Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Cabaj: Jestem przywiązany do Cracovii, tego teraz brakuje

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Marcin Cabaj ma 43 lata, w Cracovii w ekstraklasie zagrał 162 spotkania
Marcin Cabaj ma 43 lata, w Cracovii w ekstraklasie zagrał 162 spotkania Andrzej Wisniewski
Marcin Cabaj, były bramkarz Cracovii, a obecnie trener golkiperów, ostatnio przestał być samodzielnym liderem jeśli chodzi o występy zawodników „Pasów” w ekstraklasie. Jego licznik zatrzymał się na 162 meczach. Wyrównał to osiągnięcie Cornel Rapa w meczu z Wartą Poznań, a jeśli wystąpi w sobotnim meczu z Koroną wtedy zostanie samodzielnym rekordzistą.

Jak pan przyjmuje detronizację?

Bardzo nad tym nie rozmyślałem, ale taka jest kolej rzeczy, że zawodnik, który jest długo w klubie, w tym przypadku Cornel, ma szansę mnie pobić. Tego się więc spodziewałem. Cornel to solidny zawodnik, który od lat gra w Cracovii. Cieszę się, że akurat on pobije ten rekord, bo to bardzo fajny człowiek i piłkarz. Dobrze, że tacy piłkarze w „Pasach” są.

I tak długie lata pan liderował. Wydawało się, że tacy zawodnicy jak np. Damian Dąbrowski czy Marcin Budziński pobiją pana, a stało się jednak inaczej, odeszli z Cracovii i stracili na to szansę.

Cornel ma ten handicap, że praktycznie nie łapie kontuzji. Zawsze był do dyspozycji trenera, zazwyczaj był podstawowym zawodnikiem. To chłopak, który utrzymuje się na dobrym poziomie i dlatego Cracovia trzyma takich zawodników. A polscy zawodnicy chcą od razu wyjeżdżać za granicę. Ja jestem krakusem, przywiązanie do miasta i do klubu dało to, że tak dużo tych spotkań rozegrałem.

Były zakłady z Cornelem, że pobije pański wyczyn, albo, że nie da rady?

Nie, niewiele osób wiedziało, że jest ten rekord. W Cracovii byli zawodnicy, którzy rozegrali więcej spotkań, ale nie była to ekstraklasa. Ja miałem to szczęście, że grałem w latach, w których Cracovia była w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Pamięta pan swój pierwszy mecz w ekstraklasie? To był sezon 2004/2005.

Cały ówczesny sezon pamiętam bardzo dobrze. To był debiut, ale też zaczepiłem się na dłuższą chwilę w bramce. W czterech kolejnych meczach nie puściłem gola. Pierwszym meczem był ten przeciwko Górnikowi Zabrze, skończyło się 0:0. Na pewno sportowy stres mi towarzyszył. Myślę, że każdy piłkarz, nawet jak ma rozegranych wiele spotkań, to odczuwa stres. Czekałem na szansę, którą dostanę od trenera Stawowego. Po czterech kolejkach trener postanowił zmienić Sławka Olszewskiego na mnie. I tak zostało, później już rzadko wychodziłem z tej bramki. We wcześniejszym sezonie walczyliśmy o awans do końca, bronił Sławek, zresztą po to był ściągnięty do Cracovii i on zdominował tę pozycję, a ja dostałem szansę występu przez 15 minut w barażach.

Pan przyszedł do „Pasów” zimą w 2003 r., gdy były jeszcze w III lidze.

Tak, miałem przyjść od początku sezonu, ale złożyłem obietnicę Podbeskidziu Bielsko-Biała, że u nich zacznę sezon. Skorzystałem jednak z oferty Cracovii w połowie roku.

Ostatni pański mecz w barwach „Pasów” w listopadzie 2010 r. na pewno utkwił panu na dłużej w pamięci.

Z pewnością, to był szalony mecz. Tamten sezon był trudny dla nas, ale w każdym meczu chcieliśmy grać do samego końca. I tak było. W 86 min spotkania z GKS Bełchatów było 0:2, a skończyło się 3:2 dla nas. Kibice byli bardzo niezadowoleni, ale strzelony gol na 1:2 zdziałał cuda.

Odszedł Pan do Hapoelu Beer Szewa, potem były m.in. Sandecja, Garbarnia, ale zakończył pan karierę w Wiślanach Jaśkowice. Zdrowie już nie pozwalało na kontynuowanie kariery?

Trafiłem do pierwszej drużyny „Pasów”, do sztabu szkoleniowego. Czasu jest mało, siedzi się prawie cały dzień w klubie. Nie ma czasu na własne treningi. Cały tydzień jest zajęty. W Wiślanach było tak, że trenowałem tylko raz w tygodniu i rozgrywałem mecz.

Jak już pan wskoczył do bramki Cracovii to większość meczów w sezonie pan rozgrywał. O którym spotkaniu będzie pan jeszcze pamiętał?

Jest wiele takich meczów do zapamiętania. Pamiętam spotkanie z Wisłą, a właściwie z reprezentacją Polski, którą stanowiła wtedy Wisła, skończyło się 0:0. Pamiętny był mecz z Legią – obroniony przeze mnie karny i potem nasza wygrana 1:0. Wspominam spotkanie z Lechem za kadencji trenera Białasa – wygrywaliśmy 3:0 w Poznaniu, potem było 3:3, a skończyło się 4:3 dla nas, po strzale Piotra Gizy w „okienko”. Było też kilka kiepskich spotkań, jak w życiu.

Nieudane interwencje nazywano „cabajkami”. Często pamiętano panu właśnie wpadki, a nie te udane interwencje, których było mnóstwo. Denerwowało to pana, że ktoś to wyciągał?

Trenerzy, zawodnicy i kibice, którzy byli blisko klubu wiedzieli, jaki jest mój potencjał. A że czasami się coś zdarzyło? No zdarzyło… Mówimy o innych czasach, w których trening bramkarski wyglądał inaczej. Mój pierwszy trening bramkarski odbyłem trenerem Jojką w 2001 r. w KSZO Ostrowiec Św. W Legii szkolono, w Szamotułach, a w innych ośrodkach nie. Pewne rzeczy potem wychodzą, jeśli człowiek nie wie, jak się zachowywać w niektórych sytuacjach i nie ma kogoś, który podpowie mu w takich momentach. Nieraz błędy wynikały z mojego pośpiechu, nie ma co mówić. Czegoś brakło, ale ogólnie jestem zadowolony, że ta kariera tak się potoczyła. Jestem nadal w Cracovii.

Przejął pan schedę po Macieju Palczewskim, ale razem współpracujecie, prowadząc szkółkę bramkarską.

Tak, prowadzimy Krakowską Szkołę Bramkarzy już 7 lat.

Kibice Cracovii mogli być zaskoczeni, że „jedynką” został Sebastian Madejski. Co właściwie zadecydowało, że pan na niego postawił, a nie np. na bardziej doświadczonego Lukasa Hrosso, czy zbierającego dobre recenzje Adama Wilka?

Postanowiliśmy, bo trener Zieliński zawsze pyta mnie o zdanie. Chcieliśmy, by Adam i Sebastian mieli możliwość rywalizacji z Lukasem. Lukas był przymierzany jako „jedynka”, natomiast młodsi bramkarze mocno przycisnęli i dobrze wyglądali w okresie przygotowawczym. Sebastian uwierzył, że ma szansę i mocno pracował na treningach, prezentował się dobrze w sparingach. Trzeba też zawodnikom dawać szansę, bo inaczej byśmy się zamknęli przy jednym bramkarzu. Nie ma co mówić, Lukas jest doświadczonym bramkarzem i z tego korzystał w wielu meczach. Chcieliśmy pokazać, że w Cracovii każdy zawodnik ma szansę. Skorzystał na tym Sebastian. Adam miał trochę problemów z fizycznością po powrocie z II ligi. Dłużej mu zajęło, by znów się zaaklimatyzować do warunków ekstraklasowych.

Postawa Madejskiego dla postronnych obserwatorów jest zaskakująca. Debiutant ma już dwa czyste konta, wszedł z wysokiego „c” do ekstraklasy.

Cieszymy się, że nasza decyzja się obroniła. Broniłem na różnych poziomach, w ekstraklasie i przy reprezentacji Polski też byłem 10 miesięcy, grałem w IV lidze i prawda jest taka, że poziom oczywiście jest wysoki w ekstraklasie, ale samo bronienie, rzeczy, które bramkarz musi wykonać, są takie same. Musi to robić tylko trochę szybciej. Musi wytrzymać presję, bo im więcej ludzi to ogląda, tym presja jest większa.

W sobotę z pewnością berło przejmie Cornel Rapa. To będzie puenta pańskiej historii.

Cornel na pewno coś ode mnie dostanie fajnego. To niespodzianka. To nasze wewnętrzne sprawy, ale myślę, że zrobimy sobie „fotkę”.

Pozostaje panu życzyć wychowywania zdolnych następców, co najmniej takich jak Sebastian Madejski.

Też bym sobie tego życzył, a także tego, by z Cracovią się związywali, byli tu na dłużej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marcin Cabaj: Jestem przywiązany do Cracovii, tego teraz brakuje - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto