Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy system ratownictwa medycznego. Do wypadku nie wyślą już dermatologa

Ola Kurowska, APP
Z Nowym Rokiem zmieniły się zasady działania ratownictwa medycznego. – Karetkami mają jeździć tylko do ratowania życia, a lekarzy w zespołach wyjazdowych zastępować zaczęli profesjonalni ratownicy – mówi APP ...

Z Nowym Rokiem zmieniły się zasady działania ratownictwa medycznego. – Karetkami mają jeździć tylko do ratowania życia, a lekarzy w zespołach wyjazdowych zastępować zaczęli profesjonalni ratownicy – mówi APP minister zdrowia Zbigniew Religa. Dodaje, że od lat czekano na tą ustawę i dodatkowy zastrzyk środków finansowych z budżetu. Polacy nagminnie wzywają karetki by otrzymać bez kolejki poradę lub receptę. Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym ma wyeliminować takie przypadki.

– Aż w 70-80 procentach zgłoszeń wystarczyłaby zwykła wizyta u lekarza. Pacjenci nie chcą sami jechać na dyżur, więc wzywają karetkę, która potrzebna jest do ratowania życia – mówi Religa. To jeden z powodów, dla których lekarzy w ciągu najbliższych trzech lat zastąpią ratownicy medyczni. – Mają oni jedno, ale za to bardzo ważne zadanie – uratować i przedłużyć życie pacjenta do czasu, gdy otrzyma pomoc w szpitalu – mówi Religa. Przyznaje, że dotychczas był to słaby punkt polskiego ratownictwa. – Jakość ratownictwa będzie na znacznie wyższym poziomie i więcej osób uda nam się uratować. Pomoc będzie docierać szybciej, a udzielać jej będą profesjonalni ratownicy – podkreśla Religa.

Obsada karetek

Wiele osób obawia się jednak, że ratownicy będą gorzej przygotowani niż lekarze. – To bzdura – twierdzi Religa. Z obsadzeniem lekarzami karetek od lat był problem, zwłaszcza w godzinach przedpołudniowych, gdy pracują w przychodniach. Nie było też ograniczeń dotyczących specjalizacji, jaką powinien mieć lekarz z karetki. – Zdarza się, że do ofiar wypadków jeżdzą dermatolodzy czy urolodzy, którzy choć mają ukończone studia medyczne, to na co dzień nie mają styczności z pacjentami z zagrożeniem życia – dodaje minister.

Decyduje dyspozytor

Podobne rozwiązania stosują inne kraje europejskie. W Wielkiej Brytanii w karetce jeżdżą paramedycy i technicy medyczni, a we Francji jest system dwustopniowy, czyli z zespoły z paramedykami lub z lekarzami. Podobnie ma być w ciągu trzech lat w Polsce. Zespoły składać się będą z co najmniej dwóch ratowników lub ratownika i pielęgniarki. W zespole specjalistycznym będą trzy osoby wyszkolone w udzielaniu pomocy, w tym lekarz. O tym, jaki zespół wyjedzie do pacjenta, zdecyduje dyspozytor po przeprowadzeniu wywiadu.

Wprowadzenie ratowników medycznych w miejsce lekarzy spotyka się z dużym oporem, bo odbiera części lekarzy możliwość dorabiania sobie do etatów. - Szanse uratowania życia są jednak większe, gdy do wypadku przyjeżdża ratownik, a nie lekarz – przyznaje doktor Przemysław Guła, komandor corocznych mistrzostw Polski zespołów ratowniczych. Przytacza twarde dane statystyczne, z których wynika, że tam gdzie w karetkach jeżdżą lekarze – czyli w Polsce czy Niemczech – przeżywa mniej ofiar wypadków niż w USA, Kanadzie, Izraelu – gdzie jeżdżą do wypadków ratownicy.

Szeroki wywiad

Kolejną zmianą, która weszła z Nowym Rokiem jest rozszerzenie wywiadu, jaki dyspozytor musi przeprowadzić z osobą zgłaszającą zdarzenie. Ma on wyeliminować przypadki pomyłkowych zgłoszeń, a w przypadku ciężkich wypadków ułatwi przekazanie wytycznych, co w danej sytuacji zrobić zanim przyjedzie karetka. Pogotowia z całej Polski mają w archiwach masę zabawnych wpadek z nieprecyzyjnymi wezwaniami. Kilkukrotnie zdarzały się przypadki, że zgłoszenie dotyczyło zasłabnięcia staruszki w kościele, a na miejscu okazywało się, że leżała krzyżem w ramach pokuty.

Teraz, gdy wezwanie wyda się nieuzasadnione, karetka może odmówić przyjazdu. – To brutalne rozwiązanie, ale z konieczności stosowane jest na całym świecie. Nie może być tak, że cztery karetki zajęte są przypadkami grypy czy bólu pleców, a na drodze na pomoc czekają ofiary wypadku – mówi Religa.

Kto płaci

Zmienia się też sposób finansowania ratownictwa medycznego. Koszty pomocy udzielanej w tzw. fazie przedszpitalnej, czyli od wypadku do momentu dowiezienia chorego do szpitala, przejął na siebie budżet państwa. Przeznaczył na ten cel 1,2 mld zł i w kolejnych latach ma przekazywać co najmniej tyle lub więcej. Za pracę szpitalnych oddziałów ratunkowych nadal płacić będzie NFZ ze składek zdrowotnych.

Z dodatkowych pieniędzy przekazanych przez państwo tworzone są wojewódzkie centra powiadamiania ratunkowego przyjmujące zgłoszenia z numeru alarmowego 112 i przekierowujące je do właściwej jednostki policji, Państwowej Straży Pożarnej i pogotowia ratunkowego. Dotychczas system był budowany na poziomie powiatów.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto