W pierwszej połowie to był świetny mecz, toczony w bardzo szybkim tempie. Od początku to Legia uzyskała bardzo dużą przewagę. Gospodarze tak bardzo chcieli się odbić od dna i wreszcie wygrać pierwszy mecz ligowy w tym sezonie u siebie, że wręcz bombardowali bramkę biało-zielonych. Cudów między słupkami dokonywał Vanja Milinković-Savić. Bramkarz Lechii w niesamowity i niewiarygodny sposób bronił strzały z kilku metrów Nemanji Nikolicia, Jakuba Rzeźniczaka i Guilherme. Tylko dzięki niemu wciąż był remis, bo tak naprawdę po kilkunastu minutach Lechia powinna przegrywać różnicą dwóch bramek. Na całe szczęście w słabej formie jest Nikolić, bo w dyspozycji z poprzedniego sezonu ustrzeliłby hat-tricka. Biało-zieloni dopiero w końcówce pierwszej połowy odważniej zaatakowali, ale w jednej sytuacji przeszkodzili sobie bliźniacy Marco i Flavio Paixao, a potem ten drugi nie przyjął dobrze piłki, a mógł wyjść sam na sam z Arkadiuszem Malarzem. Pierwsza połowa spotkania była bardzo dobra, ale głównie dzięki Legii, która zagrała swój najlepszy w tym sezonie. Mówią o tym liczby, bo mistrzowie Polski oddali aż 19 strzałów w tej części gry, ale znowu Lechii dopisało mnóstwo szczęścia, którego drużynie trenera Nowaka w bieżących rozgrywkach nie brakowało.
Nie można jednak cały czas liczyć na fart i o tym Lechia dobitnie przekonała się w drugiej połowie otrzymując lekcję pokory od mistrzów Polski. Przed meczem Mario Maloca mówił o wyższości gdańszczan nad rywalami i szkoda, że drużyna nie pokazała tego na boisku. Bo to nie słowa i buńczuczne zapowiedzi decydują o wygranych, ale lepsza gra. A biało-zieloni grali w stolicy dramatycznie słabo. Legia znowu rzuciła się do zdecydowanych ataków i na efekty nie trzeba było długo czekać. Kapitalnie broniący Milinković-Savić wypuścił piłkę z rąk w prostej sytuacji, a Guilherme pewnie trafił z metra do bramki. Potem groźnie strzelał Miroslav Radović, a Sławomir Peszko wybijał piłkę z linii bramkowej. Lechia przeszła na trzech obrońców i dwóch napastników, ale nie poprawiła to jej gry ofensywnej, a za to więcej okazji bramkowych mieli gospodarze. Drugi gol wisiał w powietrzu, bo piłkarze Lechii sprawiali wrażenie jakby nie wiedzieli, co dzieje się na boisku, a Vadis Odjidja-Ofoe był dla defensorów biało-zielonych nie do powstrzymania. To właśnie po zagraniu reprezentanta Belgii drugiego gola strzelił Guilherme, a dzieła zniszczenia dokonał Nikolić, który w końcu się przełamał. Wynik mógł być znacznie wyższy bo bramkarza Lechii nie potrafili pokonać Radović i Nikolić, na trzecim metrze w piłkę nie trafił Adam Hlousek, a Odjidja-Ofoe trafił w słupek. Lechia miała okazję bramkową po świetnym zagraniu Rafał Wolskiego i dośrodkowaniu Flavio Paixao, ale w idealnej sytuacji do bramki nie trafił Marco Paixao. I to było podsumowanie gry Lechii w Warszawie. Nic nie mogła już zmienić czerwona kartka dla Radovicia w końcówce spotkania. Lechia była tłem dla Legii i przekonała się jak wiele jej brakuje, żeby myśleć o mistrzostwie Polski.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?