o lepszy los mieszkańców rodzinnej gminy. W końcu podpisanie stałej umowy o partnerstwie i współpracy między Krokową i Schweich.
Podczas jednej z moich wizyt w Föhren, hrabia niestrudzenie dzielił czas między wspomnieniami, którym nie było końca, a organizowaniem karetki pogotowia. Dziesięcioletni mercedes, który już w Niemczech stracił atest, w pełni wyposażony w ratunkowy sprzęt medyczny stał dość długo przed domem, aż zaniepokojeni mieszkańcy zaczęli dopytywać się o zdrowie hrabiego i jego żony.
- Nie, nie, nic nam nie jest. Zbieramy jeszcze ubrania i lekarstwa, by cały ten ładunek wysłać do Polski.

Karetka wzywana przez mieszkańców Krokowej jeździ do dziś.

****

Czym dla pana jest szlachectwo? – spytałem hrabiego na zakończenie naszych „Rozmów”.
Szlachectwo noszę w mojej duszy – odpowiedział z zażenowaniem. To odpowiedzialność przede wszystkim za rodzinę, ale też za pracowników, służbę, przyjaciół, znajomych. Wie pan, nikt takiego zamku i takiego majątku nie utrzyma i nie poprowadzi sam. Do tego trzeba mieć oddanych ludzi i samemu umieć się poświęcać dla innych. Szlachectwo zobowiązuje do służenia innym.

***

Gdy po przyjeździe do Krokowej stawiał walizki w swoim pokoju na zamku, zwykł mawiać: „nareszcie w domu”. I trudno wątpić, że miał na myśli „dom ojca”, swego ojca i wszystkich przodków, którzy dbali o rodzinne gniazdo. Dzięki Albrechtowi grafowi von Krockow będzie ono żyło nadal, jak długo trwać będzie pamięć o historii tego niezwykłego rodu i ostatnim „niezłomnym” grafie. I jak długo będzie odmierzał czas ufundowany przez niego zegar na wieży krokowskiego kościoła. Wszak nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.

Krzysztof Wójcicki jest doktorem nauk humanistycznych. Przyjaźnił się z Albrechtem von Krockow przez 12 ostatnich lat. W swej twórczości poświęcił temu rodowi trzy książki i dwa filmy dokumentalne. Obecnie przygotowuje powieść o życiu Albrechta pt. „Mój przyjaciel trup”. Otrzymał od hrabiego pozwolenie na użycie w powieści prawdziwego nazwiska bohatera.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto