Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasz raport. Ile zarabiają lekarze?

Barbara Biała
- Nie ma zgody na dolewanie pieniędzy do nieszczelnego systemu. Najpierw trzeba go naprawić - przekonywała w weekend minister zdrowia Ewa Kopacz na nadzwyczajnym zjeździe lekarzy.

- Nie ma zgody na dolewanie pieniędzy do nieszczelnego systemu. Najpierw trzeba go naprawić - przekonywała w weekend minister zdrowia Ewa Kopacz na nadzwyczajnym zjeździe lekarzy. W ten sposób odniosła się do postulatów podniesienia składki na ubezpieczenie zdrowotne i zwiększenia nakładów na leczenie Polaków z budżetu państwa.

Pensje lekarzy i pielęgniarek

O jakie nieszczelności chodzi? Zdaniem ekspertów lista dziur, przez które wypływają nasze pieniądze wpompowywane do służby zdrowia, jest niemała. Większość wiąże się ze sposobem zarządzania szpitalami. Według wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka już sam fakt braku ujednoliconych sposobów wyceny świadczeń pozostawia wiele do życzenia.

- Każdy szpital liczy koszty po swojemu i trudno cokolwiek skontrolować i porównać - tłumaczy wiceminister. - Dzisiaj mamy sytuację, że na przykład torakotomia [otwarcie klatki piersiowej - red.], w jednym kosztuje 2 tys. zł, a w innym 8 tys. zł. Pytanie: do kogo mam wysłać prokuratora? Bo albo niegospodarny jest jeden dyrektor szpitala, albo kradnie drugi - podsumowuje.

Gdyby ujednolicić system wyceny, zarówno dyrektor, jak i NFZ wiedzieliby, ile co k osztuje i nie byłoby sytuacji, kiedy jedna placówka traktowana jest gorzej od drugiej, a pieniądze przeznaczane na leczenie byłyby bardziej adekwatne do rzeczywistych potrzeb. Niewykluczone, że część wycen jest dziś, wbrew temu, co mówią lekarze, zawyżona i można by tu poszukać sporych oszczędności.
Innym miejscem, gdzie według wiceministra można by znaleźć pieniądze, jest stosowana powszechnie praktyka przerzucania kosztów. Chodzi o sytuację, kiedy medycy podstawowej opieki zdrowotnej, mimo że w środkach przekazywanych przez NFZ mają opłacone badania dla pacjentów, posyłają chorych na badania do szpitali. W ten sposób NFZ dwa razy płaci za to samo.

Kolejne dziury pokazuje Michał Kamiński, ekspert do spraw zdrowia Konfederacji Pracodawców Polskich.

- Problemy są w sposobie zarządzania i organizacji formalno-prawnej szpitali, oraz w geografii zakupów medycznych - diagnozuje problem polskiej służby zdrowia ekspert.

O co chodzi? Dziś dyrektor, który wpędził placówkę w długi, nie ponosi za to jakiejkolwiek odpowiedzialności, a jego wybór na stanowisko często jest efektem lokalnych układów politycznych, przez co staje się on narzędziem w rękach polityków.

- Jest uzależniony od nich, zarówno jeśli chodzi o decyzje personalne, jak i gospodarowanie mieniem - tłumaczy dr Michał Kamiński. Podejmuje więc nieracjonalne decyzje, które z dobrą praktyką menedżerską nie mają nic wspólnego. Wynika to z niesprawnej formy organizacyjno-prawnej,w oparciu o jaką obecnie działają szpitale.

Rozwiązaniem mogą być nowelizacja ustawy o ZOZ-ach i ustawa o ubezpieczeniach dodatkowych, przygotowane przez minister Ewę Kopacz.

Ta pierwsza pozwoli przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego, co zwiększy odpowiedzialność dyrektorów za kondycję kierowanych przez nich placówek i umożliwi efektywne gospodarowanie mieniem.
A jeśli do tego dojdą dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, to pojawi się konkurencja na rynku usług medycznych i pacjenci będą wybierać lepszych lekarzy i lepsze kliniki.

Lekarze sceptycznie podchodzą jednak do pomysłu minister zdrowia uszczelnienia systemu jako lekarstwa na bolączki służby zdrowia. Ich zdaniem źródłem kłopotów są przede wszystkim rażąco niskie stawki, jakie narzuca NFZ za usługi medyczne.

Upierają się przy tym, że jedynym rozwiązaniem obecnej sytuacji jest zwiększenie nakładów z budżetu państwa na leczenie oraz stopniowe podwyższanie płaconej przez nas składki zdrowotnej z 9 proc. do nawet 13 proc.
Ewa Kopacz chce łatać dziury, jakimi uciekają pieniądze
Lekarze wolą podwyższać nam składkę zdrowotną

Jesteśmy skazani na pomoc rodziców

Z Dorotą Mazurek, lekarzem rezydentem ze szpitala psychiatrycznego w Warszawie, rozmawia Barbara Biała

- Ile Pani zarabia?

- Po podwyżkach, jakie udało nam się wywalczyć w szpitalu, dostaję miesięcznie 2,8 tys. brutto. Czyli na rękę 2 tys. zł. Pracuję jako młodszy asystent, ale zdarza mi się za zgodą ordynatora prowadzić oddział. Jestem w gronie około 200 lekarzy rezydentóww Polsce z zarobkami na poziomie średniej krajowej, na 7,5 tys. kolegów, którzy za swoją pracę dostają 1757 zł brutto (ok. 1200 zł netto).

- Bierze Pani dodatkowe dyżury, albo dorabia sobie gdzie indziej?

- Ze względu na sytuację osobistą nie. Ale wielu moich kolegów nie ma wyjścia. Biorą nawet po siedem dodatkowych 16-godzinnych dyżurów miesięcznie,dzięki czemu mogą dorobić od 1 do 1,5 tys. zł. Pracują również w pogotowiu, przyjmują w przychodniach. Bo utrzymanie się młodych lekarzy, którzy mająpo 26-32 lata, nie jest proste. Mamy rodziny, mamy dzieci. Moi znajomi są lekarzami. 70 proc. młodych lekarzy korzysta z pomocy rodziców.

- Ale minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiada,że stawia na młodych.

- Nie wiemy, co o tym myśleć. W Polsce brakuje 30 tys. specjalistów, a średnia wieku lekarzy to 49 lat. Ale kiedy w Sejmie była dyskusja o zarobkach minimalnych lekarzy rezydentów, to Platforma Obywatelska zdecydowała, że będziemy dostawać tylko 70 proc. średniej krajowej. Czy my nie zasługujemy na lepsze płace?

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto