- Jazda wieczorem po trójmiejskich drogach to prawdziwy horror. Światło odbija się od śniegu i naprawdę o wypadek nie jest trudno. A przecież jezdnia o tej porze roku praktycznie każdego wieczoru jest oblodzona - alarmuje nas pan Marek, jeżdżący taksówką od 10 lat. W Polsce tego typu reklam ciągle przybywa. Reklamodawcy tłumaczą, że tylko w ten sposób mogą skupić uwagę klientów. Mało kto bowiem zwraca uwagę na zwykłe billboardy.
- To już nie te czasy, kiedy wystarczyło dać fajne zdjęcie i wszyscy zachwycali się reklamą. Teraz musi być intensywnie, by zmusić klienta do zainteresowania się danym produktem - mówi jeden z pracowników firmy reklamowej
Także w Trójmieście ekrany rosną jak grzyby po deszczu, a co za tym idzie, niebezpiecznych miejsc na drodze. W Gdyni rażą kierowców m.in. na ul. Morskiej. Problem mają też kierowcy na skrzyżowaniu ul. Świętojańskiej i al. Piłsudskiego. W Gdańsku ekran przeszkadza na al. Grunwaldzkiej w okolicach centrum handlowego Manhattan. Są praktycznie nie do usunięcia. Jeśli stoją na prywatnym terenie, gmina, nawet jeśliby chciała interweniować, nie ma takiego prawa.
- Brakuje przepisów, które regulowałyby te sprawy, a nikt nie może odmówić wydania zgody na taki nośnik z powodu oceny takiej czy innej osoby - tłumaczą urzędnicy. Policjanci z kolei wszystkie informacje przekazują do Zarządów Dróg i Zieleni. Bez informacji o popełnieniu przestępstwa nic nie mogą bowiem zrobić.
Problemem jest fakt, że nie ma europejskiej normy, która określałaby, jak jasno można świecić w pobliżu dróg, skrzyżowań, przejść dla pieszych. W niektórych krajach jak Hiszpania są one w całości zakazane. W innych, m.in. w Polsce, producenci tłumaczą, że w nocy są one wygaszane i nie świecą z taką mocą jak w dzień. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć dokładnie co to znaczy mocne, a co słabe oświetlenie. Wszyscy są jednak w jednym zgodni. Potrzeba konkretnych uregulowań, tak jak w przypadku hałasu czy zanieczyszczeń.
- Klienci ustawiają reklamy na maksa, choć tak nie powinno być. Nie rekomendujemy tego, ale każdy po wykupieniu danego nośnika może z nim robić, co chce. To właściciele są winni, a nie producenci i do nich powinny być kierowane pretensje - tłumaczy jeden z pracowników firmy produkującej ekrany.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?