Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Magdalena Adamowicz o zarzutach wobec niej. Chodzi o rzekome oszustwa podatkowe. Europosłanka wydała oświadczenie

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Magdalena Adamowicz
Magdalena Adamowicz Przemyslaw Swiderski
Europosłanka Magdalena Adamowicz wydała oświadczenie, w którym odnosi się do zarzutów stawianych jej w akcie oskarżenia. Na pytanie - dlaczego teraz, odpowiada, że czekała na zapoznanie się z aktem oskarżenia.

Jak już pisaliśmy, w połowie sierpnia br., do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Magdalenie Adamowicz. Prokuratura oskarżyła eurodeputowaną o oszustwa podatkowe. Wówczas informowaliśmy też, iż osądzi ją ten sam sąd, który badał sprawę jej zamordowanego w styczniu 2019 roku męża, prezydenta Pawła Adamowicza.

Akt oskarżenia przeciw Magdalenie Adamowicz opiera się na zarzutach znanych od lat. Dotyczą one nieujawnienia w zeznaniach podatkowych za lata 2011-2012 dochodów odpowiednio w kwotach prawie 300 tysięcy złotych i 100 tysięcy złotych oraz uszczuplenia w podatku dochodowym sięgającego 120 tysięcy złotych.

Ten wątek oskarżeń komentował jeszcze Paweł Adamowicz. Mówił, że przepisy nie są precyzyjne i za stosowanie ryczałtu, co czyni wiele tysięcy wynajmujących, można oskarżyć całą rzeszę osób.

Zagrożona karą grzywny żona zamordowanego prezydenta Gdańska zapowiedziała w sierpniu, że podejmie działania w celu „możliwie najszybszego wyjaśnienia sprawy”, a do odpowiednich organów wystąpi o ujawnienie wszystkich informacji stanowiących w sprawie tajemnicę skarbową. Dodatkowo od lat przekonuje, że zarzuty są bezpodstawne, a będące przedmiotem sprawy jej dochody z najmu mieszkań były jawne i rozliczała się z nich – podobnie jak miliony podatników - stosując zryczałtowaną stawkę w wysokości 8,5 procenta.

Dziś europosłanka Magdalena Adamowicz wydała oświadczenie, w którym odnosi się do zarzutów stawianych jej w akcie oskarżenia. Na pytanie - dlaczego teraz, odpowiada, że czekała na zapoznanie się z aktem oskarżenia.

Gdańsk, 26.10.2020 r.

OŚWIADCZENIE
Szanowni Państwo,

postaram się napisać to bez emocji, choć po lekturze zrozumieją Państwo, jak bardzo to trudne.
Po latach prowadzenia śledztwa i szkalowania mojej rodziny w przestrzeni publicznej 21 października 2020 r. otrzymałam z Prokuratury Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu akt oskarżenia.

Brzmi bardzo groźnie. I tak właśnie ma brzmieć, o to w tym chodzi. Dlatego właśnie „mafijno-korupcyjny” wydźwięk podbijały media prorządowe, długo przed tym, zanim ja mogłam zapoznać się z aktem oskarżenia. W państwie prawa taki przeciek, sam w sobie, powinien być przedmiotem śledztwa, ale z mojego punktu widzenia to akurat najmniej istotne.

Sedno tkwi w samym akcie oskarżenia, który jest bezprecedensowym aktem samooskarżenia się prokuratora. Z czymś takim polski wymiar sprawiedliwości nie miał jeszcze do czynienia: prokurator na koniec aktu oskarżenia sam podsumowuje, że całość opiera na przypuszczeniach, na które nie ma żadnych dowodów! Nie wierzą Państwo? To po kolei.

Śledztwo prowadzone było przez wiele lat, wielowątkowo, bardzo skrupulatnie. Zaprzęgnięto administrację skarbową, prokuraturę, CBA. Przeczesano kilkukrotnie całe finanse nasze i naszych rodzin do trzech pokoleń wstecz, ale też naszych dzieci. Przesłuchano dziesiątki, a może setki osób. Wszystko, jak się okazuje, po to, aby przez te długie lata, całkowicie zmanipulowane „przecieki ze śledztwa” o „walizce złota, pieniądzach rzekomo przywiezionych przez moich śp. dziadków po pobycie w obozach koncentracyjnych, dziesiątkach kont i ukrywanych mieszkaniach” zasilały państwową machinę szczucia, głównie w TVP, najpierw na mojego męża, prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, a po jego zamordowaniu na mnie.

Efektem śledztwa są 2 zarzuty postawione mi przez prokuratora – ich absurdalność sami Państwo oceńcie.
Prokurator zarzuca mi po pierwsze, że:

1) zataiłam informacje o prowadzeniu pozarolniczej działalności gospodarczej w zakresie najmu mieszkań i uszczupliłam należny podatek poprzez wybór ryczałtu 8.5% od przychodu zamiast opodatkowania na zasadach ogólnych i zapłaty podatku od dochodu (jako działalność).

Elementarna znajomość przepisów o podatkach dochodowych pozwoliłaby prokuraturze dostrzec, że podatnicy płacący ryczałt od przychodu często płacą nominalnie więcej podatku, niż płaciliby go na zasadach ogólnych jako osoby prowadzące działalność. Dla prokuratora przychód i dochód to pojęcia tożsame. Jednak na gruncie prawa podatkowego zasadniczo się od siebie różnią.

Dla mnie od początku oczywistym jest, że zapłatę podatku np. liniowego z możliwością odliczania całości kosztów wybierają ci podatnicy, którzy wynajem mieszkań chcą traktować jako swoją działalność gospodarczą. Ponieważ pracowałam i pracuję na dwóch uczelniach, prowadziłam wykłady i kursy na wielu innych oraz opiekuję się dwiema córkami, z których w tamtym czasie jedna dopiero co się urodziła a druga miała raptem 8 lat, do tego od zawsze na mnie spoczywało prowadzenie naszego domu, to nawet gdybym bardzo pragnęła, to i tak nie byłabym w stanie prowadzić działalności gospodarczej. Właśnie dla takich osób, ustawodawca przewidział opodatkowanie ryczałtowe 8,5%, które dla podatnika jest wygodniejsze, ale mniej korzystne, bo nominalnie podatek płaci większy – gdyż nie może odliczać żadnych kosztów. Natomiast dla Skarbu Państwa, taki podatnik jest znacznie lepszy: nie dość, że płaci więcej, to znika też konieczność kontroli jego rozliczeń kosztowych (setki faktur w skali roku). Takim właśnie podatnikiem byłam i jestem.

Oczywiste więc jest, że o jakimkolwiek uszczupleniu nie może być mowy – jest odwrotnie: przez te lata Skarb Państwa zyskał na wybranej przeze mnie formie opodatkowania. W analogicznej sytuacji już znalazły się tysiące podatników, a grozi to ponad pół miliona obywateli, którzy wybrali właśnie opodatkowanie najmu swoich mieszkań w formie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. A wszystko przez opisywaną dziesiątki razy w mediach pełną swobodę interpretacyjną stosowaną przez urzędy skarbowe, które nie wiedzą, kto może, a kto nie może stosować ryczałtu i kto powinien zakładać działalność gospodarczą, gdy chce wynajmować swoje mieszkanie. Na marginesie, dlatego właśnie w przygotowywanej nowelizacji przepisów skarbowych, ustawodawca – wg. doniesień medialnych – chce raz na zawsze jasno potwierdzić, że jego zamierzeniem od początku istnienia tych przepisów, była pełna dowolność wyboru sposobu opodatkowania, a nawet zachęcić wynajmujących do stosowania ryczałtu jako znacznie korzystniejszego dla Skarbu Państwa.

Po drugie, prokurator zarzuca mi, że:
2) rzekomo z moim nieżyjącym mężem Pawłem Adamowiczem, zatailiśmy informacje o dochodach w postaci środków zgromadzonych na rachunku bankowym i że w konsekwencji dopuściliśmy się uszczuplenia podatku.

I tu zaczyna się prawdziwy festiwal owoców wyobraźni prokuratora. Wzajemnie sprzeczne, czasem wręcz zabawne fantasmagorie o korupcji, wymyślanie jakiejś ,,cichej spółki”, którą miałaby prowadzić i kierować nią moja matka, łączenie wszystkiego ze wszystkim (aż po lata 80., gdy ja miałam 7, a Paweł 15 lat), żeby snuć imaginacje prokuratora o wykorzystywaniu wpływów.
Wszystko po to, aby na koniec sam prokurator podsumował to wszystko wnioskiem, który bez wątpienia przejdzie do annałów prawniczych:

Prokurator: „Próba doprecyzowania źródeł pochodzenia środków zgromadzonych przez Magdalenę Adamowicz, a nie wykazanych w zeznaniach podatkowych, należy jednak do sfery przypuszczeń, wiążąc się z określonym stopniem uprawdopodobnienia, ale bez kategorycznych ustaleń wobec niewystarczającego materiału dowodowego”.
Czytałam to zdanie wielokrotnie, za każdym razem z coraz większym niedowierzaniem.

To przyznanie się prokuratury wprost, że jej działanie ma charakter czysto politycznego nękania, którego efektem ma być:
a) zszarganie dobrego imienia mojego męża Pawła Adamowicza,
b) wytworzenie w opinii publicznej wrażenia, że ja i mój mąż byliśmy oszustami podatkowymi,
c) podważenie zaufania, jakim obdarzyli mnie moi wyborcy,
d) zdyskredytowanie mojej wiarygodności, jako europosłanki.

Warto zauważyć, że stawiane mi zarzuty wzajemnie się wykluczają. Bo jeśli źródłem środków, które rzekomo ukrywaliśmy (jak można ukryć środki pieniężne na rachunku w polskim banku w pełni kontrolowanym przez polskie organy państwa, w tym urząd skarbowy?) było działanie tzw. spółki cichej, o której mowa w akcie oskarżenia, to nie może być mowy o nieujawnionych źródłach i 75 proc. podatku, lecz jak wynika z ustawy - 19 proc. Jeśli korupcja, to kto dawał łapówkę i w zamian za co? Jeśli natomiast rzekomo nieujawniony dochód wynikał z nabywania mieszkań po zaniżonych cenach, to co mają do tego kwestionowane wpłaty na konto, skoro nie pojawiłaby się w takim przypadku żadna dodatkowa gotówka, którą można byłoby wpłacić do banku?

Przykłady można mnożyć. Trudno mi uwierzyć, że znajdzie się jakikolwiek sędzia, który dałby wiarę tym opowieściom snutym przez prokuratora. Bo materiał dowodowy zebrany w postępowaniach jasno przeczy tym wszystkim barwnym „przypuszczeniom” prokuratora, który najwyraźniej chce na nazwisku Adamowicz zrobić zawrotną karierę.

Wszystko kończy zdanie, które jest pokazem niechlujstwa, bałaganu prawnego i intelektualnego zawartego w całym akcie oskarżenia: Prokurator: "W stosunku do Magdaleny Adamowicz stwierdzono, że nie zachodzą przesłanki dla prowadzenia postępowania karnego, skoro postępowanie wobec w/w wszczęto przed dniem wyboru na europosła”.

Tak więc tyle lat śledztwa i publicznego linczu, aby skierować akt oskarżenia opracowany na podstawie „przypuszczeń”. Aż trudno w to uwierzyć, że funkcjonariusz publiczny i jednocześnie organ władzy państwowej, jakim jest Prokurator, potrafił się posunąć do tak kompromitującego tę instytucję działania. Jedynym logicznym wytłumaczeniem takiego postępowania prokuratora może być chyba tylko nadmierna ambicja związana z wizją szybkiego awansu i łączących się z tym splendorów oraz korzyści finansowych.

O dalszym rozwoju sprawy będę się starała informować na bieżąco przedstawiając dowody z akt poszczególnych spraw. Nadmieniam jednocześnie, że Szef Krajowej Administracji Skarbowej oraz Dyrektor Izby Administracji Skarbowej w Gdańsku, pomimo złożonych przeze mnie wniosków o uchylenie tajemnicy skarbowej w sprawach dotyczących mojego męża Pawła Adamowicza i moich, odmówił wyrażenia takiej zgody. Natomiast Naczelnik Pierwszego Urzędu Skarbowego w Gdańsku, który nie był właściwy miejscowo do wydania decyzji podatkowych w mojej sprawie (formalnie więc ta sprawa w ogóle nie powinna być kontynuowana), utrudniał zapoznanie się z aktami spraw m.in. żądając podania numeru IMEI telefonu komórkowego, przy pomocy którego miały zostać wykonane fotokopie dokumentów, które planowałam przedłożyć Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu.
Powtarzam z pełną mocą: chcę pełnej jawności tej sprawy – dlaczego boją się jej organy państwa?

Z poważaniem,
Magdalena Adamowicz

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto