Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasze organizmy potrafią radzić sobie z zimnem

Monika Krężel
O tym, co to jest odporność, czy warto się szczepić przeciwko grypie i jak odróżnić przeziębienie od grypy i anginy z dr. Marcinem Bujakiem, specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej rozmawia Krystyna ...

O tym, co to jest odporność, czy warto się szczepić przeciwko grypie i jak odróżnić przeziębienie od grypy i anginy z dr. Marcinem Bujakiem, specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej rozmawia Krystyna Bochenek.

Zwykle na pytanie, co robić, żeby nie chorować zimą odpowiadamy: trzeba ciepło się ubierać, odpowiednio do pogody, łykać witaminy, zjadać warzywa i owoce, głównie cytrusy, profilaktycznie brać jakieś tabletki. Czy te odpowiedzi są prawdą czy mitem?

Są to typowe odpowiedzi zgodne z przekonaniem czy świadomością większości Polaków. Niekoniecznie jednak niektóre z nich są zgodne ze stanem wiedzy, jak i zdrowym rozsądkiem.

Zimą przede wszystkim należy się ubierać właściwie, czyli nie za ciepło. Jeśli chodzi o cytrusy, to nawet gdybyśmy dziennie zjadali po pięć cytryn, to nie ma gwarancji, iż nie zachorujemy. Większa jest szansa, że będziemy mieć kłopoty gastryczne. Tak na marginesie to warto wiedzieć, że to nie substancje kwaśne wywołują nadkwasotę, a tzw. substancje kwasogenne, głównie słodycze lub słodkie mleko. Gdy przy zgadze lub chorobie wrzodowej wypijemy szklankę słodkiego mleka, to przez pierwszych kilka minut poczujemy ulgę, gdyż mleko chwilowo zneutralizuje wolne kwasy w żołądku, jednak już po kilkunastu minutach dojdzie do gwałtownego wzrostu produkcji kwasów żołądkowych. Dla kontrastu - to nie słodycze są odpowiedzialne za rozwój cukrzycy. Cukrzyca typu II związana jest z zaburzeniami metabolicznymi najczęściej opartymi na nadwadze. Przerost komórek tłuszczowych powoduje osłabienie wrażliwości tkanek na insulinę, hormonu wydzielanego przez trzustkę, co powoduje, że trzustka musi go wydzielać w coraz większych ilościach.

Co to jest odporność?

Za czasów naszych dziadków takie leki, jak antybiotyki nie istniały. Pierwszy antybiotyk pojawił się w latach 20. XX wieku. Tymczasem choroby, na które chorujemy dzisiaj występowały także przed 50 czy 100 laty. Organizm radził sobie wtedy bez pomocy antybiotyków i wielu innych obecnie dostępnych leków.

Człowiek ma dwa rodzaje odporności - wrodzoną oraz nabytą. Odporność wrodzona jest zaprogramowana genetycznie, niektórzy nazywają ją odpornością nieswoistą. Ona umożliwia niezależne od rodzaju infekcji, bakteryjnej czy wirusowej zadziałanie na pierwszej linii frontu.

Zdarza się, że u niektórych osób występują wrodzone niedobory odporności, ale większość z nas tę odporność ma porównywalną. Z kolei odporność swoista, nabyta jest to odporność już ukierunkowana. Pod wpływem kontaktu z antygenem czynnika wywołującego chorobę lub podanym w szczepionce, układ odpornościowy zaczyna się uczyć, jak reagować na dany antygen i rozpoczyna produkcję określonego typu komórek nastawionych na zwalczanie konkretnego szczepu wirusowego czy bakteryjnego i w dalszej konsekwencji produkcję swoistych przeciwciał.

W części przypadków, gdy mamy do czynienia np. z wirusem żółtaczki typu B, jednorazowy kontakt z antygenem - bez względu na to, czy jest to szczepienie czy przechorowanie - zapewnia odporność do końca życia. Są także inne rodzaje infekcji, jak infekcje grypowe, gdzie mimo zaszczepienia na dany typ wirusa, po kilku latach nasza odporność będzie niewystarczająca, po prostu dojdzie do osłabienia odporności w czasie.

Generalnie można przyjąć, że po kontakcie z danym typem wirusa lub bakterii, na co najmniej kilka lat wytwarza się pewnego rodzaju podwyższona odporność w stosunku do tych czynników infekcyjnych, niektóre rodzaje infekcji stymulują odporność utrzymującą się przez bardzo długi okres czasu.

Czy możemy sami w jakiś sposób zadbać o sprawny układ odpornościowy?

Jest bardzo prosty wykładnik mówiący o tym, czy ktoś jest odporny czy nie. Jeśli łapiemy jakąś infekcję, ostrą lub łagodną, to pierwszą podstawową reakcją organizmu jest gorączka. Z drugiej strony, jeżeli organizm nie rozpoznaje czynnika, który go atakuje, nie reaguje gorączką. Gorączka jest pożądana. Bardzo często sytuacje, w których doszło do infekcji, a organizm na nie nie reaguje, przebiegają z obniżoną temperaturą ciała. Takie obniżenie temperatury powinno być informacją, że coś jest nie tak, coś się źle dzieje, ale organizm nas o tym nie informuje.

Większość ludzi myśli, że zjadanie cytrusów, łykanie witamin wzmacnia ich odporność. To są mity. Ilość witaminy C zawarta w cytrynie lub pomarańczy, jest dużo mniejsza niż w kiwi czy w czerwonej kapuście. Witaminy C nie da się skumulować w organizmie, powyżej pewnego poziomu wydalamy ją z moczem. Gdy ktoś robi sobie badania moczu, a w wyniku pojawia się kwas askorbinowy, świadczy to o przelewaniu się nadmiaru witaminy C przez organizm. Oczywiście cytryny czy pomarańcze posiadają niewątpliwe walory smakowe.

Jeśli chodzi o rutinoscorbin, to zawarta w nim rutyna poprzez uszczelnianie naczyń faktycznie utrudnia rozprzestrzenianie się infekcji, może więc być zdecydowanie bardziej przydatny dla prewencji infekcji.

Często mówi się też, że czosnek wzmacnia odporność, poprawia układ odpornościowy. Jest to prawda, pod warunkiem, że nie będzie to czosnek chiński. Polski czosnek górski jest tym, który powinniśmy zjadać.

Niewiele osób wie, że wpływ czosnku na organizm był badany przez polskich naukowców już w latach 50. Większość preparatów czosnkowych jest dziełem naszych uczonych, moim zdaniem one są lepsze od zagranicznych. Czosnek wspomaga odporność nieswoistą, czyli taką, która jest w stanie zwalczać wszystko - wirusy czy bakterie. Jednocześnie do pewnych granic sam działa bakteriobójczo, głównie poprzez uwalniane olejki eteryczne. Jeżeli dziecko choruje warto pokroić czy zmiażdżyć kilka ząbków czosnku i położyć je w pobliżu łóżeczka, żeby dziecko w części mogło wdychać te olejki. To pomaga.

W kuchni arabskiej czy żydowskiej czosnek jest jednym z podstawowych używanych substancji, dodatków do potraw. Zarówno muzułmanie, jak i żydzi mniej chorują, ale może to wynikać też z tego, że zachowują się o wiele rozsądniej jeśli chodzi o stosowanie właściwej diety. Nie jedzą wieprzowiny, nie spożywają krwi w dowolnych postaciach, czyli nie zjadają kaszanek, krwistych befsztyków. Tymczasem u nas chorym osobom podaje się rosół, a jest to wywar gotowany na kościach, czyli szpiku, który zawiera najsilniejsze znane substancje antygenowe. Podam taki przykład. Przeszczepiając nerkę nasz organizm może ją odrzucić lub przyjąć, a gdy przeszczepiamy szpik, to może dojść do sytuacji, że ten szpik może nas zabić. Tak silne są antygeny w szpiku. Jest duże prawdopodobieństwo, że nawyki żywieniowe kultur arabskich czy żydowskich mają bardzo racjonalne podstawy medyczne, gdyż dostarczanie tak bardzo silnych antygenów nawet drogą pokarmową może być potencjalnie niekorzystne dla organizmu i zaburzać własny układ odpornościowy.

Układ odpornościowy nie zawsze jednak pracuje adekwatnie, gdyż istnieje coś takiego jak alergia czy autoimmunizacja. Wtedy na normalny bodziec organizm reaguje kichaniem, astmą czy zmianami skórnymi.

Reasumując - nie istnieje jeden ani nawet kilka cudownych produktów żywnościowych wzmacniających odporność. To, co na pewno powinniśmy stosować, to pełna różnorodność jeśli chodzi o jedzenie.

Co powinniśmy więc jadać, żeby być zdrowymi?

To trudne pytanie i nikt na nie nie odpowie z prostego powodu: my nie wiemy, co nam sprzedają w sklepach, mięsa są "poprawiane", warzywa uprawiane w szklarniach są opryskiwane różnymi środkami chemicznymi, a na giełdach można kupić warzywa uprawiane tuż obok autostrad z olbrzymią zawartością ołowiu czy kadmu, czyli nie wiemy więc, co jemy. Jeśli coś jest zweryfikowane jako uprawa ekologiczna, to na pewno ma lepsze walory odżywcze niż te dostępne na półkach supermarketów.

Jeśli natomiast chodzi o porównanie działania witamin czy leków do naturalnych substytucji, czyli warzyw bądź owoców, to nie jest prawdą, że ta sama substancja działa tak samo. Coś co ma taki sam skład chemiczny będzie się bardzo różnie zachowywało w zależności od tego, w jakiej konfiguracji przestrzennej są ułożone jego cząsteczki. Gdy bierzemy witaminę w tabletce, to wiemy tylko, jaka to jest chemia, nie znamy jednak konfiguracji przestrzennej, nie wiemy, jaka jest faktyczna skuteczność biologiczna.

Czy podawanie miodu do mleka jest wskazane, tak jak zalecały nam babcie? Czy ochroni nas przed chorobami?

Zależy od tego, jaki to jest miód. Jeśli z dobrej, sprawdzonej pasieki, to jak najbardziej. Pszczoły potrafią zbierać nawet grudki asfaltu, a taki miód z zawartością smoły asfaltowej do najzdrowszych nie należy. Ogólnie można przyjąć, że miody nektarowe są zdecydowanie pewniejsze od spadziowych. Miody działają prozdrowotnie.

Co warto wiedzieć na temat probiotyków, takich jakie spotykamy w sklepach spożywczych?

Jest to także trudne pytanie. Szczepy bakterii zawarte w jogurcie naturalnym, kefirze, które z założenia są co najmniej naturalne poprzez swoją kompetencję do tych szczepów, które zagnieździły się w naszym organizmie, mogą działać pozytywnie. Natomiast wiara w to, że spożywając probiotyki pobudzimy sobie nasz układ odpornościowy jako całość, jest raczej modą i reklamą.

Gdy ktoś chce wybierać między tabletkami witaminowymi, a probiotykami, to jednak lepsze są te drugie. Tabletki można przedawkować, ale probiotyków nie. Natomiast jeśli ma wybrać między wielokombinowaną żywnością naturalną a probiotykami, to wybór żywności jest o wiele lepszy.

Jak należy ubierać się zimą? Lepiej jest przegrzać się niż przemarznąć?

Odpowiedź jest prosta. Przegrzanie nie jest wskazane dla organizmu. Przykładowo, jednym z najczęstszych problemów wielu osób jest tzw. opryszczka, tak zwane "zimno". Często dotyczy palaczy i pojawia się na wardze w tym miejscu, gdzie palący trzyma papierosa. Przyczyną jest lokalne przegrzanie tego fragmentu wargi. Jeśli ktoś często chodzi do solarium i narzeka na ciągłe nawracające się opryszczki, to wystarczy, żeby zrezygnował z solarium (i nie przegrzewał swojego ciała).

Gdy temperatura ciała zostaje podniesiona na długi czas, to organizm już sobie z tym nie radzi. Organizm człowieka jest dobrze przygotowany na radzenie sobie z zimnem, ale prawie w ogóle na przegrzanie, oprócz pocenia nie mamy żadnego skutecznego mechanizmu schładzającego. Pocenie jest skuteczne tylko wówczas gdy temperatura otoczenia jest niższa niż temperatura ludzkiego ciała.

Niedopuszczalne jest natomiast chodzenie zimą z gołym pępkiem czy odkrytymi plecami, czym często epatują nastolatki. Stąd prosta droga do powracających stanów zapalnych nerek, przydatków czy pęcherza moczowego.

Czy warto się szczepić przeciwko grypie czy pneumokokom?

Wielu uczonych zaleca szczepienia mówiąc, że one są dobre i bezpieczne.

Warto jednak wiedzieć, że co do większości szczepionek lekarze mają relatywnie krótki czas obserwacji, czyli około kilkunastu, 20 lat, a więc nie do końca znane są tzw. odległe skutki szczepień. Czysto teoretycznie można przyjąć, że szczepienia na te wirusy czy bakterie, które się zdarzają w miarę często, jak grypa czy pneumokoki powinny być w miarę bezpieczne. Z kolei szczepienia takie jak odra budą pewne wątpliwości. Pierwsza szczepionka odrowa była produkcji radzieckiej i co 20. dziecko miało powikłania, w tym zapalenie mózgu po jej podaniu. Dzisiaj mamy zupełnie inne generacje tej szczepionki, ale nie istnieje żaden lek na świecie, który byłyby w 100 proc. bezpieczny.

Uważam, że warto się szczepić przeciwko grypie, czeka nas pandemia grypy, być może w tym roku, może w przyszłym. Zawsze będziemy przynajmniej częściowo uodpornieni - bo choć szansa, że się trafi w tej szczepionce dokładnie ten składnik, który będzie uodparniał przeciwko szczepowi pandemii jest niewielka to wytworzona odporność na zbliżone szczepy wirusa da przynajmniej częściową ochronę.

Kiedy powinniśmy wziąć szczepionkę na grypę?

W Polsce grypa jest przewidywana późną jesienią lub zimą, co oznacza, że szczepić się powinno wcześniej, dwa tygodnie przed planowaną epidemią. Zaczynamy się szczepić od września, ostatnie terminy szczepień przypadną na styczeń.

Każdego roku są przygotowywane szczepionki na inną kombinację podtypów wirusowych, czyli taką, która jest najbardziej przewidywana, iż wystąpi na naszym terenie i będzie groźna. Dlatego nie jest to szczepionka, którą można wziąć dwa razy w życiu i się uodpornić, trzeba szczepić się co roku.

Jeśli chodzi o szczepienia przeciwko pneumokokom czy meningogokom, to warto pamiętać, że meningokoki bytują w gardle każdego z nas. Nie wystarczy sam kontakt z bakterią, by doszło do zapalenia opon, musi być to skojarzone z gwałtownym osłabieniem odporności. Te szczepionki, które są na rynku są skuteczne tylko w stosunku do jednego podtypu meningokokowego i są stosunkowo tanie.

Jeżeli natomiast chodzi o szczepionki pneumokokowe to kosztują one kilkaset złotych. Penumokoki także są bardzo rozpowszechnione, bytują na skórze, na błonach śluzowych i podobnie jak w poprzednim przypadku, żeby doszło do zapalenia płuc czy zapalenia opon mózgowych, organizm musi być bardzo mocno osłabiony. Szczepionkę penumokokową wprowadzono do kalendarza szczepień dla dzieci, które mają upośledzenie odporności - albo pierwotne lub wtórne związane z chorobami lub pobieranymi lekami immunosupresyjnymi. Te dzieci są planowo szczepione. Jeśli dziecko jest zdrowe, lepiej wydać te kilkaset złotych na właściwe odżywianie.

Czy warto brać organiczny bio-selen i cynk, a także leki homeopatyczne echinaceę?

Medycyna oficjalna nie wypowiada się na ten temat. Prawdopodobnie na naszym terenie selen może być przydatny, ale nie ma na to żadnych dowodów.

Jeśli chodzi o leki homeopatyczne, to nie ma żadnych dowodów na to, że one działają, aczkolwiek kilka laboratoriów zrobiło badania, z których wynikało, że woda którą rozcieńcza się czynniki działające - po serii rozcieńczeń nie jest już tą samą wodą, którą była na samym początku, wykazując inne parametry elektro-fizyko-chemiczne.

Z kolei echinacea, czyli wyciąg z jeżówki jest jednym ze znanych od lat biostymulatorów. Mogą ją zażywać także małe dzieci.

Czy zimą zawsze trzeba nosić czapkę, by chronić głowę?

Jest to słuszne zalecenie, gdyż chodzi tutaj o dogrzanie zatok czołowych. One są wrażliwe, chronimy je w ten sposób. Natomiast ważniejszą sprawą jest ubieranie ciepłych butów, ale nie ciasnych. W ciasnych butach zawsze będzie nam zimno, choćby były najgrubsze.

Jeśli ktoś się leczy i pomimo tego, że bierze leki jego temperatura ciała jest niska, to czy trzeba się tym przejmować?

Obniżenie temperatury ciała świadczy o tym, że układ odpornościowy czegoś nie rozpoznaje, nie walczy z tym albo jakiś czynnik spowodował jego przestrojenie, niewłaściwą funkcję. Dlatego z czymś takim powinno się przyjść do lekarza. Jeśli bierzemy leki, to trzeba zawsze mierzyć sobie temperaturę. Gdy ona będzie dochodziła do 36 stopni C z małym kawałkiem, to dopiero wtedy pacjent powinien kończyć terapię. Gdy będzie mieć ciągle 35 stopni C, to nie wolno odstawiać leków, terapię trzeba kontynuować.

Jak rozróżnić przeziębienie, grypę i anginę?

Zarówno grypa, jak i angina charakteryzują się bardzo wysoką gorączką, bardzo silnym bólem gardła i trudnościami w przełykaniu. Różnica polega na tym, że przy anginie mamy białe naloty na migdałkach i silnie bolesne okoliczne węzły chłonne, a przy grypie gardło jest tylko silnie zaczerwienione, a chory narzeka także na bóle mięśniowe i stawowe.

Przeziębienie jest wtedy, gdy mamy katar, coś nas drapie w gardle, ale nie ma kluczowych objawów związanych z gardłem i dramatycznych bólów kostno-stawowych. Są to trzy różne jednostki chorobowe. Każda z nich może się dalej rozprzestrzeniać lokalnie, atakować krtań, oskrzela, a nawet płuca, przy czym powikłania takie są częste w przypadku grypy a dla pozostałych chorób taki przebieg związany jest z dodatkowym nadkażeniem.

Co należy zrobić, gdy zachorujemy na te choroby?

Przy anginie podaje się antybiotyki, jest to angina wywołana zwykle paciorkowcem i niedoleczona może uszkodzić serce lub nerki.

Grypa wymaga pozostania w domu, nie wolno chodzić do pracy. Z przeziębieniem można pracować, pod warunkiem, że nie pracujemy w dużym zbiorowisku ludzi, bo możemy wtedy ich zarazić.

W trakcie grypy nawet pracujący w domu informatyk powinien leżeć, gdyż dodatkowy wysiłek fizyczny może spowodować dramatyczne konsekwencje zdrowotne.

Problem pojawia się po tygodniu chorowania, gdyż do tygodnia powinny się uspokoić: grypa, przeziębienie czy angina. Jeśli nie dochodzi do poprawy, to trzeba pójść ponownie do lekarza. Może się okazać, że były to objawy innych chorób infekcyjnych, włącznie z żółtaczką zakaźną. W początkowym okresie tzw. objawy prodromalne są łudząco podobne do przeziębienia.

Gdy coś występuje ostro i ostro się kończy, nie musimy iść do lekarza, choroba minęła. Jeśli się tli, objawy nie mijają, to bezwzględnie trzeba spytać o poradę, nawet gdyby te objawy były delikatne, a chory cały czas odczuwałby jedynie osłabienie.

Czy rzeczywiście polscy lekarze zbyt często przepisują pacjentom antybiotyki?

Jest to polska specyfika polegająca na tym, że lekarze nadużywają i będą nadużywać antybiotyków. Zaczyna się od tego, że dziecko i rodzice, którzy złapali tą samą infekcję leczą się u różnych lekarzy i otrzymują na nią różna antybiotyki. Ten sam szczep bakteryjny został więc uodporniony na te trzy antybiotyki. Jeśli rodzina zaraziła infekcją kuzyna, to on nie może już wziąć żadnego z tych antybiotyków, bo będą nieskuteczne.

One nie zawsze są więc prawidłowo stosowane. Poza tym wszędzie na świecie obowiązują ścisłe zalecenia mówiące o tym, które antybiotyki są antybiotykami pierwszego, drugiego i trzeciego rzutu. W Polsce jest pełna dowolność stosowania antybiotyków od samego początku. Z tego powodu my bardzo szybko generujemy sobie oporność bakterii na antybiotyki. To z kolei powoduje sytuację taką, że jeśli nie damy pacjentowi mocniejszego antybiotyku, to inny - z np. tej pierwszej linii światowej będzie nieskuteczny, bo polskie bakterie będą na niego już uodpornione. W ten sposób tworzy się błędne koło.

Niektóre typowe wirusowe przeziębienia w Polsce są leczone antybiotykami i to jest błąd. Z drugiej strony w większości przeziębień dochodzi do nadkażeń bakteryjnych, które wymagają z kolei zastosowania antybiotyku. Racjonalnie postępują pediatrzy, którzy mimo braku ewidentnych wskazań przepisują dzieciom receptę na antybiotyk, ale wymagają ich wykupienia od rodziców tylko wtedy, gdy mimo leczenia objawowego po kilku dniach nie będzie u dziecka żadnej poprawy lub wręcz dojdzie do pogorszenia jego stanu.

Antybiotyków nie można brać "na zapas", to nic nie da.

Czy samemu można brać antybiotyki, bez konsultacji z lekarzem?

Żaden lekarz nie jest w stanie ocenić stanu zdrowia pacjenta lepiej niż on sam, nie ma możliwości "wejścia w skórę" pacjenta. Tak naprawdę chory wie lepiej. Racjonalne zachowanie lekarza powinno opierać się na tym, że on udostępnia antybiotyk pacjentowi, który odpowiednio go wykorzysta, włączy go wtedy, gdy to będzie uzasadnione. Gdy pacjent zażywa takie leki, a nie ma poprawy, to oczywiście powinien zgłosić się do lekarza.

Czy nie lepiej, żeby lekarze kierowali pacjentów na terapię celowaną robiąc wcześniej antybiogram - poprzez przykładowo wymaz z gardła - zamiast przepisywać antybiotyki "w ciemno"?

To kolejny mit, o którym słychać w mediach. Mamy tylko jedną sytuację, w której wyhodujemy coś z krwi, stwierdzimy zakażenie i wiemy, jaka bakteria odpowiada za tę infekcję. Chodzi o sepsę, zakażenie krwi.

W ponad 80 proc. odpowiedzą dobrze na pytanie - jaka bakteria wywołała infekcję - wiarygodne badania moczu.

Tymczasem sytuacja, że wyhodujemy coś z gardła czy nosa, nie da nawet 5 proc. gwarancji, że będzie to właśnie ta bakteria, która odpowiada za wystąpienie stanu klinicznego u pacjenta. Ilość bakterii w nosie czy w gardle u człowieka jest tak duża, że jest małe prawdopodobieństwo, byśmy wyhodowali tylko tę odpowiedzialną za przebieg choroby.


Dr Marcin Bujak - ma 52 lata, jest absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej z 1981 r., specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, posiada doktorat.

Przez 25 lat pracował w Śląskiej Akademii Medycznej w I Klinice Chorób Wewnętrznych, a w latach 1994 - 2006 jako kierownik Zakładu Medycyny Rodzinnej. W latach 1994-1997 roku był organizatorem sieci modelowych praktyk lekarzy rodzinnych w województwie śląskim. Od 1996 r. jest kierownikiem niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej Family SANA w Katowicach, od 4 lat prowadzi jedną z dwóch na Śląsku poradni immunologicznych.

Dr Marcin Bujak jest żonaty, ma 7-letnią córkę. W młodości alpinista (wyprawy w Andy). Podróżnik, z kontynentów nie odwiedził jeszcze Australii i Antarktydy. Od 5 lat intensywnie nurkuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto