Słowo „odpady” już od kilku miesięcy odmieniane jest w Nowym Sączu przez wszystkie przypadki. Związane jest to z planem budowy w mieście instalacji do termicznego przetwarzania odpadów, potocznie zwanej spalarnią.
Do realizacji tej inwestycji przymierza się sądecka firma Newag, która chciałaby wybudować ją na jednej ze swoich działek przy ul. 29 Listopada. Pomysł ten spotkał się ze sprzeciwem ze strony grupy mieszkańców, którzy obawiają się sąsiedztwa tego typu instalacji - blisko ich mieszkań, domów, przedszkoli oraz szkół.
Aby dowiedzieć się, jakie jest zdanie mieszkańców w tej kwestii, pojawił się pomysł przeprowadzenia referendum lokalnego w sprawie budowy spalarni. O chęci jego zorganizowania poinformował prezydent Ludomir Handzel, a pozytywną decyzję w tej sprawie podjęła rada miasta.
Mimo skarg składanych przez komitet społeczny „Stop spalarni” oraz wątpliwości wojewody w związku z tym, w jaki sposób zostały sformułowane pytania, referendum się odbyło. Nie przyniosło jednak rezultatu.
Uprawnionych do głosowania było 63 333 mieszkańców Nowego Sącza. Żeby było ważne, do urn wyborczych musiałoby pójść 18 999 osób. Wzięło w nim jednak udział zaledwie 4 175 mieszkańców Nowego Sącza, a frekwencja wyniosła 6,59 procent z wymaganych co najmniej 30 proc.
Na jego organizację miasto wydało 128 167, 86 zł. Większość tych wydatków, to koszty diet dla członków miejskiej komisji i obwodowych komisji ds. referendum. Wcześniej planowano wydać na referendum 250 tys zł - tyle zabezpieczono w budżecie miasta na ten cel.
Na czym zaoszczędzono? Jak wynika z danych przedstawionych w oficjalnym dokumencie przygotowanym przez wydział organizacyjno-administracyjny urzędu miasta, na druk obwieszczeń wydano nieco ponad 3 tys zł. Zdaniem przedstawicieli komitetu społecznego „Stop spalarni” zaoszczędzono kosztem mieszkańców, którzy nie zostali odpowiednio poinformowani o referendum.
- Promocja referendum była po stronie Urzędu Miasta. Mieli obowiązek tak poinformować mieszkańców, żeby o nim wiedzieli. Być może zostało to zrobione specjalnie, żeby referendum było nieważne, a potem o wszystkim mogli zadecydować radni. Wiemy jaki jest układ sił w sądeckiej radzie miasta - mówi dla „Gazety Krakowskiej” przewodnicząca komitetu Ewa Stasiak - Kubacka.
Zaznacza, że tuż po referendum w sieci pojawił się kontrowersyjny wpis prezydenta, który "włożył do jednego worka" zwolenników i osoby, które nie wzięły udziału w referendum uznając, że nie są przeciwne. Jej zdaniem, być może kampania informacyjna nie odbyła się właśnie po to, aby móc w ten sposób zinterpretować jego wyniki. Jej zdaniem to było zaniechanie ze strony miasta.
- W mieście pojawiły się jakieś plakaty, ale napisane bardzo małym drukiem. Wiele osób zgłaszało mi, że nie jest w stanie nawet tego przeczytać. Zawierały one informacje o tym, gdzie można głosować. Wiemy, że prezydent potrafi się reklamować - potrafił to zrobić przed wyborami. Co miesiąc można znaleźć plakaty dotyczące tego, co w mieście zostało zrobione. Oplakatowane są wszystkie przystanki i tablice informacyjne w mieście. O referendum nie było poza tymi obwieszczeniami nic. Gdyby referendum było ważne, jego wyniki byłyby wiążące dla władz miasta - dodaje Stasiak - Kubacka.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?