Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mija 10 lat od zaginięcia Iwony Wieczorek. "Najgorsze jest to, że nadal wiem tylko tyle, ile wiedziałam miesiąc po zaginięciu Iwony"

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Iwona Wieczorek zaginęła 10 lat temu - 17.07.2010 r. - Nie dopuszczam do siebie myśli, że zejdę z tego świata, nie wiedząc, co tak naprawdę stało się z Iwoną. Bo wówczas nawet na tamtym świecie, nie zaznam spokoju - mówi Iwona Kinda, matka zaginionej.

Mija dokładnie dziesięć lat od zaginięcia córki. Nie straciła pani nadziei, że kiedyś pozna prawdę?
Jestem matką. A matka musi wiedzieć, co się stało z jej dzieckiem. I będę czekać na to tak długo, jak trzeba, nawet wiele lat. Bo najgorsze jest to, że się nie wie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że zejdę z tego świata, nie wiedząc, co tak naprawdę stało się z Iwoną. Bo wówczas nawet na tamtym świecie nie zaznam spokoju.

Straciła pani nadzieję na to, że córka żyje?
Nadzieja umiera ostatnia, ale w tym przypadku jestem na 99 procent przekonana, że Iwona nie żyje.

Czytam, że myśli pani o potencjalnym mordercy, mówiąc, że mogłaby mu pani spojrzeć w twarz. I wybaczyć?
Wybaczę, ale nie zapomnę. Ktoś musiał Iwonie zrobić krzywdę. Bo jak wytłumaczyć jej zniknięcie? Tak, dopuszczam do siebie tę najgorszą myśl i jednocześnie staram się ją odrzucić.

I jak się czuje serce matki z takimi myślami?
Serce matki przeżyje wszystko, tak jak wszystko zrozumie i wybaczy. Nie przeżyje tylko jednego - chociaż ja z tym żyję od dziesięciu lat - niewiedzy, co się dziecku stało. Ten stan zawieszenia jest najgorszy. Czekanie każdego dnia...

Z upływem lat jest łatwiej?
Często słyszę od ludzi, że czas goi rany. Ale w moim przypadku tak nie jest. Przez to, że nic nadal nie wiemy, rana jest otwarta. Przez pierwsze lata, w każdą rocznicę zaginięcia Iwony, starałam się być twarda i opanowana, nie pokazywać łez, chorej duszy i bólu, który towarzyszy mi każdego dnia. Ale wraz z upływem lat wcale nie jest łatwiej, tylko gorzej.

Ma pani jakąś swoją teorię na temat zaginięcia?
Najgorsze jest to, że nadal wiem tylko tyle, ile wiedziałam miesiąc po zaginięciu Iwony. Kręcimy się w miejscu. Przewinęły się już różne teorie, spekulacje, a ja nie chcę snuć kolejnej, nie chcę kręcić filmu według własnego scenariusza. Tych teorii było zbyt wiele. Czekam tylko na prawdę.

Jak pani przyjmuje świeże odkrycia Janusza Szostaka z fundacji "Na Tropie", który na terenie gdańskich ogródków działkowych znalazł ślady krwi, kości?
Te prywatne poszukiwania zaczynają się zazwyczaj w okolicach rocznicy zaginięcia Iwony. I dla mnie to zawsze dodatkowy cios. Bo nie dość, że sama rocznica jest dla mnie bardzo trudnym czasem i chcę go przeżyć tylko z Iwoną, to jeszcze pojawiają się sensacyjne informacje, z których niewiele zostaje. Bo okazuje się, że to były kości zwierzęce, podobnie jak krew. Jakby nie można było tego zrobić w innym terminie. To mnie denerwuje. Ale oczywiście jestem wdzięczna panu Szostakowi, że tak bardzo zaangażował się w poszukiwanie Iwony. Tylko, moim zdaniem, nie był to najlepszy moment.

Jak pani dzisiaj pamięta Iwonę?
Od dziesięciu lat Iwona jest zawsze w moich myślach. Towarzyszy mi kiedy płaczę, kiedy się śmieję, kiedy mnie spotyka w życiu w życiu coś dobrego i coś złego. Zawsze jest przy mnie. W pamięci mam młodą, zdolną, piękną córkę, która kochała matkę i dziadków, cudowną dziewczynę pełną życia i radości. Tak ją zapamiętałam i tak chcę o niej pamiętać.

Nie daje pani za wygraną?
Nie pogodzę się z tym nigdy, że córka wychodzi na imprezę ze znajomymi i po prostu nie wraca. Inaczej byłoby, gdybym wiedziała, co się stało, że to koniec. Wtedy pogodziłabym się. Ale kiedy dziecko wychodzi z domu i nie wraca, a wielkie poszukiwania, rozszerzone na całą Polskę nic nie dają, to trudno z tym żyć.

Pani jest twardą kobietą?
Muszę być, mam jeszcze jedno dziecko. A twardość? Każda matka zrobiłaby na moim miejscu to samo. Nie spoczęłaby, gdyby się nie dowiedziała, co przytrafiło się jej dziecku i czy ktoś go nie skrzywdził.

Jakiś cień nadziei na to, że córka odnajdzie się żywa jeszcze pani ma?
Serce każe się trzymać tego cienia nadziei. Ale rozum podpowiada, że gdyby Iwona żyła, to na pewno by się odezwała w ciągu tych dziesięciu lat. Jeśli tli się we mnie nadzieja to na to, że znajdziemy ją i wszyscy dowiedzą się, co się tak naprawdę z Iwoną stało.

Zaginięcie Iwony Wieczorek. Ślady krwi, kości i zabetonowany...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto