Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Wiraszko z Much: "My nie mamy obowiązku ze sobą grać" [rozmowa MM]

Redakcja MM
Redakcja MM
Artur Jędrzejak
Z liderem zespołu Muchy rozmawiamy między innymi o zespołowych kłótniach, wodzie sodowej i zamieszaniu z muchobusem.

**Zobacz inne

Rozmowy MM

**

Michał Wiraszko jest założycielem i liderem zespołu Muchy, jednego z najciekawszych zespołów polskiej sceny ostatnich lat. Kiedy z absolwenta psychologii stał się wokalistą, obwołano go nawet "nowym Grzegorzem Ciechowskim". Od tego czasu Muchy wydały trzy płyty, a obecnie pracują nad czwartym albumem, który ma ukazać się wiosną 2014 roku.

Czy w zespole potrzebne są czystki? Kiedy do głowy uderza woda sodowa? I czy polskie społeczeństwo zmienia się na lepsze?

 

Przywódca demokratyczny czy charyzmatyczny?

Michał Wiraszko: - Powiedzenie, że trochę tego i trochę tego jest najprostszym wybrnięciem z tego pytania. Wybrałbym demokratycznego, wiedząc jednak, że charyzmatyczny jest łatwiejszy.

A w zespole, jaki powinien być układ?

- Wszystko zależy od tego, jaki sobie wymyślisz. Charyzmatyczny ma to do siebie, że trzeba posiadać ogromną charyzmę, aby pozwolić na demokrację.

zobacz też: Kasia Nosowska: Często się wzruszam

Pytam, bo jesteście w przededniu czwartej płyty i po raz czwarty - w nowym składzie. To wynik czystki czy ewolucji?
- Rozmawiałem już z kilkoma osobami na ten temat, słowo ewolucja pojawiało się w wielu rozmowach. Może wydawać się, że to efekt czystki, ale w Muchach skład nie zmieniał się z dnia na dzień. Niewątpliwie, jest to zupełnie inny zespół niż przy "Galanterii". Ale popatrz na to również tak, że już przy "Terroromansie" pojawiał się Tomek, przy "Notorycznych" Damian grał na bębnach i był z nami, Kuku (Łukasz Stachowiak - red.) pojawił się w roku 2010 na koncertach festiwalowych, a Krzysiek i Michał Puchała to wartość dodana, która wynika po prostu z tego, że dobrze się dogadujemy.

Poza tym zauważyłem, że w porównaniu do czasu, jaki spędzaliśmy we Wrocławiu przy poprzednich płytach, teraz dużo więcej spędzamy go razem. Wcześniej żyliśmy "z miastem", poznawaliśmy ludzi, imprezowaliśmy. Od lipca tego roku nie wychodzimy dalej niż do sklepu po zakupy. Siedzimy w studiu, w sali bądź w chacie. Wszystko robimy razem i chcemy to robić, to jest szalenie ważne.

**Te roszady wpłynęły na to, że w zespole znalazło się kilka silnych osobowości. A jak wiemy, dream teamy często się kłócą.
- Muszą się kłócić, bo stoją przed niełatwym zadaniem. Natomiast zauważyłem, że teraz, kiedy się spotykamy, kłócimy się coraz mniej. Wynika to między innymi z tego, że nauczyliśmy się rozporządzać naszym czasem. Wczoraj były niesnaski, bo nie widzieliśmy się od dwóch tygodni, a dziś znowu jest dobrze. To nie jest nasza pierwsza trasa, pierwszy koncert w Warszawie, pierwszy raz w Studiu Osieckiej. To jest prawie 400 koncertów i dziewięć wspólnie spędzonych lat. Do głosu dochodzi pokora, która wynika z tego, że o każdą płytę się bijemy.
Nowa płyta - nowe przeszkody?**

- Jest ich cały zestaw - przeszkody życiowe, organizacyjne, zwyczajnie ludzkie. Każdy kontrakt płytowy podpisywaliśmy w ostatniej chwili. Papiery na "Terroromans" podpisaliśmy pięć dni po rozpoczęciu pracy w studio, weszliśmy w to w ciemno. Przy "Notorycznych", po długich starciach z wieloma wydawcami, udało się wreszcie dopiąć szczegóły z konkretną firmą. Często nagrywaliśmy za własne pieniądze.

Co więc konstytuuje dziś zespół Muchy, dzięki czemu ciągle gracie do jednej bramki?

- Świadomość, że dzięki sobie nawzajem, synergicznie, można wspólnie wycisnąć z siebie więcej. Coś rasowego, specyficznego, dającego nam i innym ludziom radość.

zobacz też: Lech Janerka: Trzeba dać świadectwo, że się żyje, myśli i ogarnia to, co się dzieje


Za rok stuknie Wam jako zespołowi dziesięć lat. Dzieci w tym wieku potrafią być zwyrodniałe, a jakim dzieckiem są Muchy?

- Biorąc tę miarę, zwyrodniała - w dobrym znaczeniu tego słowa - była płyta trzecia, czyli "Chcę ci coś powiedzieć". Ona była nieobliczalna, odważna - czasem nawet w głupi sposób. A lata życia zespołu, biorąc pod uwagę, ile doświadczeń zbieramy każdego roku, trzeba by chyba mierzyć według przelicznika lat życia kota, czyli razy kilka.

A czwarta płyta? Założenie jest takie, żeby nie starać się być nikim innym poza sobą. Nie chcemy być "nowofalowi", "manchesterscy", "berlińscy" czy jacykolwiek inni. Zespół z tym stażem musi mieć tożsamość i to musimy pokazać na tej płycie.

Trudno było zakładać w 2004 roku, co będzie za 10 lat. Jaka z perspektywy była dla Was ta dekada?
- My nie mamy obowiązku ze sobą grać. Skoro gramy, to znaczy, że była dobra.

A dla Ciebie? Z absolwenta psychologii stałeś się jednym z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów w kraju. Kiedy uderzyła Ci sodówa?

- Na samym początku, lata 2007/2009 były dla mnie badaniem nowej ziemi. Dlatego, że ten zespół bardzo dużo dostał na kredyt, za darmo. Mieliśmy fory, a to się nie wszystkim zdarza. Musieliśmy nauczyć się wielu rzeczy, na przykład przyjmowania porażek.

Wróćmy więc do teraźniejszości. Rozmawiamy kilka godzin po waszej pierwszej sesji nagraniowej czwartego albumu. Wyczuwacie już napięcie?

- Praca nad płytą musi wejść na odpowiednie obroty, a w naszym przypadku często działo się to za przyczyną nagrania utworu, który wprawia koło w ruch. W kwietniu 2007 roku wydaliśmy "Miasto doznań", w listopadzie ukazał się "Terroromans". W grudniu - singiel "Nie przeszkadzaj mi, bo tańczę", a we wrześniu wyszło "Chce ci coś powiedzieć". Myślę więc, że kiedy skończymy nagrywanie singla, znajdziemy się na levelu czwartej płyty.

fot. Wojtek Skibicki

Niedawno ktoś ukradł Wam busa. Jak zareagowałeś, kiedy w kilka godzin po jego zniknięciu cała Polska zaczęła go szukać?
- Tak naprawdę dotarło to do mnie wieczorem, kiedy już bus się znalazł. Świadomość tego, że straciliśmy dorobek ciężkiej, długotrwałej pracy, bo pracowaliśmy na tego busa przez pierwsze trzy lata życia zespołu, naprawdę zabolała.

"Wiara" stanęła na wysokości zadania.

- Absolutny obłęd. W kilka godzin po wrzuceniu zdjęcia na fanpage zobaczyłem, że wiadomość udostępniło 400 osób. W międzyczasie były rozmowy z negocjatorami, co do których nie mamy pewności, czy to oni ukradli busa, czy byli tylko naciągaczami. Wieczorem zdjęcie opublikowało już ponad 3000 osób, zaczęło do mnie docierać, że informację obejrzało prawie pół miliona ludzi w całym kraju. Rozdzwoniły się telefony od mediów...

To, co się stało, jest dla mnie dowodem jakościowej zmiany, jaka zaszła w polskim społeczeństwie. Ludzie stanęli murem za sprawą i co najważniejsze - doprowadzili ją do końca, to się udało. To nie jest kolejna polska smutna historia spuentowana zdaniem: "No kurwa, zajebali busa". Zajebali to zajebali, po miesiącu wszyscy by o tym zapomnieli. Cały "dynks" polega na tym, że to dzięki ludziom nasz samochód się odnalazł. Świat.

Jak już muchobus wrócił do prawowitych właścicieli, sprawiliście mu nową choinkę zapachową czy wymianę oleju?

- Nie było kiedy, bus znalazł się w poniedziałek o godz. 22., a rano we wtorek jechaliśmy już do Wrocławia na robotę. Ale na pewno bus doczeka się kilku ozdóbek w postaci lepszego alarmu, blokady kierownicy i kotwicy. A co!

rozmawiał Krzysiek Żyła

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto