MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Legia Warszawa - Prokom Arka Gdynia 2:0

Janusz Woźniak
Piłkarze Legii Warszawa pokonując Prokom Arkę Gdynia 2: 0 przedłużyli do jedenastu spotkań swoją serię - w potyczkach ligowych i pucharowych - meczów bez porażki.

Piłkarze Legii Warszawa pokonując Prokom Arkę Gdynia 2: 0 przedłużyli do jedenastu spotkań swoją serię - w potyczkach ligowych i pucharowych - meczów bez porażki. Arka natomiast występem w stolicy zakończyła serię sześciu ligowych spotkań bez porażki.
Faworytem tego meczu była Legia i jej zwycięstwo nie może być zaskoczeniem, ani przykrą dla fanów żółto-niebieskich niespodzianką.
- Chcemy grać rozważnie w obronie i bywać w polu karnym Legii- zapowiadał przed wyjazdem do Warszawy trener gdynian Wojciech Wąsikiewicz.
Wąsikiewicz zastosował w tym spotkaniu manewr taktyczny polegający na wzmocnieniu defensywy. Za czwórką obrońców ustawił jeszcze Piotra Jawnego. Ta taktyka w pierwszej połowie zdawała egzamin. Gospodarze częściej wprawdzie byli przy piłce, ale gdynianie umiejętnie przenosili ciężar gry w okolice środka boiska. Bywali też - jak zapowiadał trener- w polu karnym Legii.
Pierwszy celny strzał Arka oddała w 13 minucie spotkania, ale Olgierd Moskalewicz nie zmusił do większego wysiłku Łukasza Fabiańskiego. Groźniej było w 30 minucie, kiedy do strzału w polu karnym Legii złożył się Grzegorz Niciński i piłka wylądowała na siatce bramki warszawian. Z góry na siatce, a nie w siatce. Szkoda.
Raz jeszcze Fabiański musiał się sprężyć w 33 minucie, kiedy po podaniu Moskalewicza ubiegł w drodze do piłki Andrija Griszczenkę.
Piłkarze Legii próbowali zaskoczyć Norberta Witkowskiego strzałami z dystansu, ale mieli duże kłopoty, aby skierować piłkę w światło gdyńskiej bramki. Praktycznie dopiero w 45 minucie gospodarze mogli mówić o zmarnowaniu dogodnej sytuacji. Realną szansę na zdobycie bramki miał Marcin Rosłoń, ale nie atakowany strzelił z kilku metrów wysoko nad poprzeczką bramki Arki.
Niestety, tuż po przerwie Legia objęła prowadzenie. Dużym sprytem wykazał się w tym przypadku 18-letni Dawid Janczyk. Niczym boiskowy wyga "wziął" na plecy Krzysztofa Majdę, nie podwoił krycia w obronie Piotr Jawny i Janczyk strzałem z około 20 metrów pokonał Witkowskiego. Tym samym bramkarz Arki po 420 minutach bez wpuszczonego w ekstraklasie gola musiał wyciągać piłkę z siatki.
- Do skutecznej interwencji - mówił później Witkowski - zabrakło mi kilku centymetrów, a może trochę szczęścia. Dotknąłem piłkę końcówkami palców, ale nie byłem w stanie jej odbić.
- Może zabrakło mi zdecydowania w walce z Janczykiem - skomentował sytuację poprzedzajacą gola Majda - ale wiedziałem, że dostałem już w tym spotkaniu jedną żółtą kartkę, a drugi taki kartonik oznaczałby odesłanie mnie do szatni. Stąd chwila zawahanie, którą wykorzystał napastnik Legii.
Kilka minut później Majda strzelił z rzutu wolnego w prawy róg bramki gospodarzy, ale Fabiański złapał piłkę. Chyba najlepszą sytuację do wyrównania mieli gdynianie w 55 minucie meczu. Radosław Bartoszewicz wyłożył piłkę Moskalewiczowi na linii pola karnego, "Olo" strzelił jak należy, ale Fabiański pokazał, że nie przez przypadek zalicza się go do grona najzdolniejszych młodych polskich bramkarzy.
Prowadzenie jedną bramką to nie jest komfortowa sytuacja. Piłkarze Legii zdawali sobie z tego sprawę i dążyli do powiększenia swojego bramkowego dorobku. W 58 minucie taką szansę miał Bartosz Karwan, lecz z 10 metrów strzelil wprost w ręce Witkowskiego. Legia zdobyła w końcu gola, ale w zgoła kuriozalnych okolicznościach.
W 79 minucie meczu, na linii bocznej boiska, wybijającego piłkę Łukasza Kowalskiego zaatakował bezpardonowo Karwan. Gdyński obrońca "zaliczył" nie kontrolowany lot zakończony upadkiem na plecy.
- Bandy były za niskie - żartował wczoraj prezentując czarny humor - więc wyleciałem poza boisko. Leżałem mając gwiazdy w oczach, zreszta głowa boli mnie jeszcze dzisiaj. Atak Karwana był złośliwy i przeprowadzony z premedytacją, jego nie interesowała piłka.
Bydgoskiego sędziego Jarosława Żyro jakby mniej interesowały w tym momencie przepisy gry w piłkę nożną. Kiedy zawodnicy Arki ruszyli w jego kierunku, aby domagać się ukarania Karwana, arbiter pozwolił wznowić grę z autu legionistom.
Piłka trafiła do stojącego samotnie w polu karnym Arki Tomasza Sokołowskiego II, który bez kłopotu po raz drugi w tym spotkaniu pokonał Witkowskiego. 2:0 dla Legii i koniec złudzeń Arki o korzystnym wyniku w stolicy.
A dla piłkarzy Arki nauczka, że boisko, to nie forum dyskusyjne. W piłkę gra się od gwizdka do gwizdka, a na dyskusje jest czas po meczu.
- To był także mój błąd - przyznał po meczu Majda - ale cała sytuacja wydawała się tak oczywista. Karwan faulował i powinien być ukarany kartką. Próbowaliśmy to sędziemu wytłumaczyć. Teraz wiem, że nie powinienem się tak zachować, tylko pilnować tej strefy boiska za którą byłem odpowiedzialny i z której padła bramka.
Po meczu zadowoleni byli tylko piłkarze stołecznej drużyny. Po pierwsze wygrali, a po drugie stadion Legii, po załagodzeniu konfliktu z kibicami, znowu wypełnił komplet publiczności. Nie krył też zadowolenia trener gospodarzy Dariusz Wdowczyk, który powiedział:
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten mecz będzie tak wyglądał, że jest to walka o pierwszą bramkę. Po golu zagraliśmy znacznie swobodniej. Przez pierwsze 45 minut trudno było nam wypracować pozycje strzeleckie, ponieważ Arka była nastawiona bardzo defensywnie. Druga połowa, to był już dobry mecz. Cieszy nasz bilans. Zero straconych bramek, dwie strzelone, kilka ładnych akcji.
Goście wyjeżdżali natomiast ze stadionu przy ul. Łazienkowskiej nie tyle może z poczuciem krzywdy, co z przeświadczeniem, że wcale nie musieli tego meczu przegrać. Konsekwentna gra przez pierwsze 45 minut, to było jednak w sobotę za mało, aby uzyskać w Warszawie korzystny rezultat.

Za szybko straciliśmy bramkę

Wojciech Wąsikiewicz
trener Arki
- Wiedziałem, że czeka nas w Warszawie ciężki mecz i że nasza dobra passa może się tu skończyć. Legia jest w tej chwili najlepiej grającą w Polsce drużyną i było to widać. Mimo wszystko liczyliśmy na korzystny rezultat i po pierwszej połowie, te rachuby były w pełni uzasadnione. Po prostu zagraliśmy, w tej części spotkania, bardzo dobrze. Niestety za szybko straciliśmy bramkę po wznowieniu gry. Drugi gol rzeczywiście był kuriozalny i głupi, tym bardziej, że uczulałem moich piłkarzy, aby nie podejmowali żadnych dyskusji z arbitrem, tylko skupiali się na grze i swoich boiskowych obowiązkach. Co sądzę o pracy sędziego? Nie komentuję, z zasady, decyzji panów z gwizdkiem.

Legia Warszawa - Prokom Arka Gdynia 2:0 (0:0)

1:0 Dawid Janczyk (49 min.), 2:0 Tomasz Sokołowski II (79).
Żółte kartki: Radosław Bartoszewicz i Krzysztof Majda (Arka).
Sędziował: Jarosław Żyro (Bydgoszcz). Widzów ok. 12 tys.
Legia: Fabiański - Szala, Choto (80 Magiera), Rzeźniczak, Kiełbowicz - Szałachowski (76 Sokołowski II), Burkhard, Rosłoń, Karwan - Janczyk (86 Chmiest), Włodarczyk.
Arka: Witkowski 3,5 pkt. - Kowalski 3, Jawny 4, Jakosz 3,5, Kościelniak 3, Majda 2,5 - Gorząd 3 (74 Kołodziejski), Bartoszewicz 3, Moskalewicz 3, Griszczenko 3 (60 Wróblewski) - Niciński 3 (60 Pilch).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mbappe nie zagra z Polską?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto