Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk znowu poszkodowana przez sędziów. Stefański, Marciniak, Kwiatkowski... Sławomir Stempniewski: Uważam, że gola nie było

Paweł Stankiewicz
Paweł Stankiewicz
Czy Lechia Gdańsk została skrzywdzona przez sędziów w meczu z Lechem Poznań? Gol strzelony przez Łukasza Zwolińskiego był prawidłowy i piłka przekroczyła linię bramkową? Sędziowie bramki nie uznali, choć w Canal+ można było zobaczyć, że gol był prawidłowy. Inne zdanie ma jednak Sławomir Stempniewski. Lechia po raz kolejny odczuła błędy sędziów. Kibice wciąż pamiętają Daniela Stefańskiego i mecz z Legią Warszawa.

Tydzień po tygodniu Lechia odczuła na sobie decyzje sędziowskie. W poprzedniej kolejce biało-zieloni grali w Gliwicach z Piastem i w ostatniej minucie Martin Konczkowski interwencją parabramkarską zatrzymał ręką piłkę po strzale Jaroslava Mihalika. Jeśli zawodnik decyduje się na taką interwencję, to również bierze na siebie wszelkie ryzyko. Ewidentny rzut karny, ale sędzia Tomasz Kwiatkowski obejrzał sytuacje na monitorze i kazał grać dalej. Lechia przegrywała 0:2 i pewnie ten karny niczego by już nie zmienił, ale decyzja sędziego Kwiatkowskiego była kompletnie niezrozumiała.

CZYTAJ TAKŻE: Piękne partnerki piłkarzy Lechii Gdańsk ZDJĘCIA

W poniedziałek Lechia grała z Lechem Poznań. Mecz słaby, sytuacji mało, ale w 77 minucie po strzale głową Łukasz Zwolińskiego piłkę odbija Filip Bednarek. Gdzie? Przed linią, na linii czy w bramce? Biało-zieloni sygnalizują gola, sędzia liniowy nie reaguje, a Szymon Marciniak w wozie VAR szybko uznaje, że gola nie ma. Sytuacja na pewno nie była łatwa. Sędzia Łukasz Szczech, a nawet jego asystent na linii nie mieli prawa dobrze widzieć tej sytuacji. Arbiter nie poszedł oglądać sytuacji na monitorze, bo sam nie ma do tego prawa. Do monitora może go zawołać wyłącznie sędzia VAR. Szymon Marciniak widział sytuację z kamery na linii bramkowej i na pewno nie miał łatwiej sytuacji do oceny. A zasada jest prosta. Jeśli sędzia nie ma 100 procent pewności, to gola nie ma. W tej sytuacji decydowały centymetry, a pole widzenia zasłaniał bramkarz.

Wieczorem w poniedziałek w magazynie Canal+ Sport "Ekstraklasa po godzinach" analiza z użyciem tzw. "Houston" wykazała, że piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. Ta sytuacja wypaczyła wynik meczu, bo Lechia zapewne utrzymałaby przewagę. Lech grał słabo i raczej by się nie podniósł. Jednak i ta analiza wszystkich nie przekonuje.

- Taka sytuacja jest nie do wychwycenia przez sędziów boiskowych. Prędzej przez arbitra VAR. To wprawdzie nie jest technologia goal-line, ale ogląd z kamery, która jest na linii bramkowej i często można rozpoznać czy pika przekroczyła linię bramkową całym obwodem czy nie. Muszę dodać, że materiał z Canal+ sobie ściągnąłem i uważnie oglądałem. Moim zdaniem gola nie było. Uważam, że stopklatka została źle zrobiona i wzięto pod uwagę rękawice bramkarza zamiast piłki. W najbliższej "Lidze+ Extra" zrobimy jeszcze raz analizę tej sytuacji, żeby się upewnić, że wszystko zostało wykonane poprawnie - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" Sławomir Stempniewski, ekspert Canal+ w kwestiach sędziowskich.

Lechia nie ma szczęścia do sędziowania. A najbardziej piłkarzom i kibicom za skórę zalazł Daniel Stefański z Bydgoszczy, a w zasadzie z Warszawy. Daniel Stefański pozostaje wrogiem dla kibiców w Gdańsku. Przede wszystkim pamiętają mu mecz z Legią Warszawa. Podyktował rzut karny dla biało-zielonych, a po analizie VAR cofnął decyzję. To poważny błąd. Jędrzejczyk wykonał paradę parabramkarską i powinien być karny dla biało-zielonych i czerwona kartka dla obrońcy Legii. Eksperci też nie mieli wątpliwości, że Lechia powinna mieć rzut karny, a Jędrzejczyk wylecieć z boiska.

- Słyszałem narrację, że jeśli piłka przed zagraniem piłki ręką dotknie inną część ciała, to nie ma przewinienia. To nie są interpretacje, to są totalne głupoty. Oczywiście, są teraz takie zalecenia, by nie odgwizdywać rąk przypadkowych, natomiast jeśli ręka broni strzał na bramkę, to jest to przewinienie. Mówię jasno, w tym przypadku sędzia Stefański popełnił błąd. Jeżeli ktoś desperacko wślizgiem ratuje się od utraty gola, a bramkarza nie ma w bramce, to musi wiedzieć, że jakiekolwiek dotknięcie piłki ręką, to jest rzut karny - mówił wówczas Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, który przepraszał Lechię za boiskową decyzję Stefańskiego.

CZYTAJ TAKŻE: Seksowne polskie sportsmenki w bikini ZDJĘCIA

Zdenerwowani byli piłkarze i trener biało-zielonych.

- To była kradzież - nie owijał w bawełnę Kuciak. - Jędrzejczyk powinien dostać dwie czerwone kartki. Pierwsza na pewno i nie ma się co oszukiwać, ale idziemy dalej. Czy jest normalne, że Jędrzejczyk wybija piłkę na rzut rożny, a sędzia daje rzut pośredni? Dalej, "Jędza" fauluje Konrada Michalaka jak w futbolu amerykańskim i nie ma nawet żółtej kartki. A powinna być, w drugiej połowie dostaje drugą i czerwoną, dziękuję bardzo. Gratuluję sędziemu. Nie mówię, że okradł nas o trzy punkty, ale o punkt na pewno. Najgorsze jest to, że ten pan nie szanuje ludzi.

- Ten mecz powinien wyglądać inaczej od piątej minuty, gdzie powinien być ewidentny rzut karny i czerwona kartka - dodał Piotr Stokowiec, szkoleniowiec biało-zielonych.

W tym samym sezonie Stefański sędziował mecz Lechii w Lubinie z Zagłębiem. W 76 minucie spotkania Filip Starzyński brutalnie sfaulował Tomasza Makowskiego. Były reprezentant Polski zaatakował wyprostowaną nogą kolano młodego piłkarza Lechii. Arbiter wycenił ten faul na żółtą kartkę dla Starzyńskiego. Powinna być czerwona. W drugiej minucie doliczonego czasu gry w polu karnym padł Flavio Paixao. Piłkarze Lechii zdecydowanie zasygnalizowali sędziemu, że to był faul Dawida Pakulskiego i powinien być rzut karny dla biało-zielonych. Stefański był innego zdania i kazał grać dalej, choć było przewinienie zawodnika Zagłębia. Lechia przegrała w Lubinie. Te błędy Stefańskiemu wytykali później także eksperci.

Od tamtego meczu Stefański nie sędziował Lechii aż do meczu z Górnikiem w Zabrzu w tym sezonie. I znowu błysnął. W 7 minucie Flavio Paixao mógł od połowy boiska pognać na bramkę Górnika, ale za koszulkę złapał go Michał Koj. Sędzia Daniel Stefański akurat patrzył gdzie indziej, może szukał zachodu słońca, ale tej sytuacji nie raczył zobaczyć. Koj, bez dwóch zdań, powinien zobaczyć przynajmniej żółtą kartkę. To ważne, bo na początku drugiej połowy taką otrzymał i byłaby czerwona. Podobna sytuacja była z Martinem Prochazką. Lechia ostatnio nie ma szczęścia do sędziów, a pech chce, że decyzje krzywdzą biało-zielonych. I to w erze VAR.

Gol z karnego w końcówce meczu dał Lechowi wyjazdową wygraną z Lechią
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto