Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obok szkoły we Wrzeszczu. Sklep ze środkami psychoaktywnym w zasięgu uczniów?

Tomasz Słomczyński
We Wrzeszczu, tuż obok Szkoły Podstawowej nr 49, można bez najmniejszego problemu kupić biały proszek lub roślinny susz, które są środkami odurzającymi ukrytymi w opakowaniach np. elementów dekoracyjnych lub zapachowych.

W poniedziałek przed południem tuż obok szkoły, na boisku Gedanii, spotkaliśmy kilku nastolatków zażywających coś, co wyglądem przypominało kokainę. W pobliżu stał radiowóz, policjanci jednak nie interweniowali. Policja o wszystkim wie już od co najmniej dwóch miesięcy.
Dyrektorka pobliskiej szkoły (oddalonej od sklepu o ok. 40 metrów), Renata Jurkiewicz, próbuje coś z tym zrobić, ale - jak przyznaje - czuje totalną niemoc.

Czytaj także: Narkotyki i broń gazowa w pokoju dziecięcym.

Sklep, którego nazwy nie podamy, otwierany jest o godz. 12 i czynny jest do 20. Witryna jest całkowicie zaklejona - z zewnątrz nie widać, co jest w środku.

- Sklep ten został otwarty na początku sierpnia. Od razu zwrócił naszą uwagę. Dziwne były godziny otwarcia i dziwna była sama witryna. Kiedy weszliśmy do środka, od razu znać było, że coś tu jest nie tak... - mówi Renata Jurkiewicz.

Kupiliśmy małą saszetkę suszu za 20 zł. Z zakupem nie było żadnych problemów.
Substancja znajdująca się w foliowym worku wygląda jak marihuana. Na opakowaniu czytamy: "Saszetka zapachowa, element dekoracyjny. Uwaga: saszetki są przeznaczone do użytku zewnętrznego. Produkt nie do spożycia! Nie stosować w bezpośrednim kontakcie z żywnością. Chronić przed dziećmi. Imitacja produktu".

Czytaj także: Hodował marihuanę w mieszkaniu.

Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się nieczynne boisko Gedanii. Krzątają się na nim robotnicy, wykonują drobne prace. W zadaszeniu, które niegdyś służyło trenerom podczas meczu, 13-, 15-latkowie, za pomocą karty bankomatowej przygotowują "kreski", chwilę później wciągają je nosem. Informują, że zawartość naszej saszetki daje "niezłą bombę". A wszystko dzieje się w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły podstawowej.

- Bardzo mi przykro, ale czuję się bezsilna - przyznaje dyrektor Renata Jurkiewicz. Informuje, że w pierwszej kolejności powiadomiła Komendę Miejską Policji. Stale współpracuje z funkcjonariuszami. Ci często przyjeżdżają, legitymują wtedy osoby wychodzące ze sklepu. - Jedyne, co mogą zrobić, to nękać i niepokoić właścicieli tego sklepu. Bo jak na razie nikt nie stwierdził, żeby popełniono tu jakiekolwiek przestępstwo - przyznaje dyrektorka szkoły.
Zapytaliśmy funkcjonariuszy, czy sprawdzają sklep. - Policjanci systematycznie sprawdzają obiekty, wobec których istnieje podejrzenie, że sprzedawane są tam substancje psychoaktywne.

We wrześniu i październiku skontrolowano sklepy i zabezpieczono w sumie ponad 600 opakowań z różnymi środkami, ze względu na uzasadnione podejrzenie, że stanowią one zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Czynności te były realizowane przez Sanepid. Tam też środki te zostaną zbadane - poinformowała podkom. Magdalena Michalewska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Z pytaniem o wyniki tych badań zwróciliśmy się do Sanepidu.
- Środki te zostały zabezpieczone, ale jeszcze nie trafiły na badania. Mamy na to 18 miesięcy, taki termin wskazuje ustawa - informuje Anna Obuchowska, rzecznik prasowy pomorskiego Sanepidu.
- To oznacza, że przez najbliższe półtora roku nie dowiemy się, czy produkty sprzedawane w tym miejscu są szkodliwe?
- Tak, ale proszę pamiętać, że do tego czasu produkty, które zostały zabezpieczone, nie mogą być sprzedawane - mówi Anna Obuchowska.
- To dlaczego wciąż można kupić podejrzane saszetki z substancjami, które zażywają nastolatkowie?
Odpowiedź jest prosta - producenci i dystrybutorzy ciągle zmieniają nazwy handlowe swoich produktów. To jest wybieg, który pozwala im sprzedawać to, co już zostało zabezpieczone (i objęte zakazem sprzedaży), jako zupełnie inny produkt.

To, że dopalacze, mimo zmasowanej akcji z 2010 roku, wcale nie zniknęły z polskich miast, jest jasne dla Zygmunta Medowskiego, terapeuty uzależnień, który pracuje w Towarzystwie Profilaktyki Środowiskowej "Mrowisko".

- One ciągle są, choć oczywiście skala ich zażywania jest mniejsza. Handel nimi przeniósł się do internetu, gdzie bez problemu można je kupić. Przykład tego sklepu to ewidentny sygnał, że podejmuje się próby wyjścia z towarem do przestrzeni miast, tak jak to miało miejsce przed zlikwidowaniem sklepów z dopalaczami - tłumaczy terapeuta, który na co dzień pracuje z uzależnionymi nastolatkami.

4 października Renata Jurkiewicz wysłała pismo do Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Gdańsku, do Kuratora Oświaty w Gdańsku, Rady Dzielnicy Wrzeszcz Dolny, Straży Miejskiej i do Centrum Informacji Kryzysowej. Poinformowała w nim o zaistniałej sytuacji oraz o działaniach, jakie dotychczas podjęła. Żadnej odpowiedzi dotychczas nie otrzymała. W piśmie wspomina, że udało się już ustalić, że w jednym ze sprzedawanych specyfików znajduje się środek psychoaktywny, którego nie ma na "czarnej liście" dopalaczy. Tym samym wszystko wskazuje na to, że jego sprzedaż jest legalna.

- Wszyscy mówią, że nic z tym nie można zrobić, aż dojdzie do wypadku śmiertelnego... - podsumowuje pani dyrektor.
Podobnego zdania jest Zygmunt Medowski: - Kiedy po zażyciu takiej substancji umrze jakieś dziecko, wtedy okaże się, że sprawę można załatwić w parę godzin. Z właścicielem sklepu nie udało nam się skontaktować.

Mamy świadomość, że niektóre powyższe informacje mogą przyczynić się do zareklamowania sklepu. Jednak sprawa jest na tyle bulwersująca, że zdecydowaliśmy się wskazać konkretne miejsce w przestrzeni miasta, w którym może dojść do tragedii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto