Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniowy koszmar rodziny z Gdańska. 63-latek mówi, że nie ma dokąd się wyprowadzić. Siostra: "Mamy dość wspierania brata i jego nałogu"

Jacek Wierciński
Jacek Wierciński
63-letni pan Waldemar miał zostać bezdomnym, albo trafić do jakiejś rudery. Interweniowali policjanci i społecznicy
63-letni pan Waldemar miał zostać bezdomnym, albo trafić do jakiejś rudery. Interweniowali policjanci i społecznicy Przemysław Świderski
W czwartek 1.10.2020 roku na gdańskie Siedlce aktywiści zwoływali się na blokadę eksmisji. 63-letni pan Waldemar miał zostać bezdomnym, albo trafić do jakiejś rudery. Interweniowała policja. Został, ale trudno nazwać to sukcesem. Mieszkanie mężczyzny jest w rzeczywistości od lat własnością jego siostrzenicy, a ta, wspólnie ze swoją matką, przez lata pomagała Waldemarowi. Jednak, jak mówią, mają już dość uciążliwego lokatora, który nic nie robi, pije i nie płaci.

Pan Waldemar ma 63 lata i od śmierci schorowanej matki, 1 lipca 2020 roku samotnie żyje w 2-pokojowym mieszkaniu na gdańskich Siedlcach, w którym nie jest zameldowany. Jak relacjonuje, mieszkał tu od urodzenia przez 30 lat - do zawarcia małżeństwa i wrócił po rozstaniu - w maju 2002 r. Wcześniej były różne przeprowadzki i rodzinny dom-bliźniak w Osowej: 200 metrów kwadratowych względnego luksusu.

- Ta moja była żona sobie wymyśliła: „Waldek, ja mogę wziąć kredyt z banku na doposażenie, ale muszę być jedyną właścicielką domku. Jak pojedziemy do notariusza, podpiszesz, a jak tylko dostanę kredyt, to się ten wpis zlikwiduje”. Za 2 dni przychodzę z pracy, a ona mnie nie wpuszcza. Mówię: „Co jest?! Przecież tam są moje rzeczy!”. Żona wzywa ochroniarzy i słyszę, że już nie mam tam wstępu – mówi dziś 63-latek

Pan Waldemar: "Ceny wynajmu kolosalne, starszych ludzi nie chcą"

W międzyczasie, jak opowiada lokator z Siedlec, zakończył służbę w policji, gdzie trafił jako milicjant. Poszedł na wcześniejszą emeryturę, względnie wysoką dla oficera. Później przyszły cięcia świadczeń u byłych pracowników resortu. Dziś, jak mówi, dostaje niespełna 1200 zł, z czego ponad 400 pochłaniają alimenty na syna. - Zostaje 756 zł. Nie stać mnie nawet na pokój - mówi.

Po drodze, przez ponad rok miał pracować jako ochroniarz za 5 zł na godzinę w trybie 24 godziny pracy, 24 godziny wolnego, a w 2016 roku przeszedł udar.

Twierdzi, że opiekował się matką, ale przyznaje, że „jak już słabiej było”, to coraz częściej przyjeżdżała siostra. Tu obiad ugotowała, posprzątała, tam przeprała... No i przychodziła opiekunka z MOPR-u, a wieczorami, choć nie za darmo, pomagała pani Joanna, która ostatnio przez internet szuka dla niego innego lokum.

- Ale ceny są kolosalne i nie chcą wynajmować ze względu na wiek. Taką starszą osobę trudno usunąć z mieszkania, bo jest pod ochroną – mówią.

Wniosku o lokal socjalny czy komunalny nigdy nie złożyli.

- Wielkie kolejki, a tutaj za dawnym hotelem od kilkunastu lat stoją dwa puste mieszkania komunalne: na parterze i drugim piętrze. One nie powinny stać puste – przekonuje pan Waldemar. - Siostra pokazywała mi zdjęcia z domu dla bezdomnych na ulicy Równej. Mówiła: „zobacz jak tam elegancko, świetlica, różne atrakcje, idź tam”. To były fałszywe zdjęcia, nie stamtąd. Później proponowała, żebym się przeprowadził do kolegi. Mam takiego znajomego. Mieszka w suterenie, w lokalu socjalnym. Ale on jest już na wykończeniu, starszy ode mnie parę lat. Tam jest, krótko mówiąc, "syf, kiła i mogiła". Nie ma prądu, połowa okien wybita, piec kaflowy...

- Siostra proponowała, że założy nam prąd - dodaje pan Waldemar. - Te 4 lata temu miałem udar. Jeszcze jakoś mówię, ale już trochę kuśtykam. Co ja zrobię, jak on za miesiąc umrze, a z lokalu socjalnego mnie wyrzucą? Dzwoniłem tu klatkę obok bo na poddaszu są pokoje do wynajęcia, ale facet pyta, ile mam lat i mówi, że u nich limit to maksimum 35 lat.

Aktywiści: "Człowiek to nie kanapa, żeby go wyrzucać"

30 września pan Waldemar przyznaje, że siostrze zapowiedział swoją wyprowadzkę na godzinę 13 następnego dnia.

- Mówiłem jej, że mam znajomego, który ma mały, dostawczy samochód i weźmie moje rzeczy. Ona z córką, czyli dla mnie siostrzenicą, chcą zrobić remont, położyć panele i wynająć ten lokal, a ja będę dostawał od nich co miesiąc 500 zł za to, że się wyniosę. Zgodziłem się. Co miałem powiedzieć? Przecież by mnie wcześniej wyrzuciła. Była zdenerwowana i groziła, że wystawi moje rzeczy przed klatkę – słyszymy.

Jednak 1 października w mieszkaniu i na klatce schodowej, pani Anna – siostra Waldemara zastaje kilkunastu aktywistów m.in. z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, Nowej Lewicy i gdyńskiej inicjatywy Jedzenie Zamiast Bomb, którzy powtarzają, że zablokują nielegalną eksmisję.

- Też by pani chciała, żeby ktoś panią na stare lata potraktował jak kanapę? - pyta Maciej Ostrowski z RSS.

- Ja bym nie zrobiła tak nikomu. Nikt przeze mnie nie cierpiał i nie płakał, proszę pana – przekonuje pani Anna, siostra Waldemara, dziś w podobnym do brata wieku. - Wszystkim pomagałam jak mogłam. Jemu też tak pomagałam. Żona za alkohol wyrzuciła go z domu, przesyłając za nim, taksówką małą torbę jego rzeczy do mieszkania matki. Mama musiała jeszcze zapłacić taksówkarzowi. Przygarnęłam go tutaj gołego, bosego, z długami. Spłaciłam jego wszystkie długi – wymienia.

I dodaje: - Tu na Kartuskiej, jego kolega mieszka samotnie. Na Zakopiańskiej za hotelem też mieszka jego znajomy, sam w dwóch pokojach i miał też trzeciego kolegę, z którym tu pił – mówi kobieta wskazując na drewniane schodki naprzeciw budynku. Ja bym płaciła temu koledze 500 złotych minimum, na początek, w zależności od tego, ile udało by mi się uzyskać z najmu.

- Pan Waldemar nie jest meblem ani kanapą, żeby wyrzucać go w taki, całkowicie bezprawny sposób – odpowiada Maciej Ostrowski. - Załatwienie tego, dając nieformalnie 500 zł, gdzie nie ma nawet nic na piśmie, żadnej deklaracji, nie rozwiązuje problemu. Jesteśmy tu po to by zapobiec, dzikiej eksmisji, łamaniu prawa i prawdopodobnej śmierci pana Waldemara, który może umrzeć na ulicy lub w noclegowni ze względu na stan zdrowia, zwłaszcza teraz w stanie pandemii Covid. Zaczyna się sezon grzewczy, więc eksmitowanie ludzi, de facto na bruk jest wątpliwe prawnie i niemoralne.

Działacze przekonywali, że nie pozwolą na nachodzenie pana Waldemara, dobijanie się do jego drzwi czy wymianę zamków: - Chcemy załatwić sprawę polubownie. Pan Waldemar zadeklarował, że jeśli będzie miał się gdzie wyprowadzić, to tego chce. Jednak to musi być lokal mieszkalny, a nie przybudówka, schronisko czy kąt u kolegów.

Pani Anna: "Nie warto być dobrym. Mam nauczkę"

- Pan Waldemar wiedział, że został tu przyjęty i mieszkał tak wiele lat, tylko dlatego, że okazałyśmy mu serce. Siedział tutaj i pił. Nie sprzątał, nie gotował, ja prałam, gotowałam, sprzątałam… On tylko siedział na schodkach z kolegami i pił. Jedna porcja rano, druga – po południu. To była cała jego robota. Nie chciałam go wyrzucać. Dałam mu dużo czasu. Mogłam z dnia na dzień wyrzucić jego rzeczy. Kto by mi coś zrobił? On tu nie jest zameldowany, nie mam z nim żadnej umowy – opowiada Anna ,która przekonuje, że Waldemarowi po przeprowadzce do kolegi, chciała podłączyć prąd, kupić kuchenkę elektryczną by panowie sobie gotowali i pozwolić zabrać wszystko z mieszkania po mamie.

Pani Anna: - Bieliznę, buty, spodnie, dżinsy, kurtki, wszystko mu dawałam. Nie płacił za nic, tylko za kablówkę. Ja jestem chora. Mam parkinsona. Mam astmę. Muszę się leczyć. Rehabilitacja kosztuje, a renty rodzinnej mam tysiąc złotych. Płacę za mieszkanie. Na życie mi zostaje 400 zł. Jak mam z tego opłacić rehabilitację, której potrzebuję? Moglibyśmy wynająć komuś to mieszkanie i on by dostał wsparcie na wynajem, i ja bym miała parę złotych. Warto być dobrym? Nie warto być dobrym. Nie warto być dobrym – powtarza jeszcze kilka razy. - Mam nauczkę, żeby nikomu nie pomagać i nie być dobrym.

Policjanci wezwani na miejsce przez panią Annę i jej córkę na osobności porozmawiali z nimi, a później w mieszkaniu, do którego nie zostały wpuszczone z panem Waldemarem. Deklarowali jedynie, że pilnują by na Siedlcach nie doszło do złamania prawa. Nie doszło, więc odjechali.

Co dalej ze sprawą eksmisji?

Scenariuszy jest kilka.

  • Przewlekłe postępowanie sądowe dotyczące orzeczenia eksmisji, w przypadku osoby starszej, jak pan Waldemar, zapewne nie na bruk, a do mieszkania socjalnego, a później kolejka po takie mieszkanie.
  • Proponowane przez działaczy negocjacje czy żmudne uzgadnianie kompromisu z udziałem niezależnego mediatora.
  • Być może, zaangażowanie Rady Dzielnicy Siedlce, której radna - Joanna Sobańska, żywo interesuje się sytuacją.
  • Włączenie się w sprawę instytucji, takich jak Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie, który, sądząc z nazwy, powinien być żywo zainteresowany problemem pani Anny, jej brata i córki. Pojawia się też inna możliwość.

- Mam już zawartą umowę przedwstępna zakupu. Kiedy zakończymy transakcję, od razu zaczynam remont. Nie zamierzam wyrzucać na ulicę tego pana ani jego rzeczy, ale jako właścicielka będę oczywiście miała prawo wyremontować swoje mieszkanie, a to gdzie on się przeprowadzi, to nie mój problem – powiedziała nam na koniec kobieta towarzysząca siostrze i siostrzenicy Waldemara.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto