Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

List od Czytelniczki: Student Politechniki Gdańskiej jest traktowany gorzej niż menel

redakcja
redakcja
Jak się studiuje na Politechnice Gdańskiej? Zdaniem naszego ...
Jak się studiuje na Politechnice Gdańskiej? Zdaniem naszego ... shexbeer
Jak się studiuje na Politechnice Gdańskiej? Zdaniem naszej Czytelniczki - bardzo źle.

Politechnika Gdańska odpowiada na list Czytelniczki: Są problemy, ale nie jest aż tak źle


Otrzymaliśmy e-maila od naszej Czytelniczki, która prezentuje "kulisy" studiowania na Politechnice Gdańskiej. Zapraszamy do zapoznania się z jego treścią:

Chciałam napisać w sprawie Politechniki Gdańskiej, a dokładnie Wydziału Zarządzania i Ekonomii. Jest to mail pisany po bardzo dużej liczbie sytuacji, gdzie student był traktowany gorzej niż menel pod sklepem podczas aresztowania. Jest to forma próby zainteresowania tematem braku sprawiedliwości oraz faworyzowania na tejże uczelni.

Wydawać by się mogło, że uczelnia ta prosperuje w sposób zgodny z zasadą, że student jest dla niej istotny ze względu na misję szkolnictwa. Niestety, ale wewnątrz uczelni istnieje podział na studentów lepszego i gorszego gatunku.

Zaczęłam studiować na Politechnice Gdańskiej na studiach magisterskich uzupełniających. Pierwszą uczelnię jaką skończyłam była uczelnia prywatna - mogłoby się wydawać, że nie jest to coś, czym można się chwalić, ale z biegiem czasu przekonałam się, że jednak jest.

Na jakie zajęcia mam chodzić?

Pierwsze wrażenie jakie pozostawiła w mojej pamięci Politechnika Gdańska to niekontrolowany chaos. Mnóstwo nieścisłości związanych z planem. Nikt nie potrafił nam odpowiedzieć na jakie zajęcia powinniśmy chodzić, jakie skróty co oznaczają na planie, dlaczego mamy takie zajęcia, a nie inne.

Dopiero w połowie drugiego miesiąca zajęć prodziekan od spraw kształcenia spotkała się z nami i zechciała wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Dodam tylko, że obecność na większości zajęć jest obowiązkowa, za brak obecności są nieprzyjemności w postaci braku zaliczenia, więc sami Państwo mogą się domyśleć, jak musieliśmy bez niczyjej pomocy sami sobie radzić, chodzić i kajać się wykładowcom, że nie mogliśmy być, bo nałożyły nam się zajęcia.

Gdzie moja matura? W dziekanacie!

Podobne problemy były z dokumentami. Osobiście w dziekanacie byłam przynajmniej raz w tygodniu ze względu na braki w moich dokumentach, zagubione opłaty i inne problemy.

Jednym z przykładów może być potencjalny brak mojego zaświadczenia, że napisałam maturę. Wystarczy spojrzeć na stronę uczelni i już wiadomo, że gdyby nie było tego dokumentu, nie mogłabym być wpisana na listę studentów. Więc pytanie - dlaczego dopiero to zauważyli? W czwartym miesiącu mojego studiowania?

Później już było tylko gorzej. Dowiedzieliśmy się, że mamy przedmioty do nadrobienia ze względu na to, że jesteśmy z innych uczelni i jeżeli nie uzupełnimy braków przedmiotowych zostaniemy wyrzuceni ze studiów. Oczywiście wykładowcy, gdy nas widzieli pukali się w czoło, bo kto o zdrowych zmysłach przychodzi na zajęcia w połowie semestru i prosi o możliwość chodzenia na ćwiczenia, wykłady oraz zaliczenie tego przedmiotu, bo prodziekan od spraw kształcenia poinformował o tym w listopadzie.

Wydawało się być spokojnie, ale...

Gdy wydawało się, że większość problemów została rozwiązana - każdy już był zapisany do odpowiednich grup, na odpowiednie studia (nikogo już nie dziwiło, że np. ja byłam zapisana na europeistykę, a na każdym moim dokumencie widniało zarządzanie, a kolega z którym składałam te same dokumenty został zapisany na zarządzanie, ale w wersji... angielskiej) i już po pierwszych wpisach pojawiła się rzecz najważniejsza, która przelała czarę goryczy.

Do naszej grupy zostały dodane inne grupy, które zaczynały studia w innych formach - ci, którzy są z innych uczelni i z innych wydziałów oraz ci co są od początku z Politechniki Gdańskiej i będą te studia kończyli wcześniej. Na początku znów się pojawił chaos związany z nakładającymi się zajęciami, brakiem podziału na grupy, brakiem informacji co z przedmiotami wybieralnymi (nie muszę zaznaczać, że znów ginęły dokumenty oraz, że znów trzeba było od nowa wprowadzać zmiany, bo znów ktoś w systemie wylądował na wydziale chemii a ktoś inny na europeistyce).

Wydawało się, że problem z dokumentacją to najgorsza rzecz, która nas może spotkać - okazało się, że jest coś jeszcze gorszego. Nasz program studiów został zmieniony na program studiów ludzi, którzy od początku studiowali na politechnice. Dlatego też, będąc na studiach magisterskich, powtarzam siedem przedmiotów ze swoich studiów licencjackich. Na pytania o możliwość przepisana ocen (na Politechnice Gdańskiej istnieje taka możliwość) wykładowcy potrafili wynaleźć tysiąc różnych argumentów, z którymi się nie zgadzaliśmy, ale nie mieliśmy prawa głosu - inny program nauczania, mniejsza liczba godzin i inne. Są to argumenty zrozumiałe, gdy wydaje się komuś, że Politechnika Gdańska jest lepszą szkołą od innych. Niestety, gdy te argumenty zawodziły wykładowców i prodziekana, pojawiały się argumenty: "my na politechnice uczymy inaczej", "proszę pokazać co pani potrafi", a później wykazywanie, że wcale się tego nie umie, bo wykładowca "nie zna tych metod obliczania i mimo, że wynik jest poprawny, nie mogę tego pani uznać", "pani nie jest stąd, pani na pewno tego nie potrafi".

Przyszedłeś na PG z innej uczelni? Jesteś gorszy

Tak właśnie są traktowani studenci z innych uczelni - jako osoby, które niczego nie potrafią i nie umieją. Mi osobiście dwóch wykładowców powiedziało, że nic nie potrafię, bo... "nie jestem stąd".

Oczywiście, student ma prawo wybronić swoją rację na egzaminie, ale co z tego, jeżeli wykładowca potrafi odpowiedzieć, że w tym "zadaniu/pytaniu otrzymuje pani zero punktów, bo ja tak chcę".

Takie problemy nie występują w przypadku osób, które studiowały wcześniej tutaj na uczelni. Mają prawo przepisywać oceny, mają prawo do trzecich terminów zaliczeń, mimo, że oficjalnie wykładowcy odmówili tego terminu. Przykład? Profesor od makroekonomii, która zataiła trzeci termin, a na nim wyszła z sali, by wybrani studenci mogli ściągać.

Dodatkowo, jest duże zróżnicowanie pomiędzy studentami odnośnie tego, kiedy kto co może zaliczyć. Gdybym nie widziała na własne oczy, nie uwierzyłabym, że jakiś student, który działa w kole studenta, chodzi z wykładowcami na kawę oraz obiady, ma prawo nie chodzić na zajęcia, zaliczać w innym terminie, a nawet mieć przepisane oceny z przedmiotów, które wcześniej już miał, mimo, że nie zostały spełnione wymogi regulaminowe!

Studenci też się nie szanują

Już nie wspomnę o sytuacjach, gdy sami studenci traktują gorzej tych "nie stąd”" Parę razy dowiadywałam się o zmianie godziny czy daty egzaminu tuż przed jego rozpoczęciem, bo ludzie "stąd" zmienili to z egzaminatorem, bo tak im pasowało.

Naprawdę Politechnika Gdańska jest taka fajna jak o niej piszą w gazetach? Niestety nie. Studiuję tutaj już rok i żałuję, że zmarnowałam swój cenny czas, że muszę udowadniać swoją wartość ludziom, którzy mają mnie za nic, mimo że już miałam te przedmioty, a nawet dobre oceny.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ci wykładowcy, z którymi miałam na tej prywatnej uczelni zajęcia, to są... ci sami co na Politechnice Gdańskiej! Czyżby ci sami wykładowcy nauczali dwóch różnych rzeczy? Bo nie warto się starać na studiach płatnych? Wychodzi na to, że tak.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto