Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lechia wciąż nie ma czym straszyć w ataku

Paweł Stankiewicz, Wrocław
Pawel Relikowski / Polska Press Grupa
Lechia zagrała dobrze tylko w pierwszej połowie. Potrafiła jednak zdobyć wreszcie punkt we Wrocławiu po trzech ostatnich porażkach.

Piłkarze Lechii przez ostatni tydzień pracowali nad formą, aby we Wrocławiu pokazać się z lepszej strony i w czwartej kolejce wreszcie odnieść zwycięstwo w meczu ekstraklasy. Zanim jednak drużyna wyjechała na mecz ze Śląskiem, z kibiców biało-zielonych wręcz zakpił sobie Marek Jóźwiak, menedżer kadry pierwszego zespołu Lechii.

- Mogę stwierdzić, że zespół został wzmocniony. Przyszli Marko Marić, Mario Maloca, Michał Mak, Neven Marković, Lukas Haraslin i Grzegorz Kuświk - mówił Jóźwiak.

Owszem, do zespołu dołączył Kuświk, choć nie od razu przygotowany do gry. Ma jednak możliwości, aby być wzmocnieniem dla zespołu biało-zielonych. Jóźwiak chyba zapomniał przy tym, że drużynę opuścili Antonio Colak i Kevin Friesenbichler, a to już bardzo duże osłabienie. Pozostaje tylko nadzieja, że klubowa kasa jednak nie świeci pustkami i do końca okna transferowego do Lechii dojdzie jeszcze jeden gracz - dobrej klasy piłkarz ofensywy, bo taką potrzebę widzi chyba każdy. Zresztą Jóźwiak opowiadał inne bajki, że Antonio Colakowi skończyło się wypożyczenie, a to przecież Lechia miała prawo pierwokupu i nawet prezes Adam Mandziara zapowiadał, że z niego skorzysta.

Menedżer Jóźwiak mówił też o Razacku Traore, że wypromował się w Lechii. Zapomniał, że dwa miesiące temu zapewniał, iż do Gdańska ściągnie lepszych piłkarzy. Pozostaje nadzieja, że trener Jerzy Brzęczek da radę poukładać skład, jaki zostawił mu klubowy zarząd, na miarę oczekiwań kibiców.

Widać, że szkoleniowiec biało-zielonych szuka różnych rozwiązań i nie boi się trudnych decyzji, bo na ławce rezerwowych zostawił w niedzielę Sebastiana Milę. Kapitan biało-zielonych w pierwszych meczach sezonu prezentował się bardzo słabo. Sam piłkarz zdawał sobie sprawę z tego i chyba spodziewał się takiej decyzji.

- Nie obrażę się, jeśli usiądą na ławce - zapewniał przed meczem Mila.

Pierwsza połowa w wykonaniu Lechii była przyzwoita. Biało-zieloni próbowali przejmować inicjatywę i było kilka akcji, które można było lepiej rozegrać. Najbliżej strzelenia gola był Grzegorz Wojtkowiak, który najpierw niecelnie uderzył głową, a potem nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Mariuszem Pawełkiem. Śląsk też miał swoje szanse, ale gospodarze pudłowali albo bardzo dobrze bronił Marko Marić. A jak Flavio Paixao nawet umieścił piłkę w siatce, to uczynił to z pozycji spalonej i gol słusznie nie został uznany. Wcześniej za to świetnej okazji nie wykorzystał Kamil Biliński.

W drugiej połowie to był nadal niezły mecz, pomimo upału i trudnych warunków gry. Bliżej zwycięskiego gola byli jednak gospodarze. Marić obronił strzał Bilińskiego, a Robert Pich strzelił w słupek. Lechia tak naprawdę dopiero w doliczonym czasie miała okazję bramkową. Z rzutu wolnego strzelał Bruno Nazario, a Mariusz Pawełek wybił piłkę na rzut rożny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto