Potoki wody płynące ulicami, zalane po sam sufit piwnice, kierowca uwięziony w zatopionym samochodzie. To rezultaty krótkiej, ale intensywnej ulewy, która wczoraj rano przeszła nad Słupskiem.
W ciągu kilkunastu minut na każdy metr kwadratowy miasta spadło 25,1 litra wody. Strażacy interweniowali 20 razy pompując deszczówkę z zalanych jezdni i piwnic. Ostatnio tak mocno lało w lipcu. W centrum miasta, w podziemiach byłego domu towarowego Słowiniec, obecnie siedziby kilkunastu firm - deszczówka wybijając z kanalizacji zagroziła głównej rozdzielni elektrycznej. Pod wiaduktami nad ul. Szczecińską i Poniatowskiego, utworzyły się metrowej głębokości kałuże. Na Poniatowskiego w kałuży utknął osobowy ford. Z pułapki wydostawali kierowcę strażacy. Na jedynym przejezdnym po ulewie wiadukcie nad kolejowymi torami szybko utworzyły się kilkusetmetrowe korki. Stały w nich miejskie autobusy i auta osobowe. Wielu słupszczan spóżniło się do pracy i szkół. Usuwanie skutków ulewy strażacy zakończyli koło południa. Władze miasta odpierają zarzuty, że każdy większy deszcz paraliżuje miasto. - Na nawalne opady nie sposób się przygotować, a koszty kanalizacji, która odprowadziłaby każdą ulewę, mają się nijak do chwilowych poddtopień - odpiera zarzuty Maciej Kobyliński, prezydent Słupska.
- W Słupsku znaczna część sieci kanalizacyjnej jest jeszcze ogólnospławna - dodaje Andrzej Obecny, wiceprezydent odpowiedzialny za miejską infrastrukturę. - Nie sposób przez kilka lat zlikwidować zaniedbań powstałych podczas kilkudziesięciu.
Policja z Kenii kontra gangi terroryzujące Haiti
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?