Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mniej fajerwerków i reklam

Marcin Dymiter aka Emiter - muzyk, producent muzyczny.
Nie chciałbym biadolić, nie mam też ambicji oceniania Gdańska. Z perspektywy muzyka postaram się raczej zastanowić nad mechanizmami rządzącymi kulturą w Trójmieście - metropolii, która miała ambicje zostać Europejską Stolicą Kultury, dysponuje potrzebnymi do tego instrumentami, ale nie do końca umie z nich korzystać.

Myśląc o rozwoju kulturalnym Gdańska, najbardziej brakuje mi w nim konsekwentnych i długofalowych działań, z całą pewnością odczuwam ich deficyt na polu muzyki elektronicznej. W Gdańsku ciekawe koncerty organizowane są 2-3 razy do roku i najczęściej towarzyszą innemu ważnemu wydarzeniu, np. prezydencji Polski w Unii. Wydaje się, że ów jednorazowe fajerwerki wykluczają działania w dalszej części roku. Formuła festiwalu, od kilkudziesięciu lat praktykowana z powodzeniem w Europie, stała się w Polsce rzeczywistością trochę sztuczną. Festiwal jest dla mnie podsumowaniem działań, zakłada także ich kontynuację. U nas niczego podobnego nie generuje.

Wielkie i głośne wydarzenia nie mają dla mnie znaczenia, ma je natomiast stałość, którą gwarantują w wielu europejskich miastach wizjonerskie miejsca proponujące ambitny i konsekwentnie realizowany program artystyczny. Świetnym ich przykładem jest Cafe Oto w Londynie – niepozorne, bez nadęcia, położone daleko od centrum. To miejsce które sprawia, że w mieście pojawia się muzyka, której nikt jeszcze nie słyszał.

W Gdańsku brakuje klubu, który prezentowałby muzykę istotną i aktualną. Nie wskażę także pojedynczych działań stawiających sobie tak wysoką poprzeczkę merytoryczną jak np. festiwal „Sacrum Profanum” w Krakowie czy „Kody” w Lublinie.

Najciekawsze koncerty w Gdańsku w ciągu kilku ostatnich miesięcy organizowane były oddolnie w synagodze we Wrzeszczu przez Olę i Mikołaja Trzasków. Ale czy to dziwne, jeżeli nie ma u nas nawet sklepu muzycznego (sklep z pralkami nie jest dla mnie muzycznym), który sprowadzałby nowości ze świata? Ludzie nie mają gdzie kupować muzyki, tym bardziej nie mają gdzie jej posłuchać, spotkać się i działać. W europejskim mieście mały sklep z płytami często stanowi punkt wyjścia zainteresowania się ciekawą muzyką. Właśnie tego "łańcucha": sklep płytowy-klub z przemyślanym programem- festiwal u nas brakuje.

Poza tym mamy w Gdańsku problem z definicją kultury. Mam wątpliwości czy wielkie, miejskie eventy, które z założenia mają ucieszyć bardzo dużą ilość osób, powinny wpisywać się w ramy tego pojęcia. Koncerty The Scorpions, Kylie Minogue czy Jean Michel Jarre’a nie dodadzą nam aury miasta otwartego na sztukę. Dlaczego w Stoczni, w miejscu bardzo ciekawym, ważnym, pokazujemy rzeczy passé, popkulturalne, ocierające się o kicz? Dlaczego nie usłyszymy tam np. Steva Reicha? I skąd tak częste monumentalne zadęcie miejskich, zwłaszcza okolicznościowych imprez? Mam wrażenie, że miasto stara się nalotem dywanowym wpłynąć na odbiorcę, tak aby odczuł, jakie to wszystko co miasto funduje jest wielkie. Osobiście wyłączyłbym z myślenia o gdańskiej kulturze ów napięcie, pogoń za spektakularną i olbrzymią formą. Przejmujemy mechanizmy kapitalizmu – im większe reklamy zasłaniające budynki, tym lepiej. Tymczasem strategia ta nie jest gwarantem jakości estetycznej.

Programy, które bronią się merytorycznie, mogą być realizowane także w małych przestrzeniach. Dużo ważniejsze są działania dyskretne, takie które stawiają na długofalowość i wcale nie mają ambicji hołdowania powszechnym gustom. Nie bójmy się różnorodności, nie organizujmy wszystkiego dla masowego odbiorcy. Miasto, jako miejsce w którym żyją bardzo różni ludzie powinno realizować politykę wielozadaniową. Ciekawy jestem jaki procent budżetu miasta przeznaczony jest na awangardowe działania artystyczne? Chyba niewielki skoro tak mało u nas odważnych odsłon w sztukach wizualnych i muzyce.

Turku, Europejska Stolica Kultury 2011 w Finlandii, które odwiedziłem ostatnio dwukrotnie, dostarcza świetnych przykładów subtelnych, świadomych interwencji artystycznych w mieście, z pełnym zrozumieniem jego struktury. Przykłady: cykl obrazów formatu 30 x 30 cm, rozsianych w różnych zakamarkach miasta, które można odkrywać z mapą w ręku, instalacje świetlne montowane pod mostami, odbijające rozmaite refleksy w zależności od pory dnia. Galerie też nie są tam duże, a wystawy tworzone niekoniecznie według modnego klucza, czyli wokół topowego problemu społecznego lub politycznego. Istotna jest obecność szeroko pojętej kultury dźwiękowej - instalacje, eksperymentalne interwencje. Tam po prostu szuka się i pokazuje ciekawych artystów.

Nadzieję dla każdego miasta kultury odnajduję w działaniach oddolnych. Organizacje pozarządowe - to one decydują o tym, jak różnorodne jest życie kulturalne danego ośrodka, nie instytucje dotowane publicznie. One są po to, aby wspierać kulturę, ale nie decydować o istnieniu sztuki. Artyści ją tworzą. Bez twórców nie będzie sztuki, będą tylko placówki.

Kolejny problem, na który chcę zwrócić uwagę to nachalna obecność reklam w mieście. To co się dzieje wzdłuż ul. Grunwaldzkiej, lub przy wjeździe do Trójmiasta od strony Gdyni i dalej Rumi, Redy, Wejherowa – przypomina śmietnik. W tych miejscach wręcz niemożliwym staje się obejrzenie architektury miasta, ponieważ całe fasady domów pokryte są wielkoformatowymi banerami. Jeżeli włodarze nie dbają o jakość estetyczną dzielnic, nie chce mi się wierzyć, że zadbają w nich o należytą przestrzeń dla sztuki. Zastanówmy się czy miasto Gdańsk jest jeszcze przez ten plastik widoczne?

Poza tym warto pamiętać, że tak jak należy wietrzyć mieszkanie, należy wietrzyć także i miasto. To kluczowe dla rozwoju sztuki. Z wymianą doświadczeń niestety u nas słabo. Więcej twórców z Gdańska wyjeżdża, niż do niego przyjeżdża. Kiedy wpuściliśmy do Gdańska powiew świeżego powietrza?

Zauważmy, jakie były reakcje po ogłoszeniu Wrocławia ESK 2016 – wiele wypowiedzi utrzymanych była w tonie "zmowa, lobby, oszustwo". A może warto przyjrzeć się dokładniej programom wszystkich miast startujących w konkursie? Popatrzeć, przeanalizować, nauczyć się czegoś nowego? Można się też zwyczajnie ucieszyć, że komuś wyszło. Każdy z nas powinien uczyć się na błędach: artysta, urzędnik i szewc. Lublin może się uczyć od Gdańska, Gdańsk od Lublina.

Na koniec dodam, że o wiele bardziej niż tytuł ESK potrzebna nam wiara gdańszczan w to, że mogą generować ważne zjawiska w mieście, uczestniczyć w działaniach kulturalnych - zarówno w ich tworzeniu, jak i odbiorze. Aktywna postawa powoduje, że miasto zyskuje na energetycznej sumie. Przy biernej postawie obywateli miasto traci na energii, bo siłą miasta są ludzie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto