Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nikt nie powiadomił gdańszczanki, że jej mąż miał wypadek

Dorota Abramowicz
Nikomu nie życzę tego, co przeszłam w ubiegłym tygodniu - głos pani Krystyny drży. - Nadal jestem na środkach uspokajających. We wtorek, 21 stycznia, mąż pani Krystyny przepadł jak kamień w wodę.

Nikomu nie życzę tego, co przeszłam w ubiegłym tygodniu - głos pani Krystyny drży. - Nadal jestem na środkach uspokajających.

We wtorek, 21 stycznia, mąż pani Krystyny przepadł jak kamień w wodę.
Małżonkowie ostatnio niezbyt się dogadywali, ale mieszkają razem, mają dzieci i nic nie wskazywało, że ojciec rodziny ma zamiar ją opuścić.

- Zaczęłam go szukać już we wtorek po południu - wspomina kobieta. - Z córką obdzwoniłyśmy rodzinę i znajomych. Poradzono mi, bym skontaktowała się z pogotowiem. Pani Krystyna nie wiedziała, że we wtorek o godz. 11.48 na przejściu dla pieszych przy ul. Hynka w Gdańsku Zaspie samochód potrącił przechodnia. Wezwano policję, pogotowie. Mężczyzna trafił do Szpitala Specjalistycznego na Zaspie. Miał połamane żebra, złamaną nogę, uraz głowy. Był przytomny. Policjanci otrzymali jego dane, pacjent zostawił w izbie przyjęć szpitala swój numer telefonu.

- Dwukrotnie dzwoniłam na pogotowie - mówi Krystyna. - Powiedziano mi, że karetka nie wyjeżdżała do człowieka o takim nazwisku. Dlaczego dyspozytorka kłamała?
Nie kłamała - protestuje dr Dorota Dygaszewicz, dyrektor gdańskiego pogotowia - Pacjenta zabieraliśmy z ulicy jako NN, czyli osobę o nieznanym nazwisku. Kiedy jego żona zaczęła szukać męża, podała swój adres przy jednej z ulic na Żabiance. Na Żabiankę jeżdżą karetki z Sopotu, więc pewnie tam ją skierowano. I tak doszło do nieporozumienia. Pani Krystyna wybrała się do Komisariatu Policji przy ul. Krynickiej na Przymorzu. Zgłoszenia o zaginięciu nie przyjęto od razu.

- Powiedziano mi, że mąż jest dorosły i może zjawić się lada godzina - mówi kobieta. Mąż znalazł się na oddziale chirurgii szpitala na Zaspie. Nie miał piżamy, ani sztućców. Spytano go, jakie leki bierze. Podał nazwy dwóch specyfików, trzeciego nie pamiętał. Stwierdził, że w domu wiedzą co to jest, bo lek stoi obok łóżka i można tam zadzwonić.
Następnego dnia Krystyna zabrała zdjęcie i poszła zgłosić oficjalnie zaginięcie męża. Oficer dyżurny próbował pomóc, gdzieś dzwonił. Wreszcie rozłożył ręce. Na oddziale chirurgii pacjent z wypadku przy ul. Hynka leżał w wieloosobowej sali. Był pewien, że rodzina wie o jego problemach, ale ze względu na kłótnię nie chce go odwiedzać. Nie wiedział, że nikt z oddziału nie zawiadamiał rodziny.

- Nie mamy takiego obowiązku - tłumaczy dr Andrzej Kręglewski, ordynator oddziału chirurgii. - Pacjent był przytomny, mógł zadzwonić do żony. Przyjmujemy ok. 5 tysięcy pacjentów rocznie i nie stać nas na powiadamianie wszystkich rodzin. Stan zdrowia męża Krystyny poprawiał się. W czwartek zapadła decyzja o wypisie do domu. - Roztrzęsiona czekałam przy telefonie - mówi Krystyna. - W słuchawce usłyszałam, że mam natychmiast przywieźć do szpitala zaświadczenie o ubezpieczeniu męża. Mąż Krystyny jest w domu. Nie chce rozmawiać z dziennikarzem. Przecież się znalazł...

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto