Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Natalia Partyka: Czas na sukcesy w sporcie zawodowym

Patryk Szczerba
Patryk Szczerba
Natalia Partyka urodziła się i trenuje w Gdańsku. W rozmowie z nami opowiada o swojej karierze, planach oraz o tym, czy zamieniłaby złote krążki z paraolimpiad na medal olimpijski z Londynu.

Tenis stołowy w Polsce kojarzy się wielu tylko z kilkoma osobami. Pamiętają sukcesy Andrzeja Grubby i Lecha Wałęsę odbijającego z przyjaciółmi rekreacyjnie piłeczkę pingpongową. Nie czujesz na sobie presji związanej z tym, że aktualnie to ty stałaś się symbolem tenisa stołowego w Polsce, tak jak Adam Małysz skoków narciarskich?

- Staram się nie myśleć o tym w ten sposób. Kiedy grał Andrzej Grubba, było głośno o tenisie stołowym, później jeszcze byli tacy zawodnicy jak Lucjan Błaszczyk, Tomasz Krzeszewski. Teraz to ja kojarzę się większości Polaków z tenisem stołowym, ale nie myślę o tym, ponieważ przede wszystkim chcę dobrze grać. Jeśli będę dobrze grała, to będzie o tenisie stołowym w Polsce głośno. Zdaje sobie sprawę, że dużo ludzi oczekuje ode mnie sukcesów, ale nie czuję wielkiej presji z tego powodu. Staram się o tym nie myśleć, koncentrując się na grze.

W pewnym momencie spadła jednak na ciebie duża popularność. Olimpiada, plebiscyty na najlepszych sportowców Polski, Pomorza. Jesteś tym zmęczona, czy wręcz przeciwnie - mobilizuje cię do lepszej gry?

- Popularność zaczęła się na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie i trwa w różnym stopniu i nasileniu do dziś. Musze powiedzieć, że jest ona miła i pozytywna. Wcześniej niewiele osób wiedziało cokolwiek o tenisie stołowym. Teraz to się troszeczkę zmieniło. Także moja osoba jest kojarzona z tą dyscypliną sportu. Fajnie, że tenis stołowy "wyszedł z cienia".

Nie nużą cię zaproszenia na wszystkie wywiady, wizyty w szkołach?

- Ma to swoje plusy i minusy. Cieszę się, że jest to pozytywnie odbierane przez ludzi, ale jednak ten telefon cały czas dzwoni. Jest bardzo dużo zaproszeń do szkół. Niestety nie mam tyle czasu, by móc odpowiedzieć na wszystkie zaproszenia, bo przede wszystkim muszę trenować, a czasem jest tak, że ludzie o tym zapominają. Muszę określony czas spędzić na sali, by się rozwijać i nie wszędzie mogę się pojawić. Oczywiście przyjmuję wiele zaproszeń, choć na dłuższą metę jest to trochę męczące.

Skąd wzięło się twoje zainteresowanie tenisem stołowym? Czy to przez Andrzeja Grubbę?

- Nie chodziło o Andrzeja Grubbę. Mam starszą siostrę. Ona pierwsza rozpoczęła treningi w Gdańsku. Przyglądałam się, chodziłam z rodzicami. W pewnym momencie trener zaproponował, żebym też rozpoczęła treningi. I tak na początku trenowałam z siostrą. Na początku była dużo lepsza ode mnie, ogrywała mnie. Musiałam trochę popracować, żeby stawić jej czoła.

Od razu wiedziałaś, że profesjonalna gra w ping-ponga to jest to, co chcesz robić w życiu?

- Na pewno mi się to podobało. Z chęcią chodziłam na treningi, bawiło mnie to. Nigdy też nie próbowałam żadnej innej dyscypliny, od początku postawiłam na tenis stołowy. Poznałam nowych kolegów, koleżanki. Otrzymałam też motywację do pracy, ponieważ bardzo szybko miałam szansę wystartować w Mistrzostwach Polski dla niepełnosprawnych.

Występowałaś zarówno w rywalizacji z niepełnosprawnymi oraz w meczach w zawodowym tenisie stołowym. Gdzie jest trudniej grać? Nie chodzi mi o poziom sportowy, ale oczekiwania, które są wobec Twojej osoby?

- Mogę podać prosty przykład. Na Igrzyskach Olimpijskich byłam po raz pierwszy. Nikt niczego ode mnie nie oczekiwał, byłam tam jedną z najmłodszych zawodniczek, pojechałyśmy jako reprezentacja przede wszystkim po naukę i doświadczenie. Nie odczuwałam stresu, choć grałam z zawodniczkami ze ścisłej czołówki. Wszystko przebiegało spokojnie. Natomiast jeśli chodzi o paraolimpiadę, poziom przeciwniczek, z którymi grałam na początku, był duży niższy niż na olimpiadzie, a mimo to pojawił się ogromny stres. Nie mogłam trafić piłką w stół. Czułam presję, oczekiwałam też od siebie medalu, ale oczywiście wszyscy wokół również: trenerzy działacze, kibice. Pamiętam po ostatnim meczu, że czułam się potwornie zmęczona.

Pekin to były Twoje trzecie Igrzyska Paraolimpijskie i pierwsze Olimpijskie. Jeśli miałabyś porównać te trzy miejsca: Sydney, Ateny i Pekin, czy stolica Chin rzeczywiście była tym wyjątkowym miejscem do rozgrywania zawodów sportowych, które będzie zapamiętane jeszcze na długo?

- Myślę, że olimpiada udała się Chińczykom wyśmienicie. W Atenach też było nieźle, jednak w Pekinie atmosfera była wyśmienita, zwłaszcza dla tenisistów stołowych. W tym kraju wszyscy kochają tenis stołowy, każdy interesuje się tym sportem. To było coś wspaniałego grać na trybunach wypełnionych po brzegi kibicami. Jeśli chodzi o organizację, wszystko było dopięte na ostatni guzik. O nic się nie musieliśmy martwić.

Nie było wrażenia sztuczności?

- Na pewno wiele rzeczy było zrobionych na pokaz. Chcieli pokazać światu swoją wielkość. Jednak zrobili to dobrze, jak najlepiej potrafili, nie patrząc na koszty.


- Wolnego czasu nie mam wcale - mówi Natalia/ Fot. nataliapartyka.pl


Czy w reprezentacji Polski nie czujesz się trochę jak Chinka? Jak porozumiewacie się ze swoją partnerką w deblu, Xu Jie** podczas treningów?**

- Po polsku oczywiście. Xu Jie jest w Polsce bardzo długo. Li Qian rozumie i mówi trochę słabiej, ale jakoś sobie radzimy. Bardzo zabawne sytuacje miały miejsce na lotnisku, gdy wylatywałyśmy do Pekinu. Mało kto wiedział w jakim języku rozmawiać z Xu. Po angielsku, chińsku, czy polsku. Dużo osób dziwiło się, że tak dobrze potrafi mówić w naszym języku. Trzeba powiedzieć, że większość europejskich reprezentacji wygląda tak, jak nasza.

Miałyście okazję wspólnie zwiedzić choć trochę Pekinu?

- Poszłyśmy na zakupy. Jeśli chodzi o zwiedzanie, to bardziej miałam na to czas i chęci w czasie paraolimpiady.

Bardziej cenisz sympatię kibiców z Trójmiasta, czy może cieszą cię wyróżnienia ogólnopolskie przyznawane chociażby przez czytelników Przeglądu Sportowego w plebiscycie na Najpopularniejszego Sportowca w Polsce?

- Oczywiście z Gdańskiem czuję się bardzo związana, ale gram już cztery lata poza Gdańskiem i kibice mogą mnie aż tak bardzo nie identyfikować z Trójmiastem. Nie do końca może zdają sobie sprawę też sprawę z tego, jakie mam osiągnięcia na koncie. Mimo wszystko muszę powiedzieć, że cieszy mnie uznanie wszystkich kibiców. Nie ma podziału na lepszych i gorszych.

Odczuwasz, że po twoim sukcesie wzrosła popularność tenisa stołowego w regionie pomorskim?

- Parę razy byłam w szkołach. Pograłam, ale też poopowiadałam o tenisie stołowym. Fajnie byłoby gdyby coraz więcej młodych osób wzięło się za granie, trenowanie tenisa stołowego. Jak będzie, zobaczymy niebawem.

Z którym ze sportów bardziej się identyfikujesz: osób niepełnosprawnych czy zawodowym? Bo wydaje mi się, że wiele osób cały czas podziwia Cię za sukcesy w sporcie niepełnosprawnych, a przecież i wśród zawodowców masz już spore osiągnięcia. Nie masz takiego poczucia, że jesteś cały czas w zawieszeniu?

- To prawda. Częściej dziennikarze pytają o sukcesy w sporcie osób niepełnosprawnych. Osiągnęłam już w nim wszystko, ale to nie znaczy, że nie chce się rozwijać. Teraz najważniejsze jest dla mnie to, co osiągnę w sporcie zawodowym. Najważniejsze lata przede mną, okaże się, czy przebiję się do czołówki, czy też nie. To jest mój cel numer jeden. Na większą uwagę ze strony mediów i kibiców muszę najwyraźniej jeszcze zapracować. Wszystko jest w moich rękach. Nie jest jednak dla mnie problemem ciągle łączenie mnie z ruchem paraolimpijskim i osobami niepełnosprawnymi. Czuję się z tą dziedziną sportu bardzo związana.

Jak Natalia Partyka spędza wolny czas?

- Nie mam wolnego czasu (śmiech). W normalnym tygodniu jestem albo na sali treningowej w Gdańsku, albo na uczelni, ponieważ studiuje dziennie na Akademii Wychowania Fizycznego. Zaczęłam ostatnio także kurs przygotowujący do egzaminu na prawo jazdy. Najważniejsze są jednak treningi. W świątecznym okresie miałam chwilę czasu, kiedy mogłam wypocząć.

Twoje najbliższe plany sportowe?

- Dwie główne imprezy w tym roku to Mistrzostwa Świata w Tenisie Stołowym w maju, we wrześniu są Mistrzostwa Europy. Na tych imprezach chciałabym wypaść jak najlepiej. Po drodze są jeszcze Mistrzostwa Polski, zawody z cyklu Pro Tour, w lutym są rozgrywki ligowe. Najbardziej zależy mi na zawodach międzynarodowych, dzięki którym będę mogła się rozwijać i zdobywać punkty do rankingu.

Zamieniłabyś dwa złote krążki z paraolimpiady na jeden z Igrzysk Olimpijskich czy to w Londynie w 2012, czy na późniejszych olimpiadach?

- Myślę, że jeden mogłabym zamienić, ale dwa już nie (śmiech). Na pewno medal z Igrzysk Olimpijskich jest moim największym marzeniem. Teoretycznie trudniej jest zdobyć medal Mistrzostw Europy, ale jednak magia Igrzysk Olimpijskich robi swoje. Jednak do olimpiady w Londynie trzeba się najpierw zakwalifikować i na pewno w odpowiednim czasie skupię swoje siły tylko na tym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto