MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kulisy wypadku przy ul. Elbląskiej

Karolina Ołoś Darek Janowski
W wyniku zderzenia poloneza z samochodem ciężarowym pasażerka zginęła na miejscu.Fot. Grzegorz Mehring
W wyniku zderzenia poloneza z samochodem ciężarowym pasażerka zginęła na miejscu.Fot. Grzegorz Mehring
Zdaniem prokuratury, sprawcą czwartkowego wypadku, w którym zginęła pasażerka poloneza, był pijany kierowca samochodu. Jechali nim oboje. Krewny mężczyzny twierdzi, że był on trzeźwy, a auto prowadziła nieżyjąca ...

Zdaniem prokuratury, sprawcą czwartkowego wypadku, w którym zginęła pasażerka poloneza, był pijany kierowca samochodu. Jechali nim oboje. Krewny mężczyzny twierdzi, że był on trzeźwy, a auto prowadziła nieżyjąca kobieta.

Według naszych ustaleń, kilkanaście minut przed czołowym zderzeniem z toyotą Zygmunt B. pił wódkę na parkingu przy ul. Rzęsnej w Gdańsku.
Mężczyzna jest właścicielem bufetu w gmachu Sądu Okręgowego w Gdańsku. Syn kobiety twierdzi, że często zaglądał do kieliszka, by potem usiąść za kółkiem i gasić woń alkoholu cytryną i ziarnami kawy.
Kobieta zginęła na miejscu. 59-letni Zygmunt B. z niewielkimi obrażeniami trafił do gdańskiej Akademii Medycznej. Miał we krwi 2,3 promila alkoholu.
Zdaniem strażaków i kierowcy ciężarówki, który brał udział w kraksie, poloneza prowadził mężczyzna. Tymczasem kilka dni temu do naszej redakcji dotarł list, którego autor, podający się za krewnego Zygmunta B., twierdzi: "...kierowcą była osoba trzeźwa, która zginęła i nie zapięła pasów. Pijana osoba siedziała na miejscu pasażera. Kierowca poloneza, który nie pił, był niedzielnym kierowcą...".
- W czwartek rano chcemy postawić kierowcy zarzuty - poinformowała nas prokurator Renata Klonowska, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście, która prowadzi śledztwo. - Biorę pod uwagę taką możliwość, że Zygmunt B. będzie próbował nas przekonać, że to nie on prowadził auto. Klonowska twierdzi, że to klasyczna linia obrony w sytuacji, kiedy ginie jedyny, bezpośredni świadek. - Denat nie może się przecież bronić - dodaje prokurator.
Zygmuntowi B. grozi do 8 lat więzienia.
Krystyna Gudziak zginęła 15 września w wypadku przy ul. Elbląskiej niemalże w centrum Gdańska. Kierowca auta, którym oboje jechali, był kompletnie pijany, ale kulisy tej tragedii są jeszcze bardziej wstrząsające.
Komunikat policji dotyczący wypadku, który dotarł do nas w piątek, był lakoniczny. Nie mógł być inny, ponieważ ,drogówka" wciąż ustalała okoliczności tragedii:
"Około godz. 19 na ulicy Elbląskiej polonez, którym kierował 59-letni Zygmunt B. z Gdańska, nagle zjechał z lewego pasa jezdni na jezdnię w kierunku przeciwnym. Tam zderzył się z toyotą, następnie uderzył w opla, odbił się od niego i tyłem wjechał pod samochód ciężarowy. W wyniku tego pasażerka poloneza, 51-letnia gdańszczanka, wyleciała przez przednią szybę samochodu. Prawdopodobnie nie miała zapiętych pasów. Zginęła na miejscu. Kierowca poloneza doznał ogólnych obrażeń - przewieziono go do AM w Gdańsku. Zwłoki kobiety są zmasakrowane, trwa identyfikacja".
Wiemy, jak wyglądał feralny wieczór dla ofiary i sprawcy wypadku. Byli bliskimi znajomymi. 51-letnia Krystyna Gudziak prowadziła z synem bar gastronomiczny przy ul. Rzęsnej w Gdańsku. Zygmunt B. czasami odwoził ją po pracy do domu. Mieszkała z synem na gdańskim Suchaninie. W czwartek przyjechał po nią niespodziewanie. Zaparkował w pobliżu i namawiał, żeby z nim pojechała. Kobieta początkowo nie chciała. Tłumaczyła, że musi zostać dłużej. On nalegał. Czekał na nią i "z gwinta" pił wódkę "Luksusową". Pani Krystyna zeszła na dół i niczego nie świadoma wsiadła do samochodu. Nie zapięła pasów, ponieważ te od strony pasażera od kilku miesięcy były zepsute. Przejechawszy półtora kilkometra pijany Zygmunt B. stracił panowanie nad kierownicą i zderzył się czołowo z toyotą. Kobieta wyleciała z impetem przez przednią szybę poloneza i wpadła pod pędzącego tira. Nie miała szans na przeżycie.
Syn pani Krystyny jest zrozpaczony.
- Policjant chciał mi zwrócić rzeczy mamy - mówi 30-letni Artur Puszko. - Pokazał mi ortalionową torbę, ale to nie była torba mamy, tylko tego mężczyzny. W środku była niedopita butelka wódki.
Policja oddała Arturowi złotą biżuterię matki: kawałek bransoletki i trzy połamane pierścionki.
Artur został zupelnie sam. Nigdy nie miał rodzeństwa.
- Kiedyś miałem wszystko przejąć po mamie - opowiada - ten bar prowadziliśmy razem. W przyszłości miała zostać w domu i wychowywać wnuki.
Telefon, który zadzwonił 15 września o 22.30, przewrócił jego życie do góry nogami.
- Jakiś pijak zabił mi mamę i zrujnował moje życie - kończy Artur.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja radzi jak zaplanować podróż

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto