Rozmowa z członkami zespołu Myslovitz, który niedawno koncertował w Tczewie
Co uważacie za swój największy sukces?
- Wydaje nam się, że największym sukcesem jest to, że wciąż istniejemy. Gramy od dziesięciu lat jako Myslovitz i to jest najważniejsze. Czujemy się już prawie jak stare dobre małżeństwo i nie mamy nic przeciwko, żeby dalej tak było. Chociaż widzimy, że coraz trudniej jest utrzymać się na polskim rynku muzycznym
A co by było gdybyście nie zdecydowali się na muzykę?
- Nie wyobrażamy sobie życia bez muzyki. Prawdopodobnie gdybyśmy nie założyli zespołu, to każdy z nas znalazłby zajęcie w swoim wyuczonym zawodzie.
Macie wyrobiony charakterystyczny styl muzyczny, wzorowaliście się na kimś?
- W czasach studiów, kiedy założyliśmy zespół, wzorowaliśmy się na grupach muzycznych pochodzących z Oxfordu. Wtedy żadne radio nie puszczało takiej muzyki, a niektórzy z nas ją uwielbiali i lubią do dziś.
Odnosicie sukcesy nie tylko w Polsce, myślicie o podboju kolejnych zagranicznych rynków muzycznych?
- Faktycznie jesteśmy jednym z niewielu polskich zespołów, któremu udało się zaistnieć zagranicą. Nasza płyta została wydana w 24 krajach, ale zaistniała tylko w kilku. Największy sukces osiągnęliśmy w Szwajcarii. Tamtejszej publiczności muzyka Myslovitz przypadła do gustu. Jak chyba każdy zespół marzymy o wydaniu w przyszłości płyty w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych. Jednak podbicie anglojęzycznego rynku muzycznego udaje się tylko nielicznym.
Jak sądzicie, dlaczego wasza płyta nie odniosła sukcesu we wszystkich krajach, w których została wydana?
- Nie wystarczy tylko wydać płytę, liczy się również promocja. W niektórych państwach, w których ukazał się album Myslovitz, z ciekawością chodziliśmy po sklepach muzycznych. Szukaliśmy naszej płyty, ale często mieliśmy z tym kłopot. Zdarzało się, że leżała w jakimś mało dostępnym miejscu, a czasem w ogóle jej nie było.
Co sądzicie o Tczewie i jego mieszkańcach?
- Tczew to bardzo fajne miasteczko. Bardzo zaintrygowało nas Muzeum Wisły, z zewnątrz wygląda jak... hala hutnicza. Budynek ten nadawałby się na fajny, modny klub rockowy. A mieszkańcy bardzo nas zaskoczyli, swoimi reakcjami. W szczególności płeć żeńska. Artur chyba nie spodziewał się, że w jego kierunku polecą elementy damskiej garderoby. Taka sytuacja zdarzyła się nam tylko raz, podczas koncertu w Bydgoszczy. Wtedy fanka rzuciła Arturowi swój biustonosz, najśmieszniejsze było to, że zawisł on na... gitarze.
Podczas koncertu zaśpiewaliście piosenkę z repertuaru Grzegorza Ciechowskiego, jakie ma ona dla was znaczenie?
- Utwór "Biała Flaga" po raz pierwszy zaśpiewaliśmy podczas festiwalu w Opolu. Został on nam przydzielony z góry. Nie wykonujemy go zbyt często. Podczas koncertu w amfiteatrze zaśpiewaliśmy "Białą Flagę" ze względu na mieszkańców Tczewa. Wiemy, że Grzegorz Ciechowski, właśnie tu się urodził i jest ważną postacią dla mieszkańców, tak jak my w rodzinnych Mysłowicach
Wasze najbliższe plany?
- Już 20 września wchodzimy do studia i nagrywamy kolejną płytę. Mamy 17 piosenek, z tego prawdopodobnie 12 znajdzie się na najnowszym albumie. Płyta ukaże się na początku przyszłego roku i niektóre kompozycje mogą zaskoczyć naszych fanów.
Alicja Majewska o prostych włosach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?