MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 0:0

Paweł Stankiewicz
Piłkarze Lechii wreszcie nie zeszli z boiska pokonani. Po trzech kolejnych porażkach biało-zieloni wreszcie zdobyli punkt. Gdańscy trenerzy i zawodnicy po meczu zdawali sobie jednak sprawę z tego, że bardziej stracili ...

Piłkarze Lechii wreszcie nie zeszli z boiska pokonani. Po trzech kolejnych porażkach biało-zieloni wreszcie zdobyli punkt. Gdańscy trenerzy i zawodnicy po meczu zdawali sobie jednak sprawę z tego, że bardziej stracili dwa punkty niż zdobyli jeden. Bilans ostatnich gier biało-zielonych jest zatrważający. W pięciu meczach zdobyli zaledwie dwa punkty i nie strzelili żadnej bramki.

Śląsk Wrocław to w tej chwili wielka nazwa i nic poza tym. Pod względem sportowym biało-zieloni nie mieli kogo się obawiać. Dość powiedzieć, że przed meczem w Gdańsku bilans Śląska w spotkaniach wyjazdowych to jedno zwycięstwo, jeden remis i dziesięć porażek. W sobotę można było się przekonać, że statystka nie kłamie, bo wrocławianie na stadionie przy ul. Traugutta zaprezentowali się bardzo słabo. A w ofensywie - poza jedną szansą Benjamina Imeha i strzałami z dystansu - nie byli w stanie poważniej zagrozić bramce strzeżonej przez Mateusza Bąka. I aż żal, że gdańszczanie nie potrafili tego wykorzystać.
Lechia zdobyła wreszcie punkt. Stworzyła nawet kilka okazji do strzelenia gola. Czy to oznacza, że biało-zieloni zagrali lepiej niż w poprzednich meczach z Górnikiem Polkowice czy Odrą Opole? Raczej nie. Poziom gry był podobny, zwłaszcza że Śląsk to jeden z najsłabszych zespołów jaki w tym sezonie rywalizował w Gdańsku z Lechią.
Już w 3 minucie biało-zieloni mieli bardzo dobrą okazję do zdobycia gola. Z rzutu wolnego bardzo dobrze dośrodkował najlepszy w Lechii w sobotnim meczu Sławomir Wojciechowski, Sebastian Fechner uciekł obrońcom gości i w dogodnej sytuacji z kilku metrów strzelił głową obok bramki. W 14 minucie Wojciechowski uderzył z rzutu wolnego, tuż nad poprzeczką. Wreszcie w 29 minucie gdańszczanie mieli idealną wręcz okazję do zdobycia gola. Ponownie w roli głównej wystąpił Wojciechowski, który sprytnie zagrał piłkę z rzutu wolnego w pole karne, głową zagrał ją Piotr Cetnarowicz, a stojący na siódmym metrze Maciej Rogalski huknął... obok bramki.
- Takich okazji nie wolno marnować. Maciek powinien trafić do siatki, a wtedy mecz mógłby potoczyć się inaczej - przyznał Tomasz Borkowski, trener Lechii.
Żal, że zabrakło na boisku Piotra Wiśniewskiego. Najskuteczniejszy, wraz z Cetnarowiczem, gracz biało-zielonych takiej szansy zapewne by nie zaprzepaścił. Niestety, mecz oglądał z trybun.
- Nie jest dobrze, bo mam pęknięte trzy żebra. Nie ma jednak czasu na leczenie, bo przed nami ważny mecz w Sosnowcu z Zagłębiem. W poniedziałek wznawiam treningi, wezmę tabletki przeciwbólowe i w Sosnowcu chcę zagrać - powiedział nam "Wiśnia".
Jeszcze sześć minut przed końcem drugiej części spotkania z prawej strony dośrodkował Marcin Szałęga, a po strzale głową Cetnarowicza piłkę z problemami odbił Radosław Janukiewicz.
Początek drugiej połowy był niemrawy. W 55 minucie z rzutu wolnego strzelał Wojciechowski, ale bramkarz Śląska nie dał się zaskoczyć. Dziesięć minut później najlepszą okazję mieli goście. Benjamin Imeh wpadł w pole karne i strzelił z prawej strony obok słupka gdańskiej bramki. W 73 minucie kolejny strzał Wojciechowskiego z rzutu wolnego obroniony przez Janukiewicza. Dwie minuty później po zagraniu Wojciechowskiego piłki głową do bramki nie zdołał skierować Cetnarowicz. Jeszcze w samej końcówce biało-zieloni mieli dwie szanse bramkowe. Najpierw z prawej strony zagrał Maciej Kalkowski, a po strzale Wojciechowskiego piłka nie trafiła do siatki. W czwartej minucie doliczonego czasu gry ponownie podawał "Misiu", a Cetnarowicz uderzał piłkę głową. Niestety, niecelnie.
- Zabrakło pięciu zawodników z podstawowego składu, ale dublerzy spisali się na miarę oczekiwań. Byliśmy schowani za podwójną gardą, bo zdawaliśmy sobie sprawę z siły Śląska. Mocnych nazwisk w tej drużynie nie brakuje. Stworzyliśmy więcej okazji niż w ostatnich dwóch meczach, ale szwankuje skuteczność. W każdym meczu gramy w innym ustawieniu i to z pewnością ma wpływ na naszą postawę. Zagraliśmy znowu inaczej, a na przykład Sławek Wojciechowski pokazał, że może być przydatny na boku pomocy. Ma duży atut w postaci dobrego dośrodkowania - powiedział Borkowski.
- Kibice dopisali, ale poziom meczu był różny. Lechia miała sporo stałych fragmentów gry, których obawialiśmy się ze względu na osobę Wojciechowskiego - ocenił Jan Żurek, trener Śląska. - W drugiej połowie zagraliśmy trochę odważniej, ale nie mamy armat. Przed meczem byliśmy na spacerze nad morzem i spotkaliśmy kibiców, którzy mówili, że chcieliby remisu. Oni zatem mogą być zadowoleni.
- To był znacznie lepszy mecz w naszym wykonaniu niż ostatni z Odrą. Wierzę, że ten punkt będzie przełamaniem i pozwoli wyjść nam z dołka, a w Sosnowcu powalczymy już o zwycięstwo. Nerwowe ruchy nie mają sensu. Trenerzy mają kontrakty do końca czerwca 2007 roku i mają je wypełnić - powiedział Maciej Turnowiecki, prezes Lechii.
Za tydzień Lechia zagra w Sosnowcu z Zagłębiem i jeśli nie wygra to marzenia o awansie trzeba będzie chyba odłożyć na kolejny sezon. Oby do zespołu powrócił Mariusz Pawlak, bo tego piłkarza w tej chwili bardzo brakuje. Podobnie jak w ostatni spotkaniu zabrakło Arkadiusza Miklosika. Bo Marcin Szulik wyraźnie jest w słabszej formie, a w dodatku za kartki i tak w Sosnowcu nie będzie mógł zagrać. Na ciepłe słowa zasługują za to Dariusz Łożyński, który udanie zastąpił Rafała Kosznika oraz wprowadzony w drugiej połowie Marcin Pietrowski.

Lechia - Śląsk 0:0

Lechia: Bąk - Fechner, Brede, Trzebiński, Łożyński - Manuszewski, Szulik (59 Kalkowski) - Szałęga (69 Pietrowski), Rogalski (78 Buzała), Wojciechowski - Cetnarowicz.
Śląsk: Janukiewicz - Cap, Pokorny, Wójcik, Lasocki - Szewczuk, Sztylka, Dudek (90+3 Rudolf), Ulatowski, Pajączkowski (90+1 Wan) - Imeh (78 Morales).
Żółte kartki: Krzysztof Brede, Dariusz Łożyński, Marcin Szulik (Lechia) oraz Peter Pokorny, Zbigniew Wójcik (Śląsk).
Sędziował: Mariusz Trofimiec (Kielce).
Widzów: 8000.

Rozmowa ze Sławomirem Wojciechowskim
Zagrałem tragicznie

- Jesteś zadowolony ze swojego występu przeciwko Śląskowi?

- Nie. Zagrałem tragicznie. Mogłem przesądzić o naszej wygranej, ale tego nie zrobiłem. Do tego wszystkiego od około 60 minuty nie miałem sił. Przerażające jest dla mnie to, że nie wytrzymałem fizycznie trudów tego spotkania.
- Dlaczego?

- Sam nie wiem. To jest dla mnie duża zagadka. Wiem tylko, że w drugiej połowie nie czułem się już dobrze pod względem fizycznym.
- A pomimo tego, to po twoich zagraniach Lechia stwarzała jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Śląska.

- To akurat tylko źle świadczy o nas, jeśli tylko jeden zawodnik i to bez sił od 60 minuty stwarza okazje do strzelenia gola.
- Co się dzieje z Lechią?

- Nie wiem. Zatraciliśmy skuteczność. Nie strzelamy goli to i nie wygrywamy. Ja bardziej muszę teraz zastanowić się nad tym, co się dzieje ze mną.
- Masz żal do Sebastiana Fechnera i Macieja Rogalskiego, że zmarnowali twoje dokładne podania?

- Nie mam żadnych pretensji. Moją rolą na boisku jest stwarzanie kolegom takich okazji i staram się z tego wywiązywać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia.eu Pożegnanie Pawła Paczkowskiego z Industrii Kielce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto