Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej "Merlin" Moroz: "Podrywanie jest jak handel"[rozmowa MM]

Redakcja MM
Redakcja MM
O podrywaniu kobiet, relacjach damsko-męskich i przełamywaniu ...
O podrywaniu kobiet, relacjach damsko-męskich i przełamywaniu ... archiwum Macieja Moroza
O podrywaniu kobiet, relacjach damsko-męskich i przełamywaniu strachu rozmawiamy z Maćkiem "Merlinem" Morozem, twórcą szkoły uwodzenia.

Maciej Moroz zanim został "Merlinem" (na cześć czarnoksiężnika z amerykańskiej powieści), był niepozornym i wstydliwym chłopakiem. W 2005 roku postanowił się zmienić. Krok po kroku, czytając różnego rodzaju podręczniki, nauczył się kilku tricków, które pomogły w kontaktach z kobietami jemu i jego kolegom. Tak został trenerem uwodzenia kobiet i założył szkołę uwodzenia.

"Nuklearna pewność siebie" czy "Gładka gadka" - to niektóre z jego szkoleń. Nam zdradził kilka tajników trudnej sztuki uwodzenia.

Pamiętasz swoją pierwszą dziewczynę?

Pewnie, że pamiętam. To było jeszcze w przedszkolu...

Jak ją poderwałeś?

Czekałem na nią przed przedszkolem. Poprosiłem, żeby chwilę zaczekała, zdziwiona zapytała, o co chodzi, powiedziałem, że mi się podoba i dałem jej buzi w policzek. Tak to było. A poderwałem ją "na Zorro", plastikową szpadą broniłem ją przed innymi chłopcami. Przedszkolne podrywy były o tyle dobre, że człowiek nie musiał przejmować się konwenansami, bo ich po prostu nie znał.

Pierwszy "kosz" od dziewczyny...

Przyznam, że było ich dużo, a nawet więcej (śmiech). Nawet mój związek z przedszkola nieszczęśliwie się zakończył. Następnego dnia po tym jak mnie pocałowała, podeszła do mnie w eskorcie koleżanki i najzwyczajniej mnie wyśmiała. Lekko nie było.

A takie pierwsze, świadome rozczarowanie przyszło w podstawówce. Moja ówczesna dziewczyna była wtedy na kolonii, a kiedy wróciła, kupiłem jej kolczyki. Powiedziała, że bardzo się jej podobają, ale babcia kupiła jej podobne. I przykrość gotowa.

Kurs uwodzenia prowadzony przez Maćka


Minęło kilkanaście lat i zostałeś Maciejem "Merlinem" Morozem - trenerem uwodzenia kobiet. Dlaczego akurat "Merlin"?

Na początku mojej historii z uwodzeniem kobiet oglądałem różne wykłady na ten temat. W jednym z nich była pokazana historia, jak prowadzący wykład zrobił pewien eksperyment, takie czary mary z kursantem i wypuścił go na ulicę, żeby poznawał kobiety. Wrócił z trzema numerami telefonu i zaklepanym terminem randki. Potem sam z niedowierzaniem mówił, że przecież mógł już wcześniej podrywać kobiety na ulicy. Nie robił tego, bo uważał, że tak nie wypada. Poczuł się jak czarnoksiężnik Merlin, który zamienił się w żabę - miał wielkie możliwości, ale ich nie wykorzystał. Ta metafora bardzo mi się spodobała.

I postanowiłeś założyć szkołę uwodzenia...

Sam byłem kiedyś bardzo nieśmiały. Moja metamorfoza zaczęła się w 2005 roku. Miałem dosyć tego, że wszystkie koleżanki były tylko koleżankami, nie potrafiłem rozpoznać ich sugestii i sygnałów. Nie miałem o nich bladego pojęcia. Zacząłem szukać materiałów, czytać o psychologii kobiet, związkach damsko-męskich i uczyć się trików, które działały i w dodatku spodobały się moim kolegom. Pytali, jak to robię, jak to działa, że podchodzę do obcej dziewczyny i kończę rozmowę z umówionym spotkaniem.

W Polsce w tym czasie ta nauka nie była w ogóle rozwinięta. Szukałem w Internecie wykładów, nagrań wideo. Zacząłem je tłumaczyć, także moim znajomym. Z czasem zaczęli zgłaszać się do mnie obcy ludzie.

Czyli nauka uwodzenia wzięła się z potrzeby pomagania?

Mi to pomogło i pomyślałem, że innym też może się przydać. Problem polega na tym, że nas - facetów nie uczy się postępowania z kobietami. Większość poradników o związkach mówi tylko o kobiecej perspektywie. A przecież związek z kobietami mamy przez całe nasze życie, od najmłodszych lat. Matki swobodniej poruszają te tematy z córkami niż ojcowie z synami. Męskość to tabu, a jego wzorce czerpiemy z tak popieprzonych źródeł jak teledyski czy filmy o gangsterach. Stąd biorą się tak idiotyczne stwierdzenia, że prawdziwy mężczyzna powinien raz w tygodniu dać komuś w mordę. Żyjemy w jakiejś chorej rzeczywistości, w której nie uczy się nas postępowania z kobietami.

Ilu masz kursantów?

Bardzo różnie. Podczas dużych konferencji, które organizujemy co roku, jest około 150 gości. Ale pracuję też z ludźmi indywidualnie, co daje największe efekty.

Zauważyłeś jakiś większy ruch przed walentynkami? Są takie okresy popytu?

Okres walentynek niestety sprzyja frustracji. Najgorsze miesiące to te, kiedy zapada zima i ludziom nie chce się ruszyć tyłka, mają inne rzeczy na głowie. Największe zainteresowanie da się wyczuć wiosną i w okresie przed wakacjami. Buzują hormony, dostajemy świeżego powietrza, słońca - ludziom chce się działać. Wtedy faceci zaczynają się zajmować sobą i planują swoje podboje. Każdy przecież chciałby zaznać wakacyjnej miłości.

Na stronie chwalisz się stuprocentową skutecznością. Nigdy nikt nie był rozczarowany kursem?

Tylko raz zdarzyła się taka sytuacja. Wzięło się to stąd, że kursant nie do końca wiedział, na co się pisze, za szybko się zdecydował. Zwróciłem mu pieniądze i było po sprawie.

Z czym wychodzi kursant po takim kursie uwodzenia?

Przede wszystkim zdobywa na takim kursie przekonanie o własnej wartości i świadomość, że potrafi i może poznawać kobiety. Żyjemy w świecie stworzonych przez nas samych schematów i wzorów, które często przeszkadzają nam w damsko-męskich relacjach i są absolutnymi głupotami. Na kursach uczymy mężczyzn świeżego i świadomego spojrzenia na relacje z kobietami. Nie wszystkie są takie jak bohaterki "Seksu w wielkim mieście", a niektórzy żyją w takim przekonaniu. Pomagamy im zrozumieć te trudne istoty.

Istnieje jakiś magiczny wzór, recepta na poderwanie dziewczyny?

Pewnie, wystarczy być bogatym i przystojnym aktorem (śmiech). A tak na poważnie, to istnieją pewne reguły i zasady. Podrywanie jest jak handel. Dobry sprzedawca ma swoje procedury i schematy pozwalające mu sprzedać pewną część swojego towaru, wie, że zawsze coś mu wpadnie. A naprawdę dobry sprzedawca wychodzi poza te schematy, potrafi je złamać i wie, kiedy ma to zrobić. Każda kobieta jest inna... Schemat idealny nie istnieje, jednak dobry uwodziciel zna dużą liczbę możliwych kombinacji znanych sobie technik.

A co z kobietami, które nie chcą być podrywane, ale same zdobywają mężczyzn?

To prawda, są kobiety-zdobywczynie, ale paradoksalnie to właśnie one są tym kimś, kogo trzeba "zdobyć". Dla takiej kobiety trzeba stać się atrakcyjnym, to znaczy dobrać i uwypuklić taki schemat swoich cech, które ją zaskoczą. Nie ukrywam, że jest to trudne, ale budowanie swojej atrakcyjności to szalenie ważny element uwodzenia.

W przypadku takich kobiet zadziałać też może kontrowersja, wejście z nią konflikt, coś, co zburzy jej mniemania o sobie. Taka kobieta może poczuć się zmieszana, zdziwiona, że tak przecież często adorowana, nagle staje się dla kogoś obojętna. Jest też taka technika "push and pull" polegająca na tym, że gdy już uda nam się umówić z nią na drinka i randka przebiega planowo, nagle decydujemy się na odpuszczenie, wycofanie. Ona wtedy zacznie się zastanawiać, co jest nie tak i się wkręcać. Panowie, nie podawajmy się kobietom na srebrnej tacy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto