Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nawet Ziobro nie dał rady

HUBERT BIERNDGARSKI
- Sądziliśmy, że po wygranej sprawie sądowej należne nam pieniądze otrzymamy jak najszybciej. Rzeczywistość okazała się całkiem inna - mówi z rozgoryczeniem Jerzy Borzyszkowski, ostatni szef stoczniowej "Solidarności".
- Sądziliśmy, że po wygranej sprawie sądowej należne nam pieniądze otrzymamy jak najszybciej. Rzeczywistość okazała się całkiem inna - mówi z rozgoryczeniem Jerzy Borzyszkowski, ostatni szef stoczniowej "Solidarności".
Od 6 lat ponad stu pracowników byłej już Stoczni Ustka walczy o należne im pieniądze. Chodzi o zaległe wynagrodzenia, odprawy i nagrody jubileuszowe, które obiecano pracownikom po upadku stoczni.

Od 6 lat ponad stu pracowników byłej już Stoczni Ustka walczy o należne im pieniądze. Chodzi o zaległe wynagrodzenia, odprawy i nagrody jubileuszowe, które obiecano pracownikom po upadku stoczni. W sumie powinni dostać kilkaset tysięcy złotych. Do dzisiaj większość z nich nie zobaczyła nawet złotówki.

Stocznia Ustka powstała w 1946 roku. W czasach świetności w firmie pracowało ponad 4 tysiące osób. Upadłość ogłosiła w 2002 roku, ponieważ jej długi, 40 milionów złotych, przewyższały wartość majątku - 34 mln zł. Pod koniec 2005 roku pod młotek poszłedł biurowiec, hale produkcyjne i magazynowe oraz grunt o powierzchni ponad 12 hektarów między ulicą Darłowską a Westerplatte w Ustce. Według wyceny rzeczoznawcy, majątek miał wartość 6,367 mlm zł. Jednak cena wywoławcza zaproponowana przez komornika wynosiła 4,775 mln zł i właśnie za tę kwotę stocznię sprzedano. W połowie ubiegłego roku sprzedano pozostałe tereny po wschodniej stronie miasta. Za te działki zapłacono 5, 5 mln zł mimo, że ich wycena wyniosła około 7 mln. Nowym właścicielem terenów postoczniowych został Jerzy Malek, właściciel firmy Morpol z Duninowa. Mimo tak wielkich pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży stoczni do jej byłych pracowników trafiają szczątkowe kwoty.
- Zaraz po ogłoszeniu upadłości skierowaliśmy do sądu sprawę o odzyskanie należnych nam pieniędzy i wygraliśmy - mówi Ryszard Błaszczyk, jeden z pracowników, któremu stocznia winna była 26 tys. zł. - Wyrok miał nawet klauzulę natychmiastowej wykonalności. Niestety, do dzisiaj większości pieniędzy nie zobaczyłem. Złożyłem nawet skargę na działalność komornika. Nic to nie dało.
O wiele dalej w swoich działaniach posunął się Jerzy Borzyszkowski, ostatni szef stoczniowej "Solidarności".
- Jeszcze przed licytacją mieliśmy cień nadziei, że znajdzie się prawdziwy inwestor i stocznia ruszy. Niestety, do tej pory nie otrzymaliśmy ani złotówki. Pisałem już nawet do ministra sprawiedliwości skargi na opieszałość sądu i działalność komorników.
Problemem zajęli się również posłowie. Jolanta Szczypińska z Prawa i Sprawiedliwości osobiście rozmawiała z ministrem sprawiedliwości Romanem Ziobro. Jak widać bezskutecznie, bo do dzisiaj sprawa nie została rozwiązana. Również prokuratorzy ze Słupska nie potrafią odpowiedzieć, kiedy zakończy się postępowanie prokuratorskie.
- Sprawdzamy, co stało się z pieniędzmi pochodzącymi ze sprzedaży stoczni - mówi Beata Majewska, zastępca prokuratora rejonowego w Słupsku. - Faktycznie zobowiązania finansowe wobec byłych pracowników spółki nie zostały zaspokojone. Są jednak kłopoty ze znalezieniem wszystkich dokumentów.
Borzyszkowskiego to nie satysfakcjonuje.
- Jeżeli dochodzenie się nie zakończy zorganizujemy pod prokuraturą strajk. Dla wielu z nas te pieniądze to jedyna możliwość przeżycia - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto