Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Zwoliński, piłkarz Lechii Gdańsk: Jak wielu się odwraca, to trzeba pokazać charakter i jaja. Możemy osiągnąć coś ciekawego [rozmowa]

Paweł Stankiewicz
Paweł Stankiewicz
Łukasz Zwoliński
Łukasz Zwoliński Fot. Andrzej Szkocki
Łukasz Zwoliński, piłkarz Lechii Gdańsk, w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego" mówi o sentymentalnym powrocie do Szczecina na najbliższy mecz z Pogonią, nowej pozycji na boisku, możliwościach biało-zielonych w tym sezonie i przed kim uciekał z Rafałem Pietrzakiem podczas biegowych treningów w parkach.

Nie możesz już się doczekać piątkowego meczu w Szczecinie?

Pewnie, że tak. To dla mnie jeden z wyjątkowych meczów. Najważniejsze, że spotkają się dwie dobre drużyny, a to zapowiada fajny mecz.

CZYTAJ TAKŻE: Pogoń Szczecin - Lechia Gdańsk NA ŻYWO, LIVE. Gdzie i kiedy oglądać mecz?

Wiosną poprzedniego sezonu grałeś skutecznie, ale akurat drużynie ze Szczecina nie strzeliłeś gola ani z gry ani z karnego.

To prawda, ale jednak jeden mecz zremisowaliśmy, a drugi wygraliśmy. Na koniec nie liczy się czy Łukasz Zwoliński strzelił bramkę, tylko jaki wynik osiągnęła Lechia. Teraz też jedziemy po trzy punkty. Oczywiście, że chciałbym trafić do siatki i jakbym mógł cofnąć czas, to wtedy też chętnie strzelił bym gola, ale nie wykorzystałem karnego i dwukrotnie obiłem słupki. Jeśli uda mi się strzelić bramkę to oczywiście nie będę okazywać radości z szacunku do Pogoni, której jestem wychowankiem i dużo zawdzięczam.

Zawsze z przyjemnością spotkasz się z trenerem Kostą Runjaiciem?

Jak najbardziej, zresztą do dziś utrzymujemy kontakt. Na boisku jednak nie będzie sentymentów.

To Kosta Runjaić czy Piotr Stokowiec?

Obaj mają swoje warsztaty i można się od nich sporo nauczyć. Nie można ich porównywać. Moje szczęście jest takie, że od obu szkoleniowców mogłem się wiele nauczyć, a lepiej w życiu trafiać na dobrych trenerów - tutaj od przybytku głowa nie boli.

No to Piotr Stokowiec czy kibice Lechii, bo po ich wizycie zaczęliście wygrywać w lidze? W internecie do dziś nie brakuje złośliwości, że wizyta kibiców podziałała na Was mobilizująco.

Przede wszystkim drużyna. Jest takie ładne hasło dotyczące Lechii, że my tworzymy historię. To samo tyczy się tego, co się wydarzyło. Na historię pracują kibice, trenerzy i my jako zespół. Jak wspólnie pcha się wózek w jedną stronę, to w efekcie przychodzi sukces. To widać i oby tak dalej. Jak jednak widać internet musi żyć swoim życiem. Nie powiedziałbym, że przyszli kibice i Lechia zaczęła wygrywać. To pokazuje tylko, że wszystkim zależy na wynikach i osiągnięciu sukcesu, a ludzie identyfikują się z klubem. Widać jak wielkim klubem jest Lechia, a mimo czasów pandemicznych czujemy wsparcie. Stadiony są pozamykane, a z każdej strony słychać, że ludzie życzą nam jak najlepiej.

Trener Stokowiec był pewien, że drużyna wyjdzie z kryzysu po słabym początku w lidze i odpadnięciu z Pucharu Polski. Wy też?

Nikt nie przewiduje przyszłości. Czuliśmy jednak, że zaraz wszystko zacznie właściwie działać. Wiemy, że mamy w drużynie zawodników z jakością, a zespół poznaje się po tym, jak potrafi wyjść z kryzysu. Właśnie wtedy, jak wielu się odwraca, to trzeba pokazać charakter i jaja. Właśnie wtedy buduje się drużyna. Straciliśmy sporo punktów, ale teraz gonimy z głową podniesioną do góry.

CZYTAJ TAKŻE: Poznajcie partnerki piłkarzy Lechii. One skradły ich serca ZDJĘCIA

Piotr Stokowiec gra na jednego napastnika, a stawia głównie na Flavio Paixao. Jesienią byłeś jokerem. Bardzo złościła Ciebie ta sytuacja?

Nikt nie lubi sytuacji, kiedy siedzi na ławce. Każdy jest ambitny, chce grać i ja też chciałbym występować w pierwszym składzie na pozycji numer „9”. Zdrowa rywalizacja służy każdemu. Teraz trener znalazł nam obu miejsce na boisku, a my punktujemy i wygrywamy. To jest kunszt trenera, że potrafi wykorzystać ludzi, których ma w kadrze. Chcę grać, czuję się najlepiej ze sobą, kiedy jestem na boisku, a trener ma teraz pozytywny ból głowy.

Zimą faktycznie było coś na rzeczy i trener Czesław Michniewicz kusił Ciebie grą dla Legii Warszawa?

Trenera Michniewicza znam z czasów gry w Pogoni i dobrze się nam współpracowało. Nie od dziś wiadomo, że trener widziałby mnie w swoim zespole, dlatego od razu pojawiły się plotki. Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest to, że nadal gram w Lechii.

Piotr Stokowiec znalazł dla Ciebie nową pozycję na boisku. Jak się czujesz jako skrzydłowy?

Oczywiście, że najlepiej czuję się jako typowa „9”, ale staram się dawać z siebie maksimum na nowej pozycji. Nigdy wcześniej nie grałem na skrzydle. Dla mnie to coś nowego, ale nie mam 18 lat i szybko się przestawiłem grając w rzeczywistości fałszywego napastnika. Zespół wygrywa, idzie w górę tabeli, a każdy woli grać niż siedzieć na ławce. Nie narzekam tylko robię swoje na boisku.

Widać w Twojej grze aktywność, dochodzisz do sytuacji, ale gorzej ze skutecznością.

Z Wisłą to dość przypadkowa sytuacja - piłka sytuacyjna i może jakbym trafił w bramkę, to byłby gol. To nie była wypracowana akcja tylko znalazłem się na linii strzału. Cieszę się, że pomimo nowej pozycji na boisku dochodzę do sytuacji bramkowych, bo byłoby gorzej, gdyby piłka mnie mijała. Skuteczność jest tylko kwestią czasu i tym się nie martwię.

Przestawienie na skrzydłowego nie jest łatwe. Bartek Kopacz na prawej stronie obrony nie narzekał na brak wsparcia od Ciebie?

To już kwestia naszej taktyki. Ja gram fałszywego napastnika, a Bartek jest nominalnym środkowym obrońcą. Mniej się włączał do ofensywy niż Rafał Pietrzak, bo ja byłem częściej z przodu. Rolą środkowych pomocników jest wówczas asekurowanie. Nie straciliśmy bramki z prawej strony, zagraliśmy na zero z tyłu, więc taktyka trenera się powiodła. Dobrze to funkcjonuje, a cały zespół broni i atakuje. Nie jestem nominalnym skrzydłowym i trener o tym wie. Mam mniej zadań w defensywie, ale jak trzeba wrócić to tak robię.

Cztery zwycięstwa, jeden remis i podium jest coraz bliżej. To jest w waszym zasięgu?

Pewnie, że tak. Wbrew pozorom bardzo ważne były mecze ze Stalą i Podbeskidziem, bo jeszcze nie tak dawno wszyscy liczyli, ile punktów mamy przewagi nad miejscem spadkowym. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty i to nie koniec. Może to banał, ale teraz dla nas każdy mecz to finał. Patrzymy na kolejne spotkanie, a ja wierzę w naszą drużynę i że z tym zespołem jesteśmy w stanie osiągnąć coś ciekawego.

A jak to jest ze słynną już sin dudą. Dużo o tym rozmawiacie?

(śmiech) Śmiejemy się z tego, że fajnie to zostało podłapane. Jednak to pytanie do trenera, bo on odpowiada za część taktyczną. Oczywiście każdy z zawodników wie, co ma grać w ramach sin duda, bo opierając się na tych założeniach wyszliśmy z kryzysu.

Jak Ci się żyje w Gdańsku?

Fantastycznie, poza tym, że od roku mamy pandemię, która miała trwać dwa tygodnie. Nie wiem czy jest w Polsce lepsze miasto do życia.

Nie tylko futbolem żyjesz. Jak lubisz spędzać wolny czas?

Mieszkam blisko morza, więc spacer z córką i pieskiem wzdłuż promenady to coś miłego. Lubimy z całą rodziną spędzać czas na świeżym powietrzu.

Kiedy w poprzednim roku była kwarantanna i zostaliśmy zamknięci w domach, to miałeś więcej czasu na pomaganie żonie. W czym się dobrze czujesz?

Byliśmy pozamykani, ale trzeba było trenować. Biegaliśmy po parkach i uciekaliśmy z Rafałem Pietrzakiem przed strażą miejską. W domu pomagałem żonie, ale z wyłączeniem kuchni, bo to jej centrum dowodzenia.

Lechia Gdańsk wygrała 2:0 z Wisłą Kraków po golach Flavio Paixao i Żarko Udovicicia



emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto